OT. Może mod jakiś wrzuci to w stosowniejsze miejsce, ja nie mam pomysłu na to.
Jak widać nie dotrzymałam słowa i zajrzałam, troszkę niżej się wytłumaczę, ale nie w 100%, więc można po mnie jechać. No ale skoro tu już jestem, to po co się z tym ukrywać?
Femka, milczenie po moim poście, jakoś się tego nie boję. Tak po prostu, ale dziękuje i za Twoją uwagę.
Meg11 dziękuje. Co więcej rzec, dziękuje po prostu.
Beata68 jest jak jest, było jak było, też na bank nie byłam tu osobą lubianą, nie raz zapędziłam sie w jakiejś dyskusji o słowo a nawet dwa, tylko jedno, nigdy długo nie chowałam urazy. I przy tym zostanę. Nigdy nikogo nie brałam na cel, i chyba w tym jednym mam racje, nie warto, zwyczajnie nie warto... Można się nie lubić, nie zgadzać, ale to zupełnie co innego. Jeśli ktoś chce iść ten krok dalej, jedno tylko- nie warto.
A teraz coś, co sprawiło, ze zatęskniłam za tym miejscem tak szybko. Nie tłumaczy mnie to w 100%, ale może ktoś to zrozumie- normalnie założyłabym watek, bo czuję, ze pomoc by mi się przydała... Więc skoro sama dla siebie nie dotrzymałam słowa, to choć się troszkę wytłumaczę..
Każdy ma jakieś marzenie, w które w sumie nie wierzy, to jakby marzyć, ze można by mieć o 10-20 lat mniej. No się nie da. A moje właśnie poszło o pól kroczku, a może nawet kilka dalej. Moja Myszka-Zołza od 8.11.2017 jest u mnie w domu. Kot dziki, kot którego nawet nie dałam rady zakroplić jakimś spot-onem na zewnątrz, właśnie jest u mnie w mieszkaniu. Pominę historię, pominę to, ze była coraz starsza (choć jej wieku nie znam) i bałam się, że kolejnej zimy na dworze zwyczajnie nie przetrzyma. Dokładnie 08.11.2017 naprawdę mi tego miejsca zabrakło. Bo nigdy nie miałam pod opieką naprawdę nieobsługiwanego kota, bo nie jest idealnie, ale też nie jest naprawdę źle, nie wiem jak to się rozwinie, bez szczegółów, by się zbędnie nie rozpisywać, zabunkrowała się, ale siku w kuwecie, kupa, jedna, duża, pewnie wstrzymywana, też, wczoraj wieczorem, no i udało się jej dać spot on na życie wewnętrzne, z tasiemcem, pchłami, bez świerzba, zajrzeć do uszu sobie nie pozwoli, ale ich nie drapie, choć od jakiegoś roku, zaobserwowałam, ze ma niedosłuch. Kolejny powód, by w końcu zamieszkała ze mną, znamy się z przed domu od jakiś 4 lat. Problemy, ze prawie się nie rusza z miejsca, kontakty z drugim kotem i to co mnie masakrycznie martwi, co robić, jak taki kot zachoruje... Mnie zna, ale nic przy niej nie zrobię. I tak co by tu się nie działo, zabrakło mi tego miejsca szybciej i dużo potężniej, niż kiedykolwiek się spodziewałam. Nawet powiedzenia komuś, ze z jednej strony stało się coś dobrego (póki co radzi sobie w domu-na pewno nie jest bardzo źle, na siłę bym jej tu nie trzymała), a z drugiej strony zwyczajnie nie wiem co dalej ... I tego dalej się zwyczajnie boję, bo nie mam doświadczenia z takim kotem.
Kończąc tą niechcianą i zbyt szczerą spowiedź może tyle, konto zostawiam. Jak mnie sytuacja przyprze do muru, założę watek w tej sprawie, bo naprawdę będę potrzebować rad, nie jazdy, ale rad, a nie wiem jak to się rozwinie... Szczerze, naprawdę boję się tego. Nawet nie mam tu weta, który by się podjął leczenia dziczy. A chciałabym by choć przezimowała w mieszkaniu, a jak się uda, to nawet została na jej resztę życia, może bez agresywnego leczenia ale przecież nie uda się tak, by w ogóle bez leczenia, szczególnie ze to raczej już staruszka. Też kontakty z drugim kotem, goni go, ale póki co nie rusza się z miejsca w którym się zabunkrowała. Je, załatwia się (kuwetę ma pod łapką, tak jej odkrytą od razu postawiłam i na żwir dałam ziemię, coś tam wiem) , ale sprawia wrażenia jakby bała się wyjść poza ten jeden metr kwadratowy
A dom dużo większy i nie wiem jak to się ułoży. Póki co goni drugiego kota i tam sobie siedzi. Przed domem uciekała przed nim, dłuższa historia, boję się więc problemów. To w sumie druga doba, kilka godzin ponad. Jak na tego typu kota i taki czas, to chyba jest to dobra wiadomość. Ale co sie zdarzy dziś jeszcze, jutro, naprawdę nie wiem, stąd, zostawiam konto, stąd dokładnie 8mego za tym miejscem zatęskniłam, bo będe już działać na czuja/po omacku, bo potrzebować mogę wsparcia, bo się zwyczajnie nie znam... A mimo to, zdarzyło sie coś dobrego, mam ją, tą moją pół dziką staruszkę w domu i jakoś nie ma póki co tragedii...
Pewnie nie powinnam, ale od 8mego jak nigdy zatęskniłam za tym miejscem. I jak sie mają do tego polityczne spory? Dla mnie nijak, bo jutro nie wiem, jakie wyzwanie mnie czeka, jak to się rozwinie, a chyba wiadomo, ze chcę, by było dobrze. Tylko doświadczenia mi brak. I nie, nie planowałam tego, nijak. Jak już od dwóch lat próbowałam ją wprowadzić za pomocą piersi kurzej do domu, weszła, nie po raz pierwszy, ale poprzednio nie zjadła, ganiała od drzwi do okna i skrzeczała, a tym razem zjadła, i tak ją uwięziłam w domu. Tylko naprawdę nie wiem, co dalej. Chyba nigdy nie wierzyłam, że to się uda. Kiedykolwiek. Cieszę się wiec i się boję, bo taki kot w domu to prawdziwe wyzwanie. Może mod otworzy odrębny watek, przeniesie moje dwa ostatnie posty do niego, bo były one tu OT. Ja wiem jedno, co bym sobie wtedy, gdy pisałam, że już się nie odezwę , nie myślała, straciło to na znaczeniu. Bo właśnie zadziało się coś, co nigdy nie miało prawa się stać, bo sobie marzyłam, ze w końcu przezimuje u mnie, choć na klatce schodowej, jakkolwiek, ale w sumie w to nie wierzyłam nigdy. Próbowałam bez przekonania, pewna ze i tak nic z tego nie będzie, nie bez przyczyny ma ksywę Zołza. A tu proszę.... Na pewno jak będę musiała, jak stanę przed ścianą, założę tu watek. Tyle. Może mod założy taki, a ja się do niego dopiszę, bo dwa ostatnie posty moje tu, były tu OT.
Ostatnio edytowano Śro lut 21, 2018 20:51 przez pwpw, łącznie edytowano 3 razy