Jak przypuszczałam- stagnacja. Odnoszę wrażenie, ze Myszka jest skłonna ruszyć się z bunkra tylko gdy jest już głodna a w miseczkach pusto. Wtedy daje się nawet zaprosić do salonu (jak Puma zamknięty), ale już tam nie zostaje. Chodzi tez po kuchni, łasi mi się do nóg, mruka, kołtuni kocyki. Po za tym korzysta z wywczasów i zwyczajnie się tylko przewraca z boku na bok... Wygląda, ze jej tam dobrze, a ja się martwię, ze jednak za mało się rusza
Coś tam w nocy czasem słychać, rzadko nawet widać, ze kot coś tam łaził. Ale troszkę jest tak, jakby nie czuła potrzeby ruchu... Ewidentnie jej tak dobrze i ok, ale niech czasem ruszy kuper, pochodzi trochę... I tu nie mam pomysłu, jak ją do tego nakłonić.
Z zachowania wróciła już do tego co było przed domem. Nie ma sztucznego łaszenia się, tylko jak czegoś ode mnie chce (czytaj w miseczce pusto). Jak jest czymś zaniepokojona, nie daje mi się dotknąć, jak nie, chętnie daje się głaskać po główce. No to już zupełnie jej charakter z przed domu. A ja się łudziłam, że się troszkę bardziej udomowi, bez fajerwerków, ale ciut bardziej.
W miseczkach bywa pustawo, bo staram się poszerzyć jej repertuar akceptowalnego żarełka. Minął już okres rozpieszczania i dawania na każde żądanie piersi kurzej, bo to jednak nie najzdrowsze. Owszem nadal pamiętam, ze to jest suuuuper- maru mrauuu-mniam, ale czasem pól dnia nic nie daje, by zjadła choć jedną z niewielu akceptowalnych puszek, czy jakieś inne mięsko. Rożnie to wychodzi, ale walczyć trzeba
Za to od wczoraj można ja nazywać 'księżniczką na ziarnku grochu', tylko bez tegoż ziarenka.. A to dlatego, ze teraz nie idzie kupić grochu w ziarnkach, a szukałam, bo na wsi miałam własny, a nie to coś, już chyba wstępnie przetrawionego w polówkach. A kusi tak, ze pewnie jakbym miała, to bym podrzuciła... Cała reszta się zgadza, charakter
, piernaty... Piernaty są już piętrowo, bo udało mi się podrzucić na okno legowisko. Niestety dałam na nie ten jej kocyk, by lepiej zaakceptowała, no i kocyk pod legowiskiem... Sporo tego. A i tak nie chciała wejść, tu jednak z pomocą przybiegł Puma, bo kiciałam do Myszy, by jednak wskoczyła. Na kicianie nie, na widok Pumy się zdecydowała i teraz leży tam zagmyrana w te puchy. Wygląda na zadowoloną. jedynie dwie rzeczy, raz to jednak parapet okienny, więc chłodniej, mimo nowoczesnego okna i drewnianego parapetu, a dwa to brak ruchu... Schodzi tylko jak czegoś chce ode mnie (czytaj jedzenie) i do kuwety. Za to w bunkrze prezentuje się jak prawdziwy domowy kot, każda pozycja, no może poza pełnym rozciągnięciem z kołami do góry, już została mi zaprezentowana. Jak zdecyduje się mnie pomolestować o żarełko, zeskakuje, przeciąga się, ziewa czasem i i miziu o moje nogi, jak przed domem. Kot wyluzowany, jak domowy, prawie, tylko prawie robi tu różnice. Martwię się o ten brak ruchu... No i to okno, ciepłe ale zawsze okno. Póki co kupki są, regularne i ok. No ale bez ruchu mogą się pojawić zaparcia, a jaj jej nic nie podam, a sama nie chce nawet tuńczyka z puszki
Siemienia tez pewnie nie ruszy, inne tłuszcze typu olej z łososia, smalec gęsi są też dla niej niejadalne, ma ktoś jakiś patent? Bo boję się, ze jej tak dobrze, wiec raczej sama z siebie nie pójdzie o krok do przodu. Z wędką może później spróbuje, ale jak znam Myszę, to raczej będzie się jej bać.
No i tak u nas już jest. Księżniczka na ziarnku grochu, bez grochu, w jaskini wielkoluda, ale bez dramatycznych zwrotów akcji
Już sama nie wiem, czy była kiedyś domowa, czy tak po swojemu zdecydowała, ze się do mnie wprowadzi, bo tu i ciepło i jeść dają.. I jakoś w tej szarej główce to sobie poukładała. Teraz to znów ta moja Mysza spod domu, jeśli o charakter i zachowania chodzi. Gdyby nie Puma, może byłoby lepiej, a tak chyba tak zostanie. Zdecydowanie nie chce mieć z nim nic do czynienia
No i tak mam wystrój kuchni zmieniony o kuwetę i ruchomą figurkę kota, piękną, ale mogła by czasem zmienić miejsce na salon, sypialnie, no gdzie tam zechce... Od czego zaczęłam, a , stagnacja
EDIT: A zapomniałabym.. Gra mi na gitarze
Nie sprawdzę naocznie, czy tam po podaniu spot-onu coś jeszcze skacze. Póki co ani Puma ani ja się nie drapiemy. No ale troszkę się martwię. Może to być nie od pcheł, ale jakieś pozostałości po nich (?), to już prawie miesiąc po podaniu go. A może to od brudu, bo nadal się jeszcze czyści, choć już jest o niebo lepiej. No ale po latach spania w dołku w ziemi, nic dziwnego, ze to trwa troszkę. Tylko skąd te zamiłowania muzyczne? Mam się bać, podać coś znów na pchełki na kark? A i z dobrych wieści, świerzba raczej nie ma (dostała na kark kombajn, na pchły, na życie wewnętrzne, z tasiemcem, ale za to bez świerzba), bo ani drapie uszy, ani tam nic nie widać, przyjrzałam się jak spałyśmy razem (opisałam to tu). Także to już sobie darujemy, kolejny kombajn tym razem nie z tasiemcem ale z świerzbem. Teraz jak juz to tylko na pchły, tylko czy trzeba?