Jak pogodzić się z odejściem przyjaciela?

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon lut 19, 2018 20:04 Jak pogodzić się z odejściem przyjaciela?

Wybaczcie, że się tak rozpiszę... ale potrzebuję tego..
Bożenka była wspaniałym, uroczym, szalonym, pełnym emocji kociakiem. Była spełnieniem marzeń każdego kociarza. Miała wszystko żeby rozkochać w sobie każdą napotkaną osobę. Ktokolwiek ją poznał zakochiwał się bezgranicznie... moje serce skradła od samego początku. Nawet w hodowli, podczas naszej pierwszej wizyty, kiedy mieliśmy już wybraną przepiękną kotkę ze zdjęcia, od razu zmieniliśmy zdanie gdy pojawiła się Bożenka... wyskoczyła z koszyka i bez wahania wskoczyła na mnie uwieszając mi się na szyję. Jednym spojrzeniem telepatycznie przekazaliśmy sobie z mężem informację, że musimy zmienić nasz wybór - zmienić go na tą małą kruszynkę, która lgnęła do nas jakby znała nas od zawsze... oboje byliśmy szczęśliwi z naszego wyboru, kruszynkę od początku traktowaliśmy jak własne dziecko - którego nigdy mieć nie mogliśmy. Każdego dnia dziękowaliśmy losowi, że zesłał nam to maleństwo. mijały tygodnie, miesiące a miłość była coraz silniejsza... maleństwo nigdy nie odchodziło od nas na krok, znaliśmy jej całodniowe rytuały, a noce i poranki spędzała na mych piersiach, wtulona do mojej twarzy. Zawsze była przy mnie w trudnych chwilach, kiedy miałam żal do losu że nie możemy mieć dzieci - Ona przychodziła do mnie jakby dokładnie rozumiała co czuję.. mogłam się jej wygadać i wypłakać w futerko. Zawsze była przy mnie. W rocznicę zawitania w naszym domu, myszka miała 1 rok i 3 miesiące. Żadne z nas nie spodziewało się, że to ostatni dzień pełen szczęścia... następnego dnia maleństwo zakrztusiło się podczas łapczywego wcinania mięsnego kabanosika. Narobiła nam niezłego stracha ale wszystko wydawało się wrócić do normy... nie na długo gdyż podczas każdego kolejnego posiłku mała wymiotywała całą jego zawartością. Nie czekając długo wybraliśmy się do weterynarza, który zrobił rentgen i podał zastrzyk przeciwwymiotny. Na zdjęciu przełyku niczego nie znaleziono, natomiast środek przeciwwymiotny nie pomógł. Dwa dni później jechaliśmy do rodzinnego miasta na Święta do rodziny. Stwierdziliśmy, że od razu pójdziemy do najlepszego weterynarza w mieście. Na miejscu lekarz zbadał maleństwo co było niezmiernie trudne, gdyż mimo swojej idealności myszka miała jedną wadę - nie cierpiała weterynarzy. Lekarz stwierdził zapalenie trzustki tylko na podstawie wywiadu. Zalecił jednodniową głodówkę i przepisał antybiotyk w zawiesinie. Zastosowaliśmy się do zaleceń mimo, że nie rozumieliśmy czemu mamy podawać jej zawiesinę mimo faktu iż mała już i tak była wygłodzona i miała bardzo wrażliwy żołądek. Nie musieliśmy długo czekać na efekty. W Wigilię Bożego Narodzenia mała dostała antybiotyk po którym stała się bardzo apatyczna i wymiotywała Już nie tylko po posiłku. Antybiotyk ją dobił. Zebraliśmy maleństwo i pojechaliśmy do jedynej kliniki która była czynna w Święta. Lekarz był oburzony zaleceniami swojego poprzednika, zrobił małej badania krwi i gastroskopię w celu wykluczenia ciała obcego w przełyku. Oba badania nie wykazały nieprawidłowości. Przełyk był w pełni sprawny, a badania krwi idealne. Jedyną nieprawidłowością było lekkie zaczerwienienie na żołądku które lekarz zalecił sprawdzić badaniem usg. Tak też się stało. Następnego dnia badanie w którym znaleziono 3cm narośl niewiadomego pochodzenia. Lekarz dał nam dwie możliwości, tomograf lub laparotomia czyli otwarcie małej i zobaczenie co w trawie piszczy, ewentualnie wycięcie jeśli możliwe. Zdecydowaliśmy się na tą drugą opcję. Podczas badania otwarto maleństwo, narośl widoczna na usg okazała się nie być na żołądku, a między nadnerczem i nerkami - bardzo ukrwiony guz, który otoczony był wszelakimi żyłami - niemożliwy do usunięcia, który jednak nie był przyczyną wymiotów. Podczas tego badania okazało się również, że trzustka faktycznie była zapalona i to była przyczyna wymiotów. Lekarzom jednak nie dawał spokoju znaleziony guz. Zadzwoniono do mnie z informacją o guzie oraz z zapytaniem czy mogą zrobić tomograf w celu jego dokładnego zlokalizowania. Już wtedy świat się dla mnie zawalił. Zgodziłam się bez wahania nie wiedząc, że to dopiero początek... kilka godzin później otrzymałam telefon, którego nie zapomnę do dziś... lekarz oznajmił, że guz znaleziony między nadnerczem to nic w porównaniu do tego co pokazał obraz tomografu w płucach. 3cm guz na nerkach małego kociaka okazał się tylko przerzutem. Na płucach znajdował się guz o szerokości 10cm x 12cm, zakrywał on 90% płuc, musiał rozwijać się od zawsze, gdyż wypchał i poprzemieszczał narządy wewnętrzne maleństwa, nawet serce. Była to tragiczna wiadomość, nie docierało do mnie, że moje maleństwo może być tak tragicznie chore. Nigdy nawet nie pokazała bólu, czuła się świetnie, nigdy nie miała żadnych problemów z oddychaniem, a teraz nagle miała nie mieć płuc? Nie rozumiałam tego. Po badaniach podano antybiotyk na trzustkę - tym razem w zastrzyku, który zadziałał niemalże natychmiastowo. Przyjezdzalismy z myszką do kliniki dzień za dniem przez cały tydzień, spędzaliśmy codziennie 5h na badaniach i kroplówkach. Po tomografii lekarze omijali nam szerokim łukiem, nikt nie chciał z nami rozmawiać nikt nie chciał nam powiedzieć jakie są rokowania. Pobrano biopsję z płucek w celu określenia z jakim nowotworem mamy do czynienia, czy grasiczak czy chłoniak. Po tygodniu w klinice i leczeniu trzustki antybiotykami mała wracała do siebie, jadła i szalała jak zwykle. Ktoś z zewnątrz by się nie domyślił co ma w sobie. Ale my wiedzieliśmy... Zaczął się Nowy Rok a my z niecierpliwością czekaliśmy na wyniki z biopsji, które nie przychodziły. Wiedzieliśmy, że jest źle, więc mimo , że mała nam tego nie pokazywała, staraliśmy się doceniać każdy dzień jaki mieliśmy... Miesiąc po diagnozie otrzymaliśmy wyniki biopsji, iż nie są w stanie jednoznacznie określić choroby. Maleństwo jakby to wyczuło i następnego po raz pierwszy zobaczyliśmy, że jej się pogarsza... nagle odizolowała się od nas i zaczęła oddychać niemalże 90x na minutę... od razu wzięliśmy ją do pobliskiej kliniki... gdzie opowiedzieliśmy lekarzowi całą historię. Stwierdził, że ponownie zrobi biopsję - której wyniki mieliśmy po pół godziny. Od razu określił - chłoniak... wtedy też po raz pierwszy powiedziano nam, że jest bardzo źle... że to ostatnie stadium, a chemia przedłużyłaby jej życie o najwyżej 2 miesiące.... zdecydowaliśmy się w zamian na leczenie paliatywne... lekarz przepisał tabletki, które miały poprawić komfort życia maleństwu... jednak 2 tygodnie później przestała brać tabletki, przestała jeść, coraz ciężej oddychała... a ostatniego dnia śluz wypływał z jej płuc przez malutkie usteczka... nie mogliśmy patrzeć na jej agonię... znikała nam każdej minuty... 16.02 o godzinie 00:05 Bożenka odeszła... odeszła na zawsze... zostawiając pustkę i żal w naszych sercach... czuję się jakby ktoś odebrał mi cel mojego życia... to już 3 dni bez niej... a dla mnie to wieczność... najbardziej boli jednak fakt, że nigdy już jej nie zobaczę... każdy kąt w moim domu mi ją przypomina..

