Proszę o zmknięcie watku.

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt lis 10, 2017 22:22 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Wiesz, nie jestem pewna, czy ona się boi Pumy. Wychodzi na to, że to inteligentna kotka, błyskawicznie załapała kuwetę. Może ona po prostu nie chce zawłaszczać jego terenu i dlatego się wycofuje? Jak żyła dziko, to musiała sobie radzić, więc może woli uciec zamiast walczyć, w sumie to dobry znak, bo to nie taka Zołza. Jak nie ma walk tzn, że idzie do zgody i dotra się na pewno. Nie ciągnie jej na wolność?
„Jeżeli wolność cokolwiek znaczy, to jest to prawo mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć"

Stworze­nia zgro­madzo­ne na dworze pat­rzyły to na świ­nię, to na człowieka, znów na świ­nię i znów na człowieka, ale nie można już było roz­poznać, która twarz do ko­go należy. G.Orwell

beata68

Avatar użytkownika
 
Posty: 4215
Od: Pon lip 03, 2006 20:33
Lokalizacja: warszawa-mokotow

Post » Pt lis 10, 2017 22:35 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Beata68
Zabunkrowała się, to rzadko bywa przy drzwiach wyjściowych. Wczoraj była, jak Puma był zamknięty w sypialni, a ona zwiedzała dom i chciała wyjść, ale machnęłam ręka jej przed nosem i tak ją zblokowałam-sama wyszłam z urobkiem, przez nią zasygnalizowanym .
Nie bez znaczenia jest tez okno w kuchni, to jedyne okno do którego ma dostęp, a które wychodzi na przód domu. Czyli dokładnie tam, gdzie żyła mi od 4 lat. Z tyłu domu może z 3-4 razy ją widziałam na te wszytkie lata, tam zwyczajnie nie bywała. Jak weszła do mnie 8 mego rano, tak poskrzeczała (ona skrzeczy nie miauczy, tak ma od początku naszej znajomości) trochę przy drzwiach, trochę przy oknie w salonie, az się zabunkrowała właśnie na oknie w kuchni tam już została, i tam zjadła kurzą pierś na którą ja w ogóle zwabiłam do domu. Później jej tam dostawiłam kuwetę, dałam koc na parapet. Cały dzień 8mego tam przesiedziała. No właśnie nie schowała się za kanapę, tudzież w tego typu miejsce, nie oblega mi drzwi przez które weszła tylko tam siedzi. Jak to rozumieć nie wiem. Liczę ze się zwyczajnie u mnie odnajdzie, bo na tym mi zależy.
pwpw
 

Post » Pt lis 10, 2017 22:46 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Ja bym to rozumiała jednoznacznie, zaufała Ci skoro się nie chowa i nie chce wracać na "wolność", jeżeli nie wyje pod drzwiami. Najwyraźniej chce tu być i nie ma zamiaru ustawiać Pumy, tylko się do niego dostosować i unikać konfliktów. Mądra kocica. :D
„Jeżeli wolność cokolwiek znaczy, to jest to prawo mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć"

Stworze­nia zgro­madzo­ne na dworze pat­rzyły to na świ­nię, to na człowieka, znów na świ­nię i znów na człowieka, ale nie można już było roz­poznać, która twarz do ko­go należy. G.Orwell

beata68

Avatar użytkownika
 
Posty: 4215
Od: Pon lip 03, 2006 20:33
Lokalizacja: warszawa-mokotow

Post » Pt lis 10, 2017 23:02 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

beata68 pisze:Ja bym to rozumiała jednoznacznie, zaufała Ci skoro się nie chowa i nie chce wracać na "wolność", jeżeli nie wyje pod drzwiami. Najwyraźniej chce tu być i nie ma zamiaru ustawiać Pumy, tylko się do niego dostosować i unikać konfliktów. Mądra kocica. :D

