Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
czitka pisze:
Zmarnują się u mnie
czitka pisze:(...) Od piętnastu lat nie zdarzyło się, aby jakikolwiek mój kot nocował poza domem. (...)
czitka pisze:Pędzelki to pikuś, jaki ona ma ogon Wielka czarna puchata miotła, Mama jest podrasowiona, gruba piękna sierść, dymna trochę, brzuchol po sterylce bardziej dymny własnie i zielone oczy cudne! Niestety ogona nie udało się sfotografować, bo chowa, ale nie traćcie nadziei, może ten ogon kogoś przekona Do tego Mama przebadana od noska do ogona właśnie, na wszystko, co możliwe.
I małolata. To znaczy dużo lata, ciągle gdzieś znika. I rozrywkowa bardzo, tyle, że dzik, ale to jej przejdzie
Paskud natomiast to odwrotność Mamy niestety. Brzydal jest Gruby. Jedno oko coś nie tak, krzywy ogonek, łapki raczej krótkie.
No Paskud Ale Mama go kocha. I on Mamę
Co więcej, o Paskudzie nic nie wiadomo, nie badany. Ale zdrowy jak rydz. I może starszy to już kotek Ale bardzo grzeczny. I kontaktowy. Jak Obiś. I mruczy.
I co? Ktoś? Coś?
Zmarnują się u mnie
czitka pisze:Dzięki Kwinto za dobre słowo, ale będę się upierać. Ja je tylko przechowuję, chwilowo. Staram się zawsze gdy zabłądzi do mnie jakiś niczyj kot, żeby mu się krzywda nie stała, traktuję, jak swoje. Co wpadnie do mojego ogrodu a domu nie ma, dom mieć będzie. Muśka, Berta, Gucio, Syn- znaleźli swoje miejsce w dobrych domach. Przygarnęłam do siebie Micia, potem Obisia. Ale kolejne koty są już poza moimi możliwościami.
Nie jestem w stanie zapewnić odpowiedzialnej opieki pięciu kotom, nie stać mnie na to psychicznie, fizycznie, finansowo, czasowo.
Pisałam już o tym i cały czas sobie powtarzam. Moje się starzeją, zaczynają chorować...Ze mną jest tak samo
Lata przemyśleń. Lata radości, przyjemności, ale też i wyrzeczeń. Kocham je wszystkie, ale z a nie wynika b
Dużo tu na forum dyskusji, czy wziąć trzeciego kota, czwartego, że piąty to już nie robi różnicy, itd.
Otóż robi, niestety. Każdy kolejny robi. Nie odzywam się na tych wątkach, nie chcę robić zamieszania. U siebie mogę
Żeby odpowiedzialnie mieć kota (kochanego, bo każdy jest kochany), trzeba mieć cztery ręce. Tak, cztery, nie dwie. Kogoś do pomocy, na zmianę, kogoś kto z kotem zostanie, gdy ty musisz albo chcesz wyjechać. Albo szpital (odpukać). Osoby samotne, a wiele tu nas na forum, mają sytuację bardzo trudną. I ona może trwać lat kilkanaście. I czasem taka straszna bezradność... I te sytuacje należy pomnożyć przez ilość kotów, które ma się pod opieką. Przez czas, który nam i kotom został, przez finansowe możliwości itd.
Ja jestem pod kreską, niestety.
To sobie już popisałam i wracam do pracy. Będę w domu dopiero wieczorem. Dachowce marzną i są głodne pewnie. Martwię się o nie.
Nie chcę, żeby tak miały żyć.
Powolutku, powolutku. Oswoję pewnie z czasem Mamę, to znaczy sama się oswoi. I może wtedy będzie ten Cud...
czitka pisze:Dzięki Kwinto za dobre słowo, ale będę się upierać. Ja je tylko przechowuję, chwilowo. Staram się zawsze gdy zabłądzi do mnie jakiś niczyj kot, żeby mu się krzywda nie stała, traktuję, jak swoje. Co wpadnie do mojego ogrodu a domu nie ma, dom mieć będzie. Muśka, Berta, Gucio, Syn- znaleźli swoje miejsce w dobrych domach. Przygarnęłam do siebie Micia, potem Obisia. Ale kolejne koty są już poza moimi możliwościami.
Nie jestem w stanie zapewnić odpowiedzialnej opieki pięciu kotom, nie stać mnie na to psychicznie, fizycznie, finansowo, czasowo.
Pisałam już o tym i cały czas sobie powtarzam. Moje się starzeją, zaczynają chorować...Ze mną jest tak samo
Lata przemyśleń. Lata radości, przyjemności, ale też i wyrzeczeń. Kocham je wszystkie, ale z a nie wynika b
Dużo tu na forum dyskusji, czy wziąć trzeciego kota, czwartego, że piąty to już nie robi różnicy, itd.
Otóż robi, niestety. Każdy kolejny robi. Nie odzywam się na tych wątkach, nie chcę robić zamieszania. U siebie mogę
Żeby odpowiedzialnie mieć kota (kochanego, bo każdy jest kochany), trzeba mieć cztery ręce. Tak, cztery, nie dwie. Kogoś do pomocy, na zmianę, kogoś kto z kotem zostanie, gdy ty musisz albo chcesz wyjechać. Albo szpital (odpukać). Osoby samotne, a wiele tu nas na forum, mają sytuację bardzo trudną. I ona może trwać lat kilkanaście. I czasem taka straszna bezradność... I te sytuacje należy pomnożyć przez ilość kotów, które ma się pod opieką. Przez czas, który nam i kotom został, przez finansowe możliwości itd.
Ja jestem pod kreską, niestety.
To sobie już popisałam i wracam do pracy. Będę w domu dopiero wieczorem. Dachowce marzną i są głodne pewnie. Martwię się o nie.
Nie chcę, żeby tak miały żyć.
Powolutku, powolutku. Oswoję pewnie z czasem Mamę, to znaczy sama się oswoi. I może wtedy będzie ten Cud...
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 139 gości