Ola, Ania, Kasiu - bardzo dziękuję. Mijają 4 tygodnie, miesiąc, bo luty - a jest nadal strasznie ciężko. Byle komentarz, skojarzenie sprawia, że łzy płyną, powiem Wam, że kochałam tego naszego maluszka
Chciałabym jeszcze polecić kogoś w tym wątku, może zajrzy ktoś z Lublina i skorzysta.
Mam tendencję do zarzekania się: nigdy więcej, koniec! Okazuje się, że to nie do końca dobre...
Szukałam sobie czegoś i wpadł mi w wyszukiwaniach ten post sprzed ponad 3 lat:
Katia K. pisze:[...]
Atta, ja mam podobne odczucia, jeżeli chodzi o weterynarzy, przychodnie. Nie tyle odczucia, co doświadczenia. Np:
pewnie ciągle najbardziej polecana w Lublinie przychodnia (piszę "pewnie", bo nie zaglądam już dłuższy czas na fejsbuka, ale jeszcze niedawno czytałam, że przyjmują tam cudotwórcy ) - zabierają kota do jakiegoś innego gabinetu i robią z nim nie wiadomo co. To tam Krzyś miał wykrytą "straszliwą grzybicę". Tam u Zmorki moich rodziców nie zauważono prawie gnijących dziąseł. Z drugiej strony, przyjmują fundacjom do szpitalika ledwo chodzące bidy z ulicy. Ale ja z ich usług już nie skorzystam. Można dużo pisać. Teraz "uczepiłam się" popularnej przychodni, ale zostaję u nich, dzięki nim (dwie lekarki stamtąd) Krzyś dostał ponad dwa lata życia.[...]
Do przychodni, o której piszę na początku cytowanego postu, miałam dosyć blisko po tej naszej nietrafionej wyprowadzce z Parku pod koniec 2021 roku.
Kiedy stan Chrapka dwa tygodnie przed śmiercią nagle bardzo się pogorszył, pobiegłam z nim tam właśnie, choć to był styczeń, bardzo zimno i sypało. Ale jechać autobusem z przesiadką do wtedy jeszcze "naszej" przychodni - nie chciałam. Przyjęła nas młoda lekarka, która w czasie, w którym miały miejsce opisywane przeze mnie w cytacie historie, nie pracowała tam jeszcze. Pomogła Chrapkowi doraźnie, poleciła wizytę u ortopedy. Zapisaliśmy się, ortopeda też bardzo nam pomógł, Chrapek dostał wtedy Solensię i przynajmniej na swój ostatni tydzień poczuł się bardzo dobrze.
Kiedy wzięliśmy Kokoszniczka z jego przypadłością ("niedźwiedzią łapą", nie starym złamaniem, jak to miał określone w Schronie), też postanowiliśmy pokazać go tamtemu ortopedzie. Ponieważ przy okazji była pobrana krew i wyszło, co wyszło, na dalsze badania, usg, mocz itp. umówiłam go już do tamtej młodej lekarki. To był najlepszy wybór, prowadziła Kokoszka do końca, oczywiście we wrześniu dołączył kardiolog, ale pani Ewa Potocka stała się dobrym duchem Kokoszka.
Kiedyś pytałam tutaj, gdzie i czy w ogóle robią usg bez tego strasznego dla chyba większości kotów golenia. Kasia, wtedy pisałaś o Świdniku. Okazuje się, że nawet nie musiałam o to prosić, Kokoszek ani razu, a tych badań było bardzo dużo, nie był golony. Podczas któregoś usg brzucha dr Ewę zaniepokoiło coś, co kazało nam zapisać się na echo serca.
Zna się na swojej pracy.
To zabieranie kota do innego gabinetu nadal mi się nie podoba, ale w rzeczywistości przy większości badań byłam obecna, nawet raz pobierałyśmy razem mocz, co było dla mnie lekkim szokiem, bo nigdy wcześniej tego nie widziałam.
Stwierdziłam, kiedy kupowaliśmy mieszkanie jesienią zeszłego roku, że chyba jedyną dobrą rzeczą, jaka nas spotkała tam, gdzie spędziliśmy ostatecznie rok, było to przekonanie się na nowo do Specjalwetu, bardzo się cieszę, że Kokoszek do końca tam chodził.
Przychodnia, o której piszę w końcowej części cytatu, gdzie leczyliśmy Krzysia i prawie do końca Niunię i Chrapka, cóż, będę polecała, ale zawiodłam się tam jednak mocno. Więc nie będę pisała już, że "nigdy, przenigdy", ale też daleka będę od wychwalanie pod niebiosa.