Jaka to jest prosta i wielka przyjemność poleżeć sobie na zewnątrz. Odłączyć się od zabieganego świata, nie mieć dostępu do Netu (tak, jestem z wymierającego gatunku ludzi offline, mój telefon nie jest podłączony do sieci), nie czekać na nic, uspokoić znerwicowany umysł, powoli go zwalniać, przestać mnożyć niepotrzebne myśli, wyciszać, włączyć wszystkie zmysły i zacząć chłonąć to, co wokoło. Wiecie w ilu kierunkach płynie rzeka? Niesamowite! Mogę tak godzinami.
Uwielbiam czuć wiatr na skórze, na plecach albo pomiędzy palcami, ciepło, zapach ziemi, szum wody i błyskające w niej refleksy słońca, zieleń! Zieleń wokół, błękit nad głową i kolorowe kwiaty przebijające się gdzieniegdzie
(kiedyś Joasiu, zobaczyłam na Twoim wątku łąkę kwietną, teraz ona mi się śni i marzę by wysiać taką gdziekolwiek się tylko da
A najchętniej w mieście, żeby przełamać ten smętny ponury pęd)
Lubię obserwować zwierzęta, ich reakcje na mnie, przelatujące nisko ptaki, które odkręcają łebki by się przyjrzeć nowemu obiektowi, chowające się płazy/gady, które wyłażą ze swoich kryjówek, tylko wystarczy się nie ruszać. I nagle jest się otoczonym zwierzyną
Z przodu stada ptaków, kaczek, mew, nurogesi, wron, czasem przyleci czapla, na kamieniach obok żaby, w wodzie ławice rybek, a nad nimi pikujące rybitwy.
Jest nawet kot rzeczny