A tam, Pumkę sobie może ustawić, pies nie płakał to i Puma jakoś to przeżyje :mrgreen: Byle ona czuła się dobrze. Ja wiem tyle, co przed 8mym, dla niej dwór już nie jest bezpieczny. Coraz starsza do tego ten niedosłuch, znaczny ... Nie wierzyłam, ze ją zwabię do domu i się uda choć godzinę ją zatrzymać, ale wiedziałam już wtedy jedno, na dworze ma coraz mniejsze szanse. Na początku przed domem goniła inne koty, od dwóch lat uciekała przed nimi. Tylko. Z Zołzy, rządzącej mi przed domem, to ja stałam szukałam czasu, by umiała zjeść coś co jej wyniosłam, a nie uciekała przed kotem/kawką- stałam i ją pilnowałam. Nie pojmę dlaczego i jak to się dzieje, ale wiem jedno, dwór nie jest dla niej, chyba ze tu w domu zacznie się naprawdę źle dziać. Póki jest w miarę, chcę wierzyć, ze będzie lepiej, i nie , nie wierzę, ze jej coś odbieram, dopóki tu sobie radzi. Ta zima mogła by być jej ostatnią. Poprzednia też bo już wtedy się bałam, na szczęście była lekka. Znam ją od ponad 4 lat, widzę jak się zmienia, to nie jest kot zabrany z dworu bo tak. Ehhh. Jakby tylko Pumkę spacyfikowała, Pumce od tego na pewno nie ubędzie, to na pewno :wink: Nawet troszkę by mu sie to przydało, a ona poczuła by się pewniej, tylko jak to jej powiedzieć - no się nie da, czekam co dalej, mam nadzieje, ze się ułoży. Nie wabiłam jej do domu, bo tak, wabiłam bo widziałam, ze coraz gorzej sobie radzi. No nic trzymajcie kciuki ....
pwpw
 

Post » Sob lis 11, 2017 8:06 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Ona Tobie zaufała, ona wie że Ty jej krzywdy nie zrobisz, dlatego weszła do Twojego domu. Obserwowała i Ciebie i Twój dom :mrgreen: Będzie dobrze.
Dobro raz dane, wraca z podwójną siłą.
Kacperku[*]przepraszam Cię za to, co musiałam Ci dziś zrobić. Dziękuję Ci za 16,5 roku bycia razem.
05-1995-27-12-2011.:( :(
Rysio-16-02-2013 [*] :( :( Przecinak-Synuś-13-12-2016[*] :( :(
ObrazekObrazek

Hieny na pokład.
Dążymy do szczęścia, nie zadeptując trawników innym.

meg11

 
Posty: 19336
Od: Wto sty 11, 2011 15:22
Lokalizacja: Radom

Post » Nie lis 12, 2017 12:31 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

