Szczypiorki, Nero, Kropa, Ziuta-głodzić nie głodzić? :)

Myślę, że najbardziej prawdopodobny scenariusz to taki, że ona sobie pozwiedza najbliższą okolicę, ale będzie wracał do bazy, by w niej ostatecznie zacumować, gdy tylko nadejdą chłodniejsze dni, czyli zapewne już w sierpniu :wink:

Ma większą potrzebę wolności i tyle. Nasza firmowa Pyza, która przespała na regale całą zimę, aktualnie zagląda jedynie na michę i łazi po krzakach. Pozostaje w obrębie terenu firmy, żeby nie stracić z nami łączności, ale do środka zagląda sporadycznie. Śpi też na zewnątrz i nie robimy z tego dramatu. Niech się cieszy tymi dwoma miesiącami lata, bo tyle tego w sumie się uzbiera w naszym klimacie :wink:

. Jesienią wróci do środka

.

Fundację powiadom, ale myślę, że zamykanie go znów w klatce byłoby draństwem. Wiem, że Ponczek jest dodatni, ale kocie wiosenne walki o teren i rujkujące kocice już się skończyły. Towarzystwo leży w krzakach i przeczekuje upał - nikła szansa, że on wda się w jakieś awantury. Myślę, że masz bardzo zdroworozsądkowe podejście i problem z Ponczkiem wkrótce przestanie być problemem :ok:

Jeśli Fundacja się zgodzi, zaakceptuj jego wolę.
Nie znam przeszłości mojej Florentyny ale wiem że kocha działkę i że przez pierwsze miesiące u mnie wiecznie pilnowała drzwi - była rozdarta między potrzebą wolności a potrzebą ciepłego domu. Była ciągle niepewna czy nie straci domu ale gdy już przestała się bac, coaz chętniej i coraz wiecej jest poza domem - z tym, że do tej pory nie zauwazyłam by zapuszczała się poza naszą działkę. Zresztą identycznie było z Mikitką i ona też nigdy nie wyszła poza działke.

Dzięki, Dziewczyny.

Z dotychczasowych kontaktów z Fundacją raczej nie przewiduję, że będą chciały zamknąć Ponczka w klatce. Już przed adopcją trochę panikowały, bo kotek przyzwyczajony do swobody zaczął im się w Fundacji wycofywać. Ja, dopóki Ponczek będzie pod moją opieką, na 100% nie będę mu ograniczać wychodzenia. I to nie mimo FIV, ale właśnie ze względu na niego. U kotów stan psychiczny ma ogromne znaczenie na ogólną kondycję.

No ja taka głupia w tych tematach. Ale skoro bezdomniaki przychodzą regularnie na karmienie w jednym miejscu to i Ponczek powinien przychodzić na michę. (pomijając jego miłość dla Ciebie) Choroba Ponczka trochę komplikuje ale zamykanie go wydaje mi się okrucieństwem.
Nawiasem mówiąc, czemu to fundacja decyduje? Ponczek nie jest Twój?
ewkkrem.

Zapomniałam zapytać - co z Ziutką?
ewkkrem

powinnas poczekać i poobserwować w która strone to zmierza

generalnie FIV jakims strasznym zagrozeniem nie jest, ale wiem ze lepiej zebys miała kotka pod kontrola
:ok:

ewkkrem pisze:No ja taka głupia w tych tematach. Ale skoro bezdomniaki przychodzą regularnie na karmienie w jednym miejscu to i Ponczek powinien przychodzić na michę. (pomijając jego miłość dla Ciebie) Choroba Ponczka trochę komplikuje ale zamykanie go wydaje mi się okrucieństwem.
Nawiasem mówiąc, czemu to fundacja decyduje? Ponczek nie jest Twój?
ewkkrem.

umowa adopcyjna z fundacjami nie przekazuje zwierzaka na własność, a tylko pod opiekę. Kot pozostaje cały czas własnością Fundacji.

Ziuta nie jest widywana, ale żarcie znika.

Koty i psy wyżerają
Albo wrony

Femka pisze:umowa adopcyjna z fundacjami nie przekazuje zwierzaka na własność, a tylko pod opiekę. Kot pozostaje cały czas własnością Fundacji.

Ziuta nie jest widywana, ale żarcie znika.

Dla mnie nie do zaakceptowania. Jak to?! Wychucham, wydmucham, pokocham i co????
Ponczek jest WŁASNOŚCIĄ fundacji???
Sory, ale pewne realia są dla mnie zadziwiające. Ja jeszcze (jak się okazuje) nowa na forum.

