megan72 pisze:A nie chciałaś być matką karmiącą?
Wiewiórczaki się tak fajnie chowają
.
Chciałabym, ale w tym wypadku było to niemożliwe. Wiewiórek był prawdopodobnie z uszkodzeniami. Nie dzwoniłam do Ekostraży jeszcze, bo jakoś nie spodziewam sie dobrych wiadomości
Szłam piechotą od siebie do Astry , przez park tez, w ramach rekreacji i spacerowania.. Wcześnie, żeby wrócić pod dach przed południowym upałem..
I na alejce parkowej , na jej poboczu zobaczyłam wiewiórkę [których jest w parku pełno, i które podchodzą do ludzi] , a przy niej malutką. Nie goły osesek, ale taką 2/3 mojej [małej] dłoni. Trochę w pozycji embrionalnej, ale oddychającą, reagująca na dotyk matki i wracającej do tej pozycji. Bardzo długo stałam przyglądając sie. Teraz uważam, że za długo.
Po wykonaniu 100 telefonów [bo się okazało, że w komórce mam wprawdzie straż dla zwierząt, ale gdzieś w innym województwie] , m.in. do centrum zarządzania kryzysowego, gdzie skierował mnie pan z SM i gdzie inny miły pan sporo wiedział o wiewiórkach, ale.. Tyle, że żeby nie dotykać , nie ruszać, patrzeć co matka.. to ja też wiedziałam.
Do małego dobierały się much, obrażeń zewnętrznych jednak nie było widać, nie mogłam tych much odganiać bez przerwy, bo liczyłam na to, że matką je weźmie do gniazda. Matka wprawdzie szturchała, ale nie próbowała ani zabrać, ani karmić. Biegała gdzieś, jadła, wspinała się na drzewo..
Po tych telefonach przeniosłam młode dalej od alejki - tak, w rękawiczce jednorazowej [zawsze mam przy sobie ] i chusteczkach. Ale nie mogłam zostawić, wbrew temu co się radzi. Ewidentnie coś było nie tak, a wrony wyraźnie były zainteresowane i średnio reagowały na odpędzanie.
Oczywiście co i raz ktoś przechodził, zatrzymywał się , opowiadałam.. Ale ludzie fajni byli. Jedna pani usiadła ze mną na ławce i zapisywała telefony, których nie miałam jak inaczej gdy mi ktoś dyktował. W ten sposób dzięki Małgosi [MalgWrocław] dotarłam do Ekostraży. Tam pani powiedziała, żebym przywiozła, bo oni ew. dopiero po południu...itd. Dosłowny drugi koniec miasta. Na szczęście najbliżej mieszkająca znajoma z samochodem, nie zastanawiała się, przyjechali z mężem ,wynaleźli mnie w tym parku [już było południe] i dotarliśmy tam z wiewiórem.
Pani stwierdziła, że prawdopodobnie jest obrzęk mózgu, bo miękka główka i duża [co ja brałam za efekt bycia dzieckiem po prostu - czasem nauka przychodzi za późno..], ale podała jakiś zastrzyk i miała zawieźć do ich weta. Włożyła do pudełeczka ze szmatkami.
I tyle.
Rada [dla siebie] - uzupełnić telefon o potrzebne numery.
Budynek Ekostraż dostała od miasta. W stanie do całkowicie,
najcałkowićciej kapitalnego remontu. I remont trwa przy pomocy wolontariuszy. Wielu zresztą . Wygląda jak niezamieszkała ruina widziany z zewnątrz. Z wewnątrz też, gdyby nie to, że są tam ludzie. Ale oczywiście zwierzaki są gdzieś poupychane. Sporo niestety ptaków, z których część właśnie nie powinna była tam trafić.
http://ekostraz.pl/portal/