Proszę o zmknięcie watku.

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw sty 04, 2018 14:02 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Ja chora, coś mnie wczoraj wzięło.. Za to koty, głownie Puma i Małe Coś poszerzyły wspólny repertuar o łapoczyny. A myślałam, że może być tylko lepiej. Coś wczoraj już wieczorem było, tylko ukryły się za zasłonkami. Dziś podobnie, rano już zaliczyły jakaś burdę, nie do końca widziałam. Jak z pogodą w marcu, raz niby dobrze, może nie sielanka, ale nie wygląda to źle, a za chwilkę coś takiego... Już nie tylko pchyyyy... Strat w kotach nie ma, ja mam jakąś gorączkę i sporo spraw na głowie, to nawet się nie wtrącam. Zastanawiam się tylko, czy wychodząc z domu zostawiać ich razem, ale póki co myślę, że strat w kotach nie będzie, co najwyżej w sprzętach :roll: No i Mała póki co chyba nie chce sie zaprzyjaźniać, głownie to Puma za nią lata, daje się nabierać na jej mru mru mra, a później jak sam biegnie do niej z podobnym mru mru mraaa dostaje potężnym pchyyyyyyyk. Biedny jest, a nawet nie da się za bardzo głaskać..
No nic chora jestem, mięśnie mnie bolą, gorączka, a jeszcze gdzieś muszę wbić spacer po osiedlu, bo może ktoś jej szuka. No i sama ogłoszenia zrobić. A tak po prawdzie to tylko łóżeczko powinnam zaliczyć. Nosz jak problemy to nie parami, a gromadami. Ładny początek roku, nie ma co :twisted:
pwpw
 

Post » Czw sty 04, 2018 18:06 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Korzystając z dobrodziejstwa leków przeciwgorączkowych, nawet mnie już tak nie trzęsie z zimna. Jest szansa ze mnie nie rozłoży jednak na tydzień, czy dwa, oby...
Raz przeszłam się po osiedlu, ale najbliższa okolica i nie ma żadnych ogłoszeń. Wiec sama coś rozwieszę- kiedy dam radę. W efekty przy tym jak się kocię zachowywało, jakoś nie wierzę, ale zrobić trzeba.
Dwa:

Obrazek
Tak wyglądamy, imienia nie mamy ...

Obrazek
Nie, żadne mi kocie się tak nie zmieniło. Dopełniam stado. Zdjęcie nocne z spaceru w święta, a i obiekt się wiercił ...

Obrazek
A tu moje pytanie, niech mi ktoś jednak napisze wprost, ze wet miała racje i wagę dobrze skalibrowaną. To naprawdę może mieć 2,5 kg i pod rok wieku. I jeszcze do tego, cytując odpowiedz wet na moje wątpliwości, bo pod skórką ani podszerstku i czuć same kosteczki : 'jak na wiek, jest dobrze odżywiona, żadne zaniedbanie, drobna, kotka więc w normie'. Jak pomyślę, ze ten przecinek wkrótce muszę dać na sterylkę ... :| Nosz.. Jak dla mnie niedożywione, bez sierści i do tego same kosteczki pod skórą. No przecinek taki, nie kot 8O To ja już może tej wetce moich kocurów nie będę pokazywać :ryk: To jest dla mnie norma :mrgreen: Ale poważnie, co myślicie? Moja łapa na zdjęciu dla porównania/skalowania. Innych w pozycji stojącej/sylwetka, póki co nie udało mi się zrobić, kolejne z serii 'owsiki mam w ...'.

Coś mi bluetooth nie chce się dogadywać z komepem. Telefon załadowany, chyba z 200 zdjęć do zrzucenia, a ja tylko pojedynczo mogę zrzucać :roll: Muszę się dokształcić, ale nie dziś, dziś już tylko choruje. Towarzystwo aktywne się już zdążyło znów pobić. Małe wygląda mi na jedynaka, ale może to się jeszcze zmieni. Ja i tak dziś choruje, oby tylko dziś.