No taką mam nadzieje...
Niestety po opisanej tu scysji-spotkaniu z Pumką w korytarzu, gdy swoim zwyczajem przyszła mi zakomunikować, ze mam kuwetę sprzątać, już nie sygnalizuje. Szkoda, raz jakoś to polubiłam, takie małe dziwactwo, dwa, przynajmniej wtedy ruszała się z swojego bunkra/azylu.
No i wczoraj zawaliłam. Wyszłam przed dom na dosłownie 5 minut, zeszło mi się dłużej, ale myślę, ze i tak powinnam zamknąć drzwi do kuchni. Pumka ma w zwyczaju mnie obserwować, jak ja wychodzę, on biegnie na , no właśnie , na okno w kuchni, tam obserwować, co robię. Kompletnie o tym zapomniałam. Wróciłam do domu i zastałam dziwną sytuacje. Myszka rozpłaszczona w kuwecie. Pumka jak zwykle siedział na oknie w kuchni, jej posłanku, i wyglądał przez okno. Dziwne, ze nawet jak w jakiś sposób dała się Pumce stamtąd przegnać (strat w kotach, czy sierści na pazurkach nie zaobserwowałam), to nie odeszła od okna nawet na metr. Zabrałam Pumkę z okna, w tym czasie musiałam się nachylić na kuwetą, zwiała z niej i siadła dosłownie obok na podłodze. Później zaczęłam ją delikatnie głaskać, ewidentnie była nieswoja, na dworze by uciekła na metr ode mnie w takim nastroju, tu siedziała nie reagując. Postałam, kocica jakby z kamienia, więc postanowiłam, by jednak na razie weszła z powrotem do swojego bunkra okiennego i piersią z kury ją do tego nakłoniłam. Niech póki co ma ten swój bezpieczny azyl. A poza tym mysl, ze w zamian zacznie na płask przesiadywać w kuwecie jakoś mi do gustu nie przypadła. Już lepsze to okno. Po godzinie /dwóch, jakoś tak wróciła do siebie, nawet mruczy czasem, gdy kręcę się po kuchni. Ja raczej nie jestem jej problemem, a przynajmniej nie największym. Pumka i w jakiś dziwny sposób dom, reszta domu. Widać ze tym mruczeniem, nadstawieniem główki do głaskania, jakoś próbuje sobie ze mną radzić. Widać, ze nie jest to takie swobodne, jak przed domem, raczej takie staranie sie, jakby bardziej reakcja obronna? No ale z czasem się to zmieni. Dobrze, że tak sie stresuje, a nie nie jedząc, czy chowając się po kątach.
Za to dziś, jak Pumkę na razie zamknęłam w sypialni był pierwszy spacerek. Ja w łazience i widzę, idzie przez korytarz. Zamarłam. Niestety doszła do otwartych drzwi do salonu, zajrzała tam ale nie weszła, jeszcze raz popatrzyła na mnie, nawet podeszła troszkę do mnie , zawróciła i powolutku znów wróciła do siebie. No ale to już coś.
Obawiam się, zę przez najbliższe dni, może tygodnie wiele się nie zmieni. W jakiś sposób tam czuje sie bezpiecznie i póki co nie chce opuszczać swojego azylu, nawet gdy jak teraz ją nawołuje. W końcu Pumka sam pospał się w sypialni, to nawet za bardzo nie zauważy, ze drzwi zamknęłam. No z godzinkę dwie mogę dać jej resztę domu do pełnej dyspozycji. Będę tak próbować, bo dzięki temu może znajdzie sobie stosowniejszy azyl, albo się już odważy. Nic na siłę.
Miałam jeszcze jakoś tak na początku jej dokarmiania przed domem z nią mały problem. Potrzebowałam przestawić jej miskę, ale uparciuch, wtedy jeszcze 100% Zołza (myszką nazwałam ją później), nawet nie chciała podejść do miski w nowej lokalizacji. Pamiętam, ze wtedy poradziłam sobie tak, ze miskę powoli przesuwałam w kierunku miejsca docelowego. Później już nie było problemu z michą, ale i coś takiego było. Coś ma, jakieś swoje nawyki ta moja babcia kocia. Także daję jej czas, a jak to nie pomoże, to coś pokombinuje, jak wtedy. Ale póki co nic na siłę.
Za to Punka dobrze to znosi, wyłączywszy użarcie mnie ostrzegawcze podczas głaskania go w dzień po jej nastaniu i zainteresowanie, bieganie do kuchni, pchyyk Myszy i wracanie do mnie Pumki, to w sumie po nim nie widać stresu. Nasłuchuje, to widać nawet gdy sobie spi na mnie, jestem ulubionym podpupnikiem Pumy, ale poza tym nie nachodzi jej za często, bałam się, ze mogło być gorzej. Pumka się po prostu pcha, do kotów, do ludzi, wszędzie, no taki typ, który za bardzo nie rozumie, ze można mu odmówić. A nawet jak już zrozumie, to szybko o tym zapomina i zabawa zaczyna się od nowa. Nie jest agresywny, jest namolny. A do niej jednak czuje jakiś respekt, przynajmniej do jej wersji zabunkrowanej na oknie. Jak wychodzę z domu jednak je oddzielam. Ale śpię normalnie, w końcu jakby co obudzę się. Boję się tylko, ze ona stchórzy na pustej przestrzeni. No ale na razie wygląda to tak, ze nawet jak Pumka zajął jej okno, ona nie uciekła. Czyli bardziej miejsce, a nie Puma. No nic, pewnie za Bardzo nie popiszę tu, bo w sumie nie będzie o czym, ale odezwę się jak coś się zmieni, dam znać, jak coś istotnego się zadzieje. Ciekawe czy miała kiedyś dom, czy to efekt tego, ze mnie już zna i sama na własnych łapkach tu weszła. Nie pierwszy raz, w sumie z trzy razy (długa historia), ale tym razem zjadła i tak to się zaczęło :D EDIT: Acha, dziś jak kręciłam się po kuchni weszła przy mnie do kuwety zrobić lżejszą część- stresuje się troszkę mnie, ale ewidentnie nie za bardzo.
Dziękuje za odzew.
pwpw
 

Post » Czw lis 16, 2017 13:06 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Jak Myszka?
„Jeżeli wolność cokolwiek znaczy, to jest to prawo mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć"

Stworze­nia zgro­madzo­ne na dworze pat­rzyły to na świ­nię, to na człowieka, znów na świ­nię i znów na człowieka, ale nie można już było roz­poznać, która twarz do ko­go należy. G.Orwell

