ewkkrem pisze:Femka pisze:Spokojnie, nie odbierają, jeśli kotu nie dzieje się krzywda
A jak wygląda sytuacja, gdy trzeba podejmować decyzje co do leczenia? No i tfu, tfu ewentualnie eutanazji? ( Pytam teoretycznie bo myślałam kiedyś o tymczasowaniu ale coraz mniej mi się to podoba). Z jednej strony pomoc finansowa (w moim przypadku nie do przecenienia) a z drugiej brak możliwości podejmowania decyzji. Takie ubezwłasnowolnienie a sytuacje mogą być różne. Dwukrotnie podejmowałam decyzję o eutanazji. Żadna fundacja nie widzi zwierzaka 24h na dobę i nie musi patrzeć na ich cierpienia. Ja nie musiałam czekać z ostateczną decyzją.
Przepraszam, że tak smutno piszę ale pożądam wiedzy jak to jest z fundacjami. Pan google różnie gada.
ewkkrem.
Mysle, ze wszystko zalezy od fundacji.
Mialam adoptowana Czarna(z azylu w Konstancinie) i Leosia (od ryśki, nie pamietam, miaukot to byl?) i Leosia 2 (ze stwoarzyszenia start), teraz jestem dozywotnim domem tymczasowym dla Filemona (Fundacja Jokot). I nie mialam nigdy zadnych problemow. Przy adoptowanych kotach nik nie podejmowal decyzji poza mna, o leczeniu, eutanazji. Oczywiscie informowalam fundacje, bo poza Czarna pzoostawalam w ciaglym kontakcie pokazujac, ze kocio szczesliwy.
W przypadku Filemona jako dom tymczasowy jestem zobowiazana konsultowac decyzje. Ale nie oszukujmy sie i tak ja jestem najbardziej wladne je podejmowac i tak jest. Agnesca, ktora mi Filka dała, jedynie pomaga, nie przeszkadza. Nie ma sie czego bac.
Ja mysle, ze w przypadku Ponczka chodzi raczej o niedotrzymanie warunkow podpisanych, ze kot mial byc wychodzacy tylko pod kontrola, a sytuacja sie zmienia. Tez bym o tym informowala i sprawe przegadala.