Edit: A i Mysza, biedna się już chyba z kuchni nie ruszy. Małe pierwszej nocy ją napadło, bynajmniej nie dla niej samej, bo głownie mnie okopuje, obłazi itd, ale dla jej miseczki w której było wonne mokre, przez Mysz wzgardzone. Konsekwencje: rozróba, legowisko Myszy wylądowało na podłodze, Mysz też... Naprawiłam i wróciło do normy. Jak dałam Myszy małe do powąchania, nawet tak źle nie reagowała, jak na Pumę, choć łapką pacnęła. Za to małe warczało burczało i pchykało... No ale skoro Mysza nie rusza się z kuchni, to póki małe do niej się nie pcha jest spokój. Ja to mam zgodne stado...eh.
pwpw
 

Post » Pt sty 05, 2018 22:05 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Ufff.. Pokonałam bluetooth. Jak, nie wiem, ale się udało i ponad 500 jodpegów w archiwizacji. Swoją drogą, komu szkodził kabelek? Ponad 2h, a kabelkiem, po staremu byłoby i bez przygód/łatwo i dużo szybciej :roll: Dziękuje za takie ulepszenia :evil:
No ale korzystając z tego osiągnięcia, przepis na to, jak sfocić zbyt ruchliwego kotka :mrgreen:
Potrzebne rzeczy: kot, aparat i filcowa torba, może być ulubiona.
Przepis:
Wziąć torbę, umieścić blisko siebie na kanapie, najlepiej pustą i czekać.
Tak do 5 minut pojawi się kotek i załaduje swój chudszy lub mniej chudy kuperek do torby. I właśnie na to liczyliśmy :D Teraz trzeba chwycić za aparat i można już focić :twisted: Oczywiście metoda niedoskonała, bo wewnątrz kotek tez umie się wiercić, ale przynajmniej z kadru nie ucieknie :smokin:
A oto efekty. Czyli małe, znajda podstępem upolowana:
Obrazek
Leżymy sobie.
Obrazek
Ziewamy sobie.
Obrazek
Z bliska. Czyste uszko mamy.
Obrazek
A na koniec przesyłamy buziaka :lol:

EDIT: Zakochanym obwieszczam: nawet umowy adopcyjnej nie żądam, jedynie oświadczenie na piśmie, że zwrotu nie będzie :twisted: Prześlę PP razem z torbą :smokin: Chętni są proszeni o adres wysyłki na pw :wink:
pwpw
 

Post » Nie sty 07, 2018 0:28 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Cudna jest!!!! :love: :love: :love:
Jak się czujesz/czujecie?
ObrazekObrazekObrazek
"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35323
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Nie sty 07, 2018 19:01 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Marzenia11 pisze:Cudna jest!!!! :love: :love: :love:
Jak się czujesz/czujecie?