beata68

Avatar użytkownika
 
Posty: 4215
Od: Pon lip 03, 2006 20:33
Lokalizacja: warszawa-mokotow

Post » Pt lis 17, 2017 22:01 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Bez większych zmian, ani na lepsze ani na gorsze. Z tego drugiego się cieszę, szczególnie ze nie widać po niej żadnych oznak choroby. No a pod tym względem troszkę panikuje i na silę próbuje się czegoś dopatrzyć :roll: by szybko zareagować. Dostają beta gluken , wszystkie i może to to. Oby tak zostało, bo nawet antybiotyk w karmie, to raczej u niej trudno przejdzie.
Było kilka spacerków, niestety niefortunnie trafiła z czasem: Pumka nie był zamknięty i zanim w ogóle coś zrobił Myszka zwiała do swojego bunkra. Dwa były inne, w jednym, pierwszym Pumkę mi chyba zamurowało na drapaku, siedział jak sparaliżowany i oczkami wielkości 5złotówek patrzył na Myszkę, jakby nie wierzył w to, co widzi (ja bym tak patrzyła na zielonych ufoludków gdyby mi się nagle zmaterializowali na dywanie w salonie).. Wtedy udało mi się podejść do niej, głaskając i wyciągając do niej rękę skłonić do tego by pokonała jakąś w jej mniemaniu szklaną ścianę ustawioną między korytarzem a salonem, którą tylko chyba ona widzi/ała. Dobrze było dopóki nie zobaczyła Punki. Zwiała, Punka za nią, tu jednak stanęłam mu na drodze... Za drugim razem było gorzej. Nie zauważyła Punki. Podchodziła do mnie siadła naprzeciw na dywanie testując mnie wzrokiem. No i niestety tu ten jej niedosłuch wyszedł. Nie usłyszała/zauważyła Pumki, jak zszedł z drapaka i podszedł do niej. Pumka w moim mniemaniu nic nie zrobił groźnego, wyglądało to tak, jakby próbował pacnąć łapką coś dziwnego albo zaprosić ją tak do jakiejś zabawy (zero prawdziwej agresji). No ale ona go nie widziała, co jednak moim zdaniem niewiele zmieniło. W każdym razie Myszka w ułamku sekundy wystrzeliła do góry, momentalnie znalazła się na komodzie zrzucając co tam stało i burczała. Zatrzymałam Puknę, co dało jej szansę na ucieczkę. I od tej pory, a minęły już dwa dni, nie ruszyła się z kuchni.
Problem jest chyba bardziej po jej stronie, ona zwyczajnie nawet przed domem nie lubiła innych kotów. Nigdy nie widziałam, by jakiemukolwiek dała do siebie podejść, albo burczała i sama goniła, albo już później uciekała. Kilka razy wzięłam Pumkę na ręce i tak go troszkę podsunęłam do parapetu okiennego. Parę razy się powąchały noskami, ale teraz już głównie Mysza na niego pchiczy.. Dałam spokój.
Za to ze mną nie ma problemu. Już sobie śpi rozwalona jak 'panbóg' przykazał, czyli na boku, widać brzuszek, łapki i cały kot rozciągnięty. Potrafi spać tyłem zupełnie do kuchni gdy się krzątam albo totalnie mnie ignorować. Czyli tu idzie ku dobremu. Jak ją głaszczę nadstawia łepek, ale już bez tej sztucznej nachalności. Gdyby tylko z Pumka się dogadała pewnie by i dom sobie oswoiła.. A tak impas. Z okolic okna Pumę goni, za to na reszcie domu przed nim ucieka. Tak się zastanawiam, może jej to wystarcza? Przed domem było tak, że w sumie przez większość czasu wiedziałam gdzie jest i wyglądało to trochę, ze kursuje między tujami dalszego sąsiada (gdzie zazwyczaj spała, duże gęste) a moją posesją, gdzie się żywiła lub koczowała w nadziei na coś lepszego do zjedzenia, bo sucha stała, ale u mnie sępiła coś lepszego. A jest bardzo wybredna, w tej chwili to najbardziej wybrzydzający kot jakiego mam. Tyle, że to już załapałam jeszcze przed domem. W sumie to jadalne są karmy suche, nie wszytkie ale tu jest lepiej, prawie zero puszek, pierś indycza, pierś kurza (to hit) i niewiele więcej, głównie sporadycznie jak już. Bardzo ograniczony jadłospis. No ale od zawsze tak było.
Jak widać szykuje się impas. W planach na razie daje jej czas, nic nie kombinuje, by nieświadomie nie pogorszyć. Bo owszem pakując pierś kurzą do michy mogłabym ją nakłaniać do chodzenia po domu, ale co to da, jak ona ucieknie zawsze przed Pumką? Na takie pomysły przyjdzie jeszcze czas. Może coś samo się rozwiąże wcześniej.. Oby sobie same ułożyły poprawne relacje. Izoluje jak wychodzę z domu. W planach mam dać jej tam jakieś fajne legowisko, tylko póki co, sama czuję, głaszcząc Myszkę, ze skoro ziemi ma w swoim futerku, wiec daje jej czas na wymycie. Ma kilka warstw koców, wymoszczone i ciepłe jak trzeba. No i co tu mówić, szykuje się na dłuższy impas. Jeśli coś się zmieni na lepsze, to coś czuje, ze będzie dziać się to powoli. Ja póki co nie mam pomysłu, jak ja nakłonić do innych reakcji na Pumkę. W sumie źle nie jest, Pumka nakarmiony lezy rozwalony obok mnie, Mysza śpi w swoim legowisku-bunkrze. Jak ktoś ma pomysł, mile widziany.... Jak nie bedzę karmić, dbać , kochać i czekać na rozwój wypadków, bo wolę nic nie pogorszyć. No ale zdrowe, pospane i najedzone.. To w sumie też dobrze :D Impas póki co.
pwpw
 