Spokojnie, nie odbierają, jeśli kotu nie dzieje się krzywda

Femka pisze:Spokojnie, nie odbierają, jeśli kotu nie dzieje się krzywda

A jak wygląda sytuacja, gdy trzeba podejmować decyzje co do leczenia? No i tfu, tfu ewentualnie eutanazji? ( Pytam teoretycznie bo myślałam kiedyś o tymczasowaniu ale coraz mniej mi się to podoba). Z jednej strony pomoc finansowa (w moim przypadku nie do przecenienia) a z drugiej brak możliwości podejmowania decyzji. Takie ubezwłasnowolnienie a sytuacje mogą być różne. Dwukrotnie podejmowałam decyzję o eutanazji. Żadna fundacja nie widzi zwierzaka 24h na dobę i nie musi patrzeć na ich cierpienia. Ja nie musiałam czekać z ostateczną decyzją.
Przepraszam, że tak smutno piszę ale pożądam wiedzy jak to jest z fundacjami. Pan google różnie gada.
ewkkrem.

Z adopcją z fundacji jest tak: utrzymujesz, karmisz, leczysz - na własny koszt, bo z tego punktu widzenia to Twoje zwierzę. Ty podejmujesz decyzję o eutanazji w porozumieniu z wetem.
Jak krzywdzisz, rozmnażasz, głodzisz, narażasz na niebezpieczeństwo - Fundacja jest właścicielem i może zwierzę odebrać.
Ale Fundacja ma obowiązek pomóc, gdy z jakiejś przyczyny nie jesteś w stanie zapewnić zwierzakowi dobrego życia. Powinni wtedy albo wesprzeć finansowo (o ile są w stanie), udostępnić weta ze zniżkami albo za darmo, w skrajnych przypadkach pomóc znaleźć drugi dom, albo zabrać do siebie. Kilka razy brałam kota z organizacji (schron, fundacja). Zawsze informowałam, gdy działo się coś złego i gdy kot odchodził. Oprócz tego, że fundacje mnie molestowały o informacje, ale to był raczej przejaw zainteresowania, a nie kontroli. Raz adoptowałam sukę w stanie takim, że raczej na dożycie, a nie na życie (pewnie niektórzy pamiętają ON Fionkę). Fundacja nigdy nie ingerowała w sposób leczenia i opieki nad suką.

Opisuję swoje doświadczenia. Miałam szczęście do adopcji od fajnych ludzi. Schron w Katowicach, w Krakowie, Canis z Warszawy, teraz Ebra z Wrocławia. Wiem, że bywa różnie.
Naprawdę nie ma się czego obawiać.

Dzięki za info. Takich informacji się nie wygoogluje. Na temat różnej maści fundacji nie mam dobrego zdania ale to co piszesz brzmi ok.
ewkkrem.

trzeba brac pod uwagę ze nam może cos się stać
wtedy rodzina- jeśli nie zechce się zajac, ma obowiązek powiadomić fundacje, która zwierzaka odbierze i znajdzie mu dom
nie może być tak ze się otwiera np. kotu drzwi i niech sobie idzie - choć sa i takie przypadki - albo zawozi do schroniska

ja w ten sposób dostałam z powrotem 2 koty od malzenstwa które się rozeszlo i już ich nie chciało
ale była tez taka sytuacja ze pomogłam wykastrować kota babci, zaczipowalam, ale czip był na mnie
babcia albo spadkobiercy kota wyrzucili - u weta został odczytany czip, powiadomiono fundacje i Canis kota zabral
zresztą historia jest opisana na stronie
ma to te dobra strone ze przynajmniej znana jest historia kota łącznie z jego chorobami, szczepieniami

Maryla pisze:trzeba brac pod uwagę ze nam może cos się stać
wtedy rodzina- jeśli nie zechce się zajac, ma obowiązek powiadomić fundacje, która zwierzaka odbierze i znajdzie mu dom
nie może być tak ze się otwiera np. kotu drzwi i niech sobie idzie - choć sa i takie przypadki - albo zawozi do schroniska

ja w ten sposób dostałam z powrotem 2 koty od malzenstwa które się rozeszlo i już ich nie chciało
ale była tez taka sytuacja ze pomogłam wykastrować kota babci, zaczipowalam, ale czip był na mnie
babcia albo spadkobiercy kota wyrzucili - u weta został odczytany czip, powiadomiono fundacje i Canis kota zabral
zresztą historia jest opisana na stronie
ma to te dobra strone ze przynajmniej znana jest historia kota łącznie z jego chorobami, szczepieniami

Jestem świadoma mojej śmiertelności. Dlatego nie chciałam w moim, słusznym, wieku brać młodego kota. Niestety los zarządził inaczej i mam oprócz 10-cio latka także 2-latka. Chcąc nie chcąc muszę jeszcze pożyć jakieś 15-17 lat. Fundacja ma, z tego wynika, i dobre strony. Kot miałby większe szanse niż ten wyrzucony przez spadkobierców na bruk.
ewkkrem.

Szczypiorki, Nero, Kropa, Ziuta-głodzić nie głodzić? :)

Kto przegląda forum