Zdarzają się brunatne wiewiórki, chociaż chyba jednak najbardziej znane są te rude. Krzysiek spotkał taką "czarną" w Chełmie na terenie ogródków działkowych.
U nas w Parku długo rudzielców nie było, w sierpniu 2018 pojawiła się jedna, w styczniu zniknęła, wróciła w lecie, a potem, w czasie choroby Synunia, pojawiła się druga. No i mamy przychówek
Te maleńkie, które pojawiły się kilkanaście dni temu, jeszcze słabo sobie radzą, ale te starsze to już "stare wygi". Mam nadzieję, że paru sąsiadów, którzy, o dziwo, rzucają im teraz orzechy, równie chętnie będą to robić zimą...
Ale mam jeszcze jedną historię dla Was. W zeszły czwartek między 15:30 a 16 słyszę dziecięce krzyki pod balkonami. Jestem niestety przewrażliwiona po różnych "akcjach" związanych z moimi poidełkami, które teraz, kiedy są wiewiórki, zdają się być jeszcze bardziej potrzebne. Wybiegłam więc na balkon, a tam czwórka kilkuletnich braci z drugiej klatki wymachuje patykiem i wrzeszczy: padalec! padalec! Na co ja wrzeszczę: nie zabijajcie go, już biegnę z pudełkiem! Nietrudno było się zorientować, że "padalec" to tak naprawdę zaskroniec, oczywiście. Chłopaki uciekli (wiem z relacji Krzyśka, który na szczęście wyjątkowo wcześnie wrócił wtedy do domu), ja chwyciłam pudełko po butach i pobiegłam na dół. To był młody osobnik, ale już dosyć spory. Babcia chłopaków, ich ojciec i oni sami obserwowali wszystko z balkonu. Chyba chłopaki mieli jednak pietra, że zrobili mu krzywdę: zamiast uciekać, wąż zwisał mi bezwładnie w ręku, leciutko machał końcem ogona, wysuwał co jakiś czas język, miał wytrzeszczone oczy i... okropnie śmierdział. Chłopaki zobaczyli z balkonu, że poluje na żabę i zbiegli na dół, żeby mu to uniemożliwić... Chcieli utłuc węża, bo ten polował... Krzyśkowi kazałam zadzwonić do naszego Rexa i zapytać, czy przyjmą nas z zaskrońcem. Biedak w tym pudełku prawie się nie ruszał. Wróciłam szybko do domu, żeby się przebrać, wziąć maseczkę, pudełko z wężem stało kilka minut w przedpokoju. Kotów, o dziwo, nie zainteresował dziwny zapach... smród
Ładujemy się do samochodu. A zaskroniec... odżył. Ledwo go złapałam, bo chciał zwiać z pudełka (dobrze, że nie stało się to w domu, wyobraźnia podpowiada mi demolowanie kuchni w celu wyciągnięcia węża zza szafek
). No i zamiast do gabinetu wet, podjechaliśmy pół km dalej nad rzekę i wypuściliśmy go na skarpie.
Dopiero kiedy wróciliśmy, przeczytałam w Wikipedii, że zaskrończyk tak się zachowuje w sytuacji zagrożenia: udaje martwego. Ta bezwładność, wytrzeszcz, w końcu - okropny smród wypuszczony z kloaki, mają odstraszyć albo raczej - odstręczyć drapieżnika. Mnie? Chyba chłopaków z kijem
Rozpisałam się, ale bardzo mnie ta historia poruszyła. Wiem, jakie są dzieci u nas, ba - jacy są ich rodzice. Boję się o zwierzęta tutaj. Wczoraj był jeż. Zdarzają się żaby (trawne), zaskrońca, tylko połowę mniejszego niż ten sprzed tygodnia już ratowałam, to było w maju 3 lata temu.
To ten maluch sprzed 3 lat, teraz nie zrobiłam, o zgrozo! zdjęcia
Magda, balkon trudny do osiatkowania, marzy mi się zwykła, prostokątna w rzucie loggia. Bo to nasze nie jest ani ładne, ani praktyczne, powiem szczerze. Ale nie zawsze można sobie wybrać (to TBS).
Ola, ja na to konto YT wstawiam filmiki zwykle niepublicznie, żeby Wam tutaj pokazać, ewentualnie wysłać mamie mailem. Nie wiem, czy można zobaczyć te, które wcześniej wstawiałam? Są to głównie koty, kręcone w lepszej lub gorszej (z naciskiem na: gorszej) jakości