Post » Pt lis 17, 2017 22:11 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

I tak dużo się zrobiło przez tak krótki czas jak jest u Ciebie. Daj jej więcej czasu. Nie jest żle. :mrgreen:
Dobro raz dane, wraca z podwójną siłą.
Kacperku[*]przepraszam Cię za to, co musiałam Ci dziś zrobić. Dziękuję Ci za 16,5 roku bycia razem.
05-1995-27-12-2011.:( :(
Rysio-16-02-2013 [*] :( :( Przecinak-Synuś-13-12-2016[*] :( :(
ObrazekObrazek

Hieny na pokład.
Dążymy do szczęścia, nie zadeptując trawników innym.

meg11

 
Posty: 19336
Od: Wto sty 11, 2011 15:22
Lokalizacja: Radom

Post » Pt lis 17, 2017 22:37 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Też tak uważam, ze teraz trzeba odpuścić, niech się oswoi z tym co jest i może sama coś wymyśli, oby dobrego ))) Raczej nie ma co na siłę kombinować, jutro rano będzie 10 dni jak jest w domu, to niewiele. Także póki co spokojnie poczekam.
pwpw
 

Post » Wto lis 28, 2017 11:53 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Działo się wczoraj działo, ale i tak pewnie niewiele to da... Ale się działo.
Rano się Puma pospał w sypialni, to skorzystałam z okazji i tym razem jego zamknęłam, a Myszy dałam wolną chatę. Wracam ok godz. 14 Mysz na swoim miejscu, ale już nieco głodna, bo rano zapomniałam sypnąć jej 'ziarna' dodatkowo. Wołam i o dziwo przyszła do salonu. Tu ja zaliczyłam niewypał. Specjalnie wytargałam ze strychu budkę materiałową, by miała potencjalny bunkier 2. Nieużywana, bo żaden kot jej nie polubił. Powinno być ok. Akurat. Mysza zwiedzała salon dopóki na nią się nie natknęła. Zobaczyła i zwiała w popłochu. Wróciła po 20 min nawoływań i szurając brzuchem po dywanie lękliwie podeszła obwąchać. Została, ale ilekroć musiała obok przejść, no nie wyglądało to normalnie. Klatka łapka się jej przypomniała czy co za czort? Zmienię na pudło. Skorzystałam z okazji i zabrałam kocyk z parapetu a dałam legowisko. Po wizycie w salonie, okazał się takim samym niewypałem, no może bez tego lęku, co budka :roll: Musiałam oddać kocyk, bo Mysz siedziała pod oknem i nawet dla żarcia nie chciała na nie wejść. Staraj się dla kociątka :roll:
Za to w salonie spędziłyśmy czas do 20. Po zwiedzaniu zasiadła obok mnie na kanapie, na kocyku na którym zwykle śpi Puma. I tam już została. Początkowo bałam się ruszyć, ale jak już musiałam, okazało się, ze jej to nie przeszkadza. Choć widocznego stresa miała. Na początku przycupnięta, nerwowy oddech, nawet głaskać mi się nie dała, po chwili, no tak do godziny, umyła się i położyła wygodniej. Koniec końców i ja się poddałam po zarwanej nocy i położyłam się obok i tak coś koło 18 obie chyba się zdrzemnęłyśmy. Mi się śniła Mysza, serio, co Myszy, nie wiem. Po 20 musiałam nakarmić cały zwierzyniec, przydomowym coś wynieść i takie tam. I coś jest, nie umiem tego rozgryźć ale, jak ok. 15, może coś po, Mysza tam się ulokowała, tak nie ruszyła się z miejsca, nawet po 20, jak ja kręciłam się po domu, kuchni, poza domem. Jak na oknie, siadła i siedziała tak teraz na kanapie, w jednym miejscu. Dziwne trochę. Koniec końców musiałam wypuścić Pumę. Dałam mu jeść obok na dywanie, jej na kanapie. Nawet jadły, ale jak Puma próbował do niej podejść, przerwała i znów tylko burczenie. Skończyło się jej ucieczką do kuchni, ale o tyle dobrze, ze tam już nie wskoczyła na okno, tylko całkiem wyluzowana krążyła przy mnie. Na oknie było to nieszczęsne legowisko, więc położyłam jej kocyk, ale i tak na zestresowaną nie wyglądała. I znów tam jest. Dziś nie powtórzę, bo czekam na fachowca, który chyba się nie zjawi (olera, czy to jakiś inny gatunek ludzi, już drugi termin i d...a ) :roll: No ale kuchnia profilaktycznie zamknięta. Tylko to dziwne strasznie, że tak obiera jakieś miejsce i koniec, nie ma zwiedzania, kręcenia się, nic. Nawet na siku nie była, dopiero jak uciekła na widok Pumy skorzystała z kuwety w kuchni. I to od razu.
Z dobrych wieści podczas tego chwilowego zwiedzania nie podeszła nawet do uchylonego okna, czyli chyba chce tu być, skoro nie poszła do świeżego powietrza patrzeć, czy da się uciec. Zła, to nie ma Mysza ogłady. Podczas spacerku na początku po salonie próbowała potraktować moją nogę jak drapak :strach: Cokolwiek to miało znaczyć, zabolało naprawdę :roll: W ogóle póki co lepiej bym przed nią własne nogi chowała :| Ale tak naprawdę czuję, że to będzie się rozwijać inaczej niż z większością kotów. Jest inna, jak jeszcze nie wiem. Z Pumką też to dobrze nie wygląda. Zwyczajnie ona nie toleruje go, mnie tak, jego nie. Dziwny przypadek. Kot który nie zwiedza domu, tylko po kilku wejściach do salonu i porażce z budką doszedł do kanapy i tam się zabunkrował- do uchylonego okna i reszty salonu, choćby drapaka już nie doszła. Dziwne to jest, ale skoro tego potrzebuje, to niech i tak to się rozwija...
pwpw
 

