Na razie chyba zrobię sobie przerwę, dam oczom odpocząć. Muszę teraz skończyć metryczkę dla małej kociary, która we wtorek pojawiła się na tym najlepszym ze światów. A później odpoczynek.
Kwiryna, domek w kwiatach zwyczajnie wykrzyżykowany, a jemiołuszka (kardynałek??) - miałam zestaw, kilka lat temu dostałam w prezencie, była kanwa, kolorowe nitki, dzwoneczki, drut, wzór i instrukcje dla początkujących. Akurat w tej jemiołuszce jestem dumna z french knot'ów, czyli tych supełków, tutaj właśnie nauczyłam się ich konkretnie, do tej pory albo wyszedł, albo nie, tu było ich sporo i miałam wielką frajdę z węzełkowania
A u nas znowu nerwowo.
Biały łepek tak wygląda:
Chrapek chciał przybić gwoździa, ale już po raz drugi nie udało mu się. Pierwszy raz taką ranę miał Krzyś w lecie, jeszcze przed operacją. Przeraziłam się, bo wyglądała, jakby mięśnie pękły. Zagoiło się. Wetka osiedlowa mówiła, że to mogło zrobić się od słońca. A ta, która jest teraz? Słońca brak. Więc inna musi być przyczyna. Niestety, prawdopodobnie nasze wytłumaczenie jest prawidłowe.
Ale jest większy problem:
Zauważyłam w środę, w czwartek byliśmy u naszej wetki. Ona mówi, żeby poczekać, obserwować. Może to znowu Chrapek. Żeby nie panikować. Ale ja panikuję. Już ten płaskonabłonkowy śni mi się po nocach. Niby Krzyś jest normalny, zachowuje się, jak zawsze. Ale znowu ostatnio czytałam na jakimś blogu o kocie, u którego płaskonabłonkowy zeżarł ucho, a który do końca życia nie stracił apetytu.
Krzysiek mówi, że zmiana nie rośnie i się goi. Ja nie wiem. Denerwuję się, co tu dużo gadać.