Napisałam wczoraj post. I przytomnie skopiowałam, żeby nie uciekł w kosmos, jak sie forum zawiesiło. Więc se wkleję, bo co tam..
AYO pisze:I po co Ci to było?
W sensie - kot? Pojęcia nie mam...
zuza pisze:Dobre dusze zawsze maja trudniej
Nie wiem - nie dotyczy mnie. Ta dobra dusza. Mogę tylko na przykładach potwierdzić.
Byłam wczoraj w Leśnicy. [to taka dzielnica Wro] , mam kilka zdjeć, ale nie chce mi się dziś wstawiać.
Więc w parku w Leśnicy prawie nie było ludzi, w przeciwieństwie do drzew i innych takich. Jak już sobie wracałam, to z mostku nad Bystrzycą, łączącego park ze Stabłowicami [inna dzielnica, czy osiedle raczej] schodził pan i mnie zagadnął. Chciał pieniążków. Pan był młody, czyściutki, ale z wyraźnym deficytem zdrowotnym-umysłowym. Nie boję się ludzi ogólnie, ale pijani i tacy, po których nie wiadomo czego się spodziewać, w miejscu odludnym, potrafią mnie przestraszyć. Oczywiście nie daję po sobie poznać, nie
Kasy nie daję, zresztą zwykle nie mam gotówki. Więc pan poprosił - bardzo grzecznie - czy mogłabym mu kupić coś do jedzenia. Środek parku - trzeba iść do miasta. Ale ponieważ i tak szłam, to mówię, że nie ma sprawy. Wiedział od razu gdzie i co - pierożki koło pętli. [tramwajowej]. Idziemy sobie - pan poprosił o chusteczkę higieniczną, bo nie miał - a ja pytam i się dowiaduję. Nie pracuje, bo ma schizofrenię. Tak, bierze leki. Pracy próbował - dostawał ataków padaczki. Mieszka z rodzicami ale słabo karmią.. Rodzeństwo? Tak, brat ma padaczkę. Ma 34 lata - wygląda na 25. Często tak prosi ludzi? Tak, lepiej prosić niż kraść.
W barze poprosił jeszcze o napój [fajny bar, tani, dużo ludzi] i żeby na wynos, to zje sobie w parku. Zapłaciłam, dałam paragon, wychodzę, a pan się kłania i całuje mnie w rękę.
Wracam tramwajem. Siada obok pan. Inny. I usiłuje sie dowiedzieć gdzie tramwaj jedzie, ale nie potrafi powiedzieć dokąd chce, o jaką ulicę mu chodzi. Przesiada się za mną. I nadaje o tych ulicach. Wysiadam po kilku przystankach, w połowie drogi, bo nie wyrabiam.
A dziś.. Wychodzę, biorę ze sobą to pudełko co je wczoraj przyniosłam, które Migdał polubił, ale rano zarzygał. Biorę już suche ofc. I dobrze, bo przy śmietniku stoi szkło wyniesione przez kogoś i mogę sobie do kartonika włożyć - paterę szklaną, drugą taką mniejszą patero-miseczkę, dwie miseczki malutkie w łososiowym kolorze - wszystko szkło, duża patera waży 1,5 kg
, nie dlatego, że taka duża, ale jakaś taka gruba. I pieprzniczka z obrazkiem i napisem angielskim. Pierwszy raz coś przyniosłam ze śmietnika.
Migdałowi przyniosłam nowe pudełko... Ze sklepu, nie ze śmietnika.
A potem jeszcze znalazłam na podłodze w łazience robaczka. Lecę po zestaw ratunkowy [słoik i kartka], łapię robaczka , ale on coś się nie rusza, a zwykle to skaczą.. To okulary - pół robaczka przebiera łapkami, a pół tkwi w wylince, czy innym kokonie..[całość ma kilka mm] . To wystawiłam na okno, na uschniętą różę na parapecie [taką ciętą, która sobie leżała] i patrzę , a robaczek się wysmykuje z tej wylinki. Aż wylazł
Nie wiem co , bo się nie znam, ale mały jakiś i polazł sobie po framudze kawałek do szczeliny.
I takie miałam przygody.