Post » Czw lis 30, 2017 9:14 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

No i mamy wycofanie. Ale w tym nic dziwnego, jeśli o Myszę chodzi...
Dziś poranek w domu, więc skorzystałam z okazji i zwabiłam Pumę jego ulubioną saszetką do sypialni. Nie powinien czuć się bardzo poszkodowany, bo się na wszelakie sposoby wyspał na mnie w nocy, jak ma w zwyczaju. To już drugie zwierzątko, które traktuje mnie, jak super legowisko z opcją podgrzewania do 36, 6 :wink:
Myszka skuszona, oczywiście kurzą piersią w miseczce (tu jakieś zakłady drobiarskie mógłby się zgłosić do sponsoringu :mrgreen: ), nawet dała się dwa razy wprowadzić na kanapę, ale niestety spękała i zwiała do swojego bunkra. A że to surowizna, nie szło przetrzymać i w końcu dostała tam gdzie chciała. No ale choć spacerek był.
U niej takie wycofanie jest normalne. Pierwsze pogłaskanie (a dokładnie dotkniecie jej główki, głaskać jej do dziś nie mogę, tak od głowy do ogona, tylko główka), to była szrama na mojej ręce (tak, tak, dzieło Myszy) i odskoczenie na jakiś tydzień, dwa od miski. Wcześniej już byłyśmy na etapie, ja nakładam do miski, a kot pcha do niej główkę. A jeszcze wcześniej przeszłyśmy przez etap 'uszów lisa', czy później czekania i miaukania obok, ale strachu i nie podchodzenia do miski zanim ja choć na dwa metry od niej nie odeszłam. Same początki, ale trwało to miesiącami. Rzeczone 'uszy lisa', to był jej przydomek, gdy nawet nie wiedziałam, czy to kot, czy kotka, Zołzą, czy Myszą została znacznie później... A wziął się stąd, ze jak nakładałam jej jedzenie do miseczki, to Myszka po drugiej strony ulicy, za podmurówką płotu sąsiada przytupała tak, ze tylko szare uszy wystawały. Nigdy nawet oczka, reszta pysia, tylko te uszy... Ja kończyłam nakładanie, szłam do domu, wdrapywałam się na I piętro i szłam do okna. I stamtąd obserwowałam, jak szare coś, przemierzało uliczkę osiedlowa i dobierało się do miski. Na początku trwało to długo. To nie był kot który mi zaufał w tydzień, dwa czy nawet miesiąc, dwa.
Podobnie wycofała się, na długi okres, po pierwszym przekroczeniu progu mojego domu, wpadła do środka, natychmiast z niego uciekła i przez miesiące unikała nawet podejścia do drzwi. No nic działam dalej, bo co tu wymyślić, w sumie nic. Najważniejsze, ze jakoś się tu zaimplementowała, na swoich zasadach, ale jest dobrze. A dziś mamy przed domem pierwszy śnieg, biało, odśnieżyłam schody z myślą, ze Myszka jest w domu, jupi :D Dziwne, ale w sumie tyle już zim, gdzie mnie to martwiło, że ona wyraźnie się starzeje, a ja jej prawdopodobnie nigdy nie nakłonię choćby do nocowania w moim domu, choćby na klatce schodowej. To naprawdę coś co może dodać skrzydeł z samego rana i na resztą dnia. I nawet to jej bunkrowanie się, choć troszkę drąży dziurę w brzuchu, bo chciałabym, by zwyczajnie czuła się tu swobodnie, nie jest w stanie popsuć mi humoru. Jak to będzie dziać się wolno, oki, poczekam. Przed domem czekałam to i tu mogę. Choć ideał to jednak Mysza przechadzającą się po domu kiedy chce i jak chce. Najważniejsze, ze czuje się dobrze, na swoich zasadach, ale jednak dobrze.
EDIT: Myszka już 22 dzień u mnie. I pomyśleć, że na początku, wychodząc przed dom, odruchowo jej szukałam wzrokiem. Tyle lat tam zwykle czekała na mnie, jedzenie, ze potrwało trochę, aż się do tego przyzwyczaiłam, ze jest już u mnie :D Teraz i tak 'klamka już zapadła' , przynajmniej do wiosny. Myszka może nie gwałtownie, ale się sierści (muszę suchą nabyć, odkłaczajaca, nic innego nie tknie), więc opcja, za wraca przed dom, do wiosny jest już niekatulana. Zdecydowane, przynajmniej do wiosny. Co by się nie działo, już się rozhartowała.
EDIT2: A tak mi przyszło do głowy, jak myślę nie tylko o Myszy, ale tez jej poprzednikach, że w sumie każde zwierze to przygoda, otwarta książka, niby z czasem poznajesz 'pióro' autora, a i tak potrafi zaskoczyć. No nic kolejny rozdział tej książki zaczęty :ok: Przełom już był, to teraz pewnie czas na opisy przyrody :wink:
pwpw
 

