Las też mam bliziutko, bliżej nawet albo podobnie, nad Ślęzą. Ale to las liściasty, taki raczej bałaganiarski, w sensie trudno po nim chodzić poza ścieżką. Lubię iglaste, ale to juz trzeba wsiąść do autobusu i podjechać.
Wymiana poszła bez zawirowań i niespodzianek. Od 9 am do 3 pm. Migdał siedział w norce, a ja czytałam przy stole w kuchni - pomiędzy pokojem a przedpokojem, który zaanektowali panowie na graty. Co chwilę wychodzili, wchodzili więc pewnie głupolek się denerwował, ale miałam dla niego plasterek szynki i zjadł go w dwóch ratach, karmiony z ręki w norze - chętnie zjadł.
Panowie poszli - kot natychmiast wylazł. W sprzątaniu mi jednak nie pomagał, a roboty miałam do wieczora.
Mam akrylową wannę , z którą się pieszczę jak z dzieckiem , żeby umyć a nie porysować. W czasie wymiany posypało się do niej trochę jakiegoś syfu [piec na ścianie , poza wanną, ale prawie nad] - sadza, coś tam z lutowania. Weszłam na moment jak pan - panowie większość po sobie sprzątali również na klatce- ścierą jakąś ścierał ten syf z brzegów wanny. Grzecznie bardzo zaoponowałam
na co pan mi zrobił wykład o wyższości wanny żeliwnej nad akrylową. Nie zgodziłam się z tym - mam wieloletnie doświadczenie osobiste.
Za to dzisiaj Migdał, pierwszy raz od .. kilku lat został sam prawie na cały dzień
. Wcześniej zostawał nawet na dłużej ale z Morelką, a potem to już nie mogłam ich zostawiać na dłużej niż kilka godzin, ze względu na cukrzycę Moreli. Dzisiaj miałam zajęcia cały dzień, jutro zresztą tak samo. Zastałam koteła na tym samym fotelu, na którym zostawiłam, ale wiem , że się przemieszczał, bo z miseczki zostało wyjedzone. Teraz siedzi murem na parapecie przy otwartym oknie i ogląda świat. Zjadł - na tym parapecie - przygotowane mięso i nie wygląda na obrażonego. Pewnie nawet nie zauważył, że mnie nie było..