Oj, nie lubię
Prowadziłam nawet kilka lat wątek "Byle do wiosny", ale przegrał z konkurencją. Dla mnie zima mogłaby nie istnieć, ta zeszłoroczna była super. Chciałabym zapadać w sen zimowy na początku grudnia i budzić się na początku marca.
Z upływem lat jest coraz gorzej.
Coraz gorszą sytuację mamy u bezdomnych kotów.
Moja mama ma coraz większe problemy z chodzeniem, kiedy jest tak, jak teraz, boi się wychodzić z domu.
Mój mąż jest inżynierem, pracuje przy budowie dróg ogólnie mówiąc. W tym roku "z okazji" olbrzymich mrozów miał dwa dni wolne, i owszem, ale w śnieżyce, a mieliśmy ich do tej pory 6, pracował. Dzisiaj musieli załadować i wywieźć 4 ciężarówki g..., żeby w ogóle móc zacząć pracować.
Obserwuję przez okno walki o przetrwanie wśród ptaków, też wiewiórki są atakowane przez gawrony, kawki, sroki - bo skąd wziąć jedzenie? A niestety, ludzie się nie zmieniają, wzrok coraz gorszy i widać tylko końcówkę własnego nosa, więc oprócz nas tylko jedni państwo czasem coś dadzą.
Pół roku temu miał u nas miejsce downburst, pisałam o tym, Park bardzo ucierpiał, "nasze" ukochane, nieodżałowane drzewa... A opady mokrego g..., a taką całodzienną śnieżycę mieliśmy niedawno, to też łamanie się konarów, całych drzew.
Nie widzę pożytku z zimy. Ziemia teraz jest zmarznięta na co najmniej pół metra, słabo będzie z tym przyjmowaniem wody podczas roztopów, o którym wszyscy trąbią, że "nie będzie suszy".
Coś tam bym jeszcze wymieniła...
Najgorsze jest to, że nie mogę na to wszystko nic poradzić.
Także nie, nie lubię