Post » Czw lis 30, 2017 10:22 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Jeszcze będzie swobodnie spacerować po domku, trochę czasu potrzeba. :mrgreen:
Dobro raz dane, wraca z podwójną siłą.
Kacperku[*]przepraszam Cię za to, co musiałam Ci dziś zrobić. Dziękuję Ci za 16,5 roku bycia razem.
05-1995-27-12-2011.:( :(
Rysio-16-02-2013 [*] :( :( Przecinak-Synuś-13-12-2016[*] :( :(
ObrazekObrazek

Hieny na pokład.
Dążymy do szczęścia, nie zadeptując trawników innym.

meg11

 
Posty: 19336
Od: Wto sty 11, 2011 15:22
Lokalizacja: Radom

Post » Czw lis 30, 2017 11:10 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

meg11 pisze:Jeszcze będzie swobodnie spacerować po domku, trochę czasu potrzeba. :mrgreen:

Oby, gdyby nie jej dystans, od zawsze do innych kotów, nie tylko Pumy, byłabym tego pewna, tak nie wiem, ale i tak chcę w to wierzyć. Tak czy inaczej do wiosny i tak tu zostanie, bo już wyboru nie ma. Z reszta jak pisałam, nie szukała ucieczki z domu, czując świeże powietrze od uchylonego okna. Zostaje ostrożna z nadzieją, ale oczywiście działam, wolno, bo nie chcę jej tym straszyć, ale zawsze... I też liczę, ze z czasem to się ułoży. A czas mamy, zimą już nie ma mowy bym ja wypuściła.
pwpw
 

