Rudo-szylkretowe podwójne szczęście!
Napisane: Pon sty 29, 2018 11:21
Dzień dobry wszystkim,
na miau jestem czytelnikiem od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz postanowiłam się tu bardziej uaktywnić. Adoptowaliśmy z moim TŻ dwa kociaki (około 8 miesięcy) z fundacji. Są z nami od miesiąca. Powiem szczerze, dla osoby, która miała kontakt z samymi przytulaśnymi kotami, nie radziłam sobie z ich "dziką" i przestraszoną naturą. Dzięki forum udało mi się skłonić rudego zbója do głaskania, z szylkretką mam spory problem, bo wciąż się mnie boi (chociaż w zabawach bierze czynny udział, ale metr od człowieka ). Dodam, że to moje pierwsze doświadczenia z dwoma kotami w domu.
Ta ich natura jest bardzo problematyczna przy karmieniu. Odkąd się do nas wprowadziły urzędują głównie w jednym pokoju (chociaż ostatnio to się zmienia, a już na pewno jak nas nie ma w mieszkaniu). I tam są miski. Jedna z suchą karmą, dwie z mokrą i woda. Kiedy przychodzi pora karmienia (poranek przed pracą i wieczór) rudasek jest na stanowisku z kitą do góry i mruczeniem (od tego momentu udało mi się go powoli przekonywać do głasków ze mną). Tylko ten mały huncwot zjada mokre jedzenie z dwóch misek. Nie udaje mu się zjeść wszystkiego, zostawia tak 1/3 każdej miski. Je okrutnie szybko i robi się powoli z niego kuleczka. Druga kotka też je (słychać mlaskanie ), tylko nie jestem w stanie stwierdzić ile i którą karmę, bo po prostu na dźwięki kroków w pobliżu pokoju reaguje ucieczką. W ten sposób codziennie staję przed dylematem: czy karmić tylko rudego urwisa i zostawiać im suche w misce (które również teraz jest non-stop), czy nadal karmić oba i liczyć, że to co rudy nie dopchnie w siebie zostanie dla kocicy?
Czytałam o odseparowaniu ich na czas posiłku, tylko kocica nie jest chętna na jedzenie rano. Może dlatego, że ludzie są w domu i boi się wyjść. Stąd też Rudzielec po wszamaniu swojej porcji ruszyłby z kopyta i zjadłby jej , a trzymanie ich w dwóch osobnych pokojach przez 8 godzin to słaba opcja. Nie wiem jak mam to rozplanować. A przekonanie kotki do siebie to już w ogóle inna historia, nawet smaczkami nie chce się dać skusić.
na miau jestem czytelnikiem od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz postanowiłam się tu bardziej uaktywnić. Adoptowaliśmy z moim TŻ dwa kociaki (około 8 miesięcy) z fundacji. Są z nami od miesiąca. Powiem szczerze, dla osoby, która miała kontakt z samymi przytulaśnymi kotami, nie radziłam sobie z ich "dziką" i przestraszoną naturą. Dzięki forum udało mi się skłonić rudego zbója do głaskania, z szylkretką mam spory problem, bo wciąż się mnie boi (chociaż w zabawach bierze czynny udział, ale metr od człowieka ). Dodam, że to moje pierwsze doświadczenia z dwoma kotami w domu.
Ta ich natura jest bardzo problematyczna przy karmieniu. Odkąd się do nas wprowadziły urzędują głównie w jednym pokoju (chociaż ostatnio to się zmienia, a już na pewno jak nas nie ma w mieszkaniu). I tam są miski. Jedna z suchą karmą, dwie z mokrą i woda. Kiedy przychodzi pora karmienia (poranek przed pracą i wieczór) rudasek jest na stanowisku z kitą do góry i mruczeniem (od tego momentu udało mi się go powoli przekonywać do głasków ze mną). Tylko ten mały huncwot zjada mokre jedzenie z dwóch misek. Nie udaje mu się zjeść wszystkiego, zostawia tak 1/3 każdej miski. Je okrutnie szybko i robi się powoli z niego kuleczka. Druga kotka też je (słychać mlaskanie ), tylko nie jestem w stanie stwierdzić ile i którą karmę, bo po prostu na dźwięki kroków w pobliżu pokoju reaguje ucieczką. W ten sposób codziennie staję przed dylematem: czy karmić tylko rudego urwisa i zostawiać im suche w misce (które również teraz jest non-stop), czy nadal karmić oba i liczyć, że to co rudy nie dopchnie w siebie zostanie dla kocicy?
Czytałam o odseparowaniu ich na czas posiłku, tylko kocica nie jest chętna na jedzenie rano. Może dlatego, że ludzie są w domu i boi się wyjść. Stąd też Rudzielec po wszamaniu swojej porcji ruszyłby z kopyta i zjadłby jej , a trzymanie ich w dwóch osobnych pokojach przez 8 godzin to słaba opcja. Nie wiem jak mam to rozplanować. A przekonanie kotki do siebie to już w ogóle inna historia, nawet smaczkami nie chce się dać skusić.