Roxasia

 
Posty: 1
Od: Pon lut 19, 2018 18:37

Post » Wto lut 20, 2018 20:38 Re: Jak pogodzić się z odejściem przyjaciela?

Bardzo, bardzo Wam wspolczuje straty
Ale z tego co opisalas dalas kociakowi cudowne zycie w milosci i to sie liczy <3
Mili <3 (AMY <3 pamietamy) Obrazek plus Bagira ObrazekObrazek
Watek : viewtopic.php?f=46&t=204368
Bagi do adopcji: viewtopic.php?f=13&t=200315

MonikaMroz

Avatar użytkownika
 
Posty: 18200
Od: Nie lip 24, 2011 9:30
Lokalizacja: Kutno

Post » Wto lut 20, 2018 20:47 Re: Jak pogodzić się z odejściem przyjaciela?

Bardzo, bardzo współczuję :(
Straszny pech, taki młodziutki kotek. :(
Światełko pamięci dla Malutkiej [*]

Olat

Avatar użytkownika
 
Posty: 39232
Od: Sob mar 30, 2002 21:41
Lokalizacja: Myslowice

Post » Sob mar 03, 2018 17:58 Re: Jak pogodzić się z odejściem przyjaciela?

:(
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=213932
***** ***

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 84527
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Nowodwory

Post » Nie mar 04, 2018 22:14 Re: Jak pogodzić się z odejściem przyjaciela?

Bardzo mi przykro.
***** ***
Obrazek

Femka

Avatar użytkownika
 
Posty: 89662
Od: Sob mar 24, 2007 19:56
Lokalizacja: wiocha zabita dechami, ale jak malowniczo :)




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Silverblue i 85 gości