Post » Pon gru 04, 2017 7:54 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Jak przypuszczałam- stagnacja. Odnoszę wrażenie, ze Myszka jest skłonna ruszyć się z bunkra tylko gdy jest już głodna a w miseczkach pusto. Wtedy daje się nawet zaprosić do salonu (jak Puma zamknięty), ale już tam nie zostaje. Chodzi tez po kuchni, łasi mi się do nóg, mruka, kołtuni kocyki. Po za tym korzysta z wywczasów i zwyczajnie się tylko przewraca z boku na bok... Wygląda, ze jej tam dobrze, a ja się martwię, ze jednak za mało się rusza :roll: Coś tam w nocy czasem słychać, rzadko nawet widać, ze kot coś tam łaził. Ale troszkę jest tak, jakby nie czuła potrzeby ruchu... Ewidentnie jej tak dobrze i ok, ale niech czasem ruszy kuper, pochodzi trochę... I tu nie mam pomysłu, jak ją do tego nakłonić.
Z zachowania wróciła już do tego co było przed domem. Nie ma sztucznego łaszenia się, tylko jak czegoś ode mnie chce (czytaj w miseczce pusto). Jak jest czymś zaniepokojona, nie daje mi się dotknąć, jak nie, chętnie daje się głaskać po główce. No to już zupełnie jej charakter z przed domu. A ja się łudziłam, że się troszkę bardziej udomowi, bez fajerwerków, ale ciut bardziej.
W miseczkach bywa pustawo, bo staram się poszerzyć jej repertuar akceptowalnego żarełka. Minął już okres rozpieszczania i dawania na każde żądanie piersi kurzej, bo to jednak nie najzdrowsze. Owszem nadal pamiętam, ze to jest suuuuper- maru mrauuu-mniam, ale czasem pól dnia nic nie daje, by zjadła choć jedną z niewielu akceptowalnych puszek, czy jakieś inne mięsko. Rożnie to wychodzi, ale walczyć trzeba :wink:
Za to od wczoraj można ja nazywać 'księżniczką na ziarnku grochu', tylko bez tegoż ziarenka.. A to dlatego, ze teraz nie idzie kupić grochu w ziarnkach, a szukałam, bo na wsi miałam własny, a nie to coś, już chyba wstępnie przetrawionego w polówkach. A kusi tak, ze pewnie jakbym miała, to bym podrzuciła... Cała reszta się zgadza, charakter :roll: , piernaty... Piernaty są już piętrowo, bo udało mi się podrzucić na okno legowisko. Niestety dałam na nie ten jej kocyk, by lepiej zaakceptowała, no i kocyk pod legowiskiem... Sporo tego. A i tak nie chciała wejść, tu jednak z pomocą przybiegł Puma, bo kiciałam do Myszy, by jednak wskoczyła. Na kicianie nie, na widok Pumy się zdecydowała i teraz leży tam zagmyrana w te puchy. Wygląda na zadowoloną. jedynie dwie rzeczy, raz to jednak parapet okienny, więc chłodniej, mimo nowoczesnego okna i drewnianego parapetu, a dwa to brak ruchu... Schodzi tylko jak czegoś chce ode mnie (czytaj jedzenie) i do kuwety. Za to w bunkrze prezentuje się jak prawdziwy domowy kot, każda pozycja, no może poza pełnym rozciągnięciem z kołami do góry, już została mi zaprezentowana. Jak zdecyduje się mnie pomolestować o żarełko, zeskakuje, przeciąga się, ziewa czasem i i miziu o moje nogi, jak przed domem. Kot wyluzowany, jak domowy, prawie, tylko prawie robi tu różnice. Martwię się o ten brak ruchu... No i to okno, ciepłe ale zawsze okno. Póki co kupki są, regularne i ok. No ale bez ruchu mogą się pojawić zaparcia, a jaj jej nic nie podam, a sama nie chce nawet tuńczyka z puszki :roll: Siemienia tez pewnie nie ruszy, inne tłuszcze typu olej z łososia, smalec gęsi są też dla niej niejadalne, ma ktoś jakiś patent? Bo boję się, ze jej tak dobrze, wiec raczej sama z siebie nie pójdzie o krok do przodu. Z wędką może później spróbuje, ale jak znam Myszę, to raczej będzie się jej bać.
No i tak u nas już jest. Księżniczka na ziarnku grochu, bez grochu, w jaskini wielkoluda, ale bez dramatycznych zwrotów akcji :wink:
Już sama nie wiem, czy była kiedyś domowa, czy tak po swojemu zdecydowała, ze się do mnie wprowadzi, bo tu i ciepło i jeść dają.. I jakoś w tej szarej główce to sobie poukładała. Teraz to znów ta moja Mysza spod domu, jeśli o charakter i zachowania chodzi. Gdyby nie Puma, może byłoby lepiej, a tak chyba tak zostanie. Zdecydowanie nie chce mieć z nim nic do czynienia :roll: No i tak mam wystrój kuchni zmieniony o kuwetę i ruchomą figurkę kota, piękną, ale mogła by czasem zmienić miejsce na salon, sypialnie, no gdzie tam zechce... Od czego zaczęłam, a , stagnacja :wink:
EDIT: A zapomniałabym.. Gra mi na gitarze :| Nie sprawdzę naocznie, czy tam po podaniu spot-onu coś jeszcze skacze. Póki co ani Puma ani ja się nie drapiemy. No ale troszkę się martwię. Może to być nie od pcheł, ale jakieś pozostałości po nich (?), to już prawie miesiąc po podaniu go. A może to od brudu, bo nadal się jeszcze czyści, choć już jest o niebo lepiej. No ale po latach spania w dołku w ziemi, nic dziwnego, ze to trwa troszkę. Tylko skąd te zamiłowania muzyczne? Mam się bać, podać coś znów na pchełki na kark? A i z dobrych wieści, świerzba raczej nie ma (dostała na kark kombajn, na pchły, na życie wewnętrzne, z tasiemcem, ale za to bez świerzba), bo ani drapie uszy, ani tam nic nie widać, przyjrzałam się jak spałyśmy razem (opisałam to tu). Także to już sobie darujemy, kolejny kombajn tym razem nie z tasiemcem ale z świerzbem. Teraz jak juz to tylko na pchły, tylko czy trzeba?
pwpw
 

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], haaszek i 68 gości