I miała dziś odwiedzających, niestety nie ich zguba. Choć mała się rozmruczała na rękach pani, czyli nawet więcej niż ufna i menda poszłaby z każdym :twisted: Szukana kotka też burasia, ale starsza. Waga niby ta sama 2,5 kg za to zupełnie inna postura- dorosłego kota. Trudno mi to sobie wyobrazić, ale ponoć i takie są. Małe ja zważyłam, kontrolnie i rzeczywiście waży 2,5 lub około, na tyle ile metoda ważenia się z kotem jest skuteczna.
Tu już uprawia galopady z Pumą. Czasem pchyknie, ale raczej w zabawie lub jak ten głupek, faceci są głooopi, dla zabawy użre ją w łapkę, jak dziś. Nic poważnego, nawet nie kłapnięcie, ale słusznie się Pumie usłyszało, bo jak to tak do damy :ok:
Ogólnie pisałam, ze chyba 'jedynak', no jedynakiem może i była w poprzednim domu. U mnie po tych paru dniach nie ma problemu z kotami, to czasem one z nią mają, bo to odkurzacz na jedzenie. Nawet Mysze nawiedza, by wyjeść jej mokre, które ta ostatnio zostawia. Bo dla samej Myszy niekoniecznie. Biedna Myszka jest, z nikim nie chcę się zaprzyjaźnić. To tyle, co ją małe napadnie, bo Myszy pchyki ma w nosie, jak o żarcie idzie. Właśnie trwa jakaś Pumio-mała galopada po domu :roll: Stare kuperki mi rozruszała :ryk: No na jedynaka raczej się nie nadaje- zamęczy ludzia. Z kotem do towarzystwa gorzej zamęczy i jeszcze dom zdemoluje ale przynajmniej będzie szczęśliwa :twisted:
Za to w sobotę mnie nastraszyła. Rano, chyba wyjadła też Myszy, bo że Pumie to pewne. Niby widziałam, że brzucho w szwach pęka, ale jak tak leżała, zero ochoty do ruchu, to już miałam jakieś choróbska zajadłe w głowie. A to trawiło jakieś masakryczne ilości jedzonka. I tak muszę karmić osobno, a z Myszą najgorzej, bo ta dzióbnie jeśli już mokre i zostawia, tylko suche zjada od razu. Coś wymyślić muszę, bo izolować nie chcę może i ona w końcu zajrzy,, co tam na pokojach za rumor? Z drugiej strony no nie może mi się to małe tak napychać, że aż źle się czuje :roll: Może i przekarmiam, ale z głową nie na raz...
Kończę, bo mi myśleć nie dają i dom właśnie demolują... 8O
pwpw
 

Post » Pon sty 08, 2018 15:10 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Trzymajcie kciuki jutro o 16. Na razie tylko tyle.
pwpw
 

Post » Wto sty 09, 2018 19:21 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

I cisza. Ale choć po cichu to ktoś jednak trzymał kciuki :D
Stado wolne od Fiv/Felv :201494 :dance: :dance2: :dance: :dance2: :dance: :flowerkitty: :201494

Myszka nie zbadana, ale ona w ogóle się nie integruje, nie gryzie tylko ucieka. No niestety z nią to tylko w ostateczności będę coś kombinować.

Wrzodów się z nimi nabawię. Stersa miałam jak nigdy, aż do teraz boli, choć już powinno puścić. Noc zarwana w całości.. Droga impreza :roll: i pewnie przez to z sterylką małej się w czasie odsunie.
Myszy wzięłam coś przeciwzapalnego, coś mi się jej paszcza i to ze już w ogóle nie je mokrego/piersi kurzej nie podoba. Tylko jak jej to podać, skoro ona tylko suchą je? Ma ktoś pomysł :?: :?: :?:
W ogóle nawalczyłam się i choć o to :roll: Antybiotyku nie chciano mi dać, bo nie i już. Uprosiłam tylko Tolfedine, cokolwiek to jest. Przegłodzę ją i spróbuje, choć znając życie większość wyląduje w kiblu z niezjedzonym mokrym :( Spróbuje i będę obserwować. Jak pomoże, to mam podawać nie 3-4 dni tylko tydzień i wtedy trzeba będzie myśleć, co dalej. Bo jak pomoże to znaczy, ze to nie wybrzydzanie, ale coś się dzieje :( O ile w ogóle zje, a nie wszytko wyląduje w .. no kiblu. Jak ktoś ma pomysła, poproszę , błagam... Kasy już nie mam , ale to najmniejszy tu problem. I jak tu leczyć przydomowe, jak zaocznie nawet antybiotyku odmawiają ...

No to teraz te lepsze wieści. Zajrzałam wczoraj i Pumie i Frocie do paszczy. U Pumy stan zapalny, ale z oglądu bezobjawowy w zachowaniu- jadł itd. Wet widział duży kamień. Mnie Puma chciał rękę odgryźć, to nie miałam takiej okazji, by się przyjrzeć w domu. No ale oczywiście włączyło mi się, zę na pewno jakiś plus i stad te nerwy. A tu niespodzianka : Oba minusy :201494
U weta dobre to zwierzątko postanowiło zagryźć każdego. Jak już s powrotem był ładowany do transporterka-torby, nie dał mi zapiąć suwaka, wet w rękawicach zapinał :roll: Ja podrapana :? A wtedy nawet był przed pobraniem krwi - przerwa, bo potrzebna była pomoc przy tym diable wcielonym :strach: No to przyszła miła pani, wet złapał jakoś sprawniej za kark i mi Pumkę spacyfikowali. Wyszedł na najgrzeczniejszego przy takim złapaniu. Bo wcześniej, po rozróbach i rannych (ja) został przesunięty na koniec kolejki. No ale ząbki do czyszczenia :roll:

Mała najbardziej się ucierpiała, bo coś wet w żyłkę nie umiał trafić i początkowo grzeczna, grzeczna być przestała. Kilka razy w łapce gmerał jej igłą :roll: Wkłuwał sie chyba z 3-4 razy. Święty by się zbiesił. Ale Felv/Fiv minus :201494
Najgrzeczniejsza,a najbardziej się ucierpiała. Życie jest niesprawiedliwe :wink:

Frota. A tego pana to chyba Marzenia11 tylko kojarzy. Reszta go nie zna. Przygarnięty spod sklepu w grudniu 2009. Tu dobrze pamiętam datę, bo już miałam poważne długi z powodu intensywnego leczenia Kacusia [*] , mojego serduszka, które nigdy nie przestanie boleć. Miał iść do ludzi, ale i mnie i rodzinę gryzł. Nie było szans nawet próbować. I tak został. Odizolowany od Kacka, badany 3 razy testami na felv, raz na felv i fiv. Szczepiony peruvaksem z Felv dopóki Kacuś był ze mną, mimo izolacji. Kot jedynak. Oba z Kackiem były w typie jedynaka i oba na widok innego kota miały tylko jedną myśl, zabić/przepędzić. Przy czym Kacek to typowy jedynak, Frota, to kot-morderca, z czymś takim nigdy się nie spotkałam 8O O czym może kiedyś. No ale mimo to stracha miałam, ze jednak jakoś dodatni. Oceniany przez różnych wetów przez pierwszy rok pobytu u mnie pytałam, a było sporo wizyt z nim, od 2 lat do 8. Także dziś już nastolatek jak nic. Ujemny :201494
Średnio grzeczny, jakby maił szansę, zagryzłby kogoś w gabinecie, ale popranie w miarę sprawne. Za to jak wczoraj zajrzałam do paszczy to tylko na przodzie się dało obejrzeć i myślałam, ze po poprzednim czyszczeniu zębów choć z nim będzie spokój. Acha, kamień jak nic, głębiej i korzeń kła do usunięcia. Koszta pod niebo bo jeszcze rentgen tego korzenia :( Znów wydatki. No ale jakoś z czasem będzie musiał iść. Choć też je dobrze, nic w zachowaniu nie widać. Myślę, że duża wina poprzedniego weta, który czyszczenie i całą resztę po prostu sp..ył :evil: Z trzy może cztery lata temu był na tym, po złamaniu tego kła. Ja uparłam się, że kieł ma być usunięty, ma dostać kroplówkę, koniecznie, badania krwi i oczywiście usunięcie kamienia. Odebrałam kota głęboko nieprzytomnego, bez usuniętego złamanego kła, bez kroplówki, czego póxniej się domyśliłam, bo nie zsikał się i z kamieniem prawie takim jak poszedł na zabieg. Dziwne, ze znów trzeba? Na badania krwi czekałam ponad tydzień 8O Zwykłą morfologie :? Pojechała krew na głęboką i wetowi jakoś nie szło stamtąd odebrać wyniki. Ale nie to było najgorsze- poddusił się. Dziwne, jak został pod opieką nie wiem kogo? Technika, pana od obsługi sklepu? Nawet nie było z kim rozmawiać, jak go odbierałam. Drzwi do gabinetu zamknięte, Frota na wysokim zabiegowym stole zostawiony bez nadzoru, głęboko nieprzytomny. Jakby się jednak wybudził/ruszył, spadłby z dużej wysokości. Wybudził mi się dopiero o 9 następnego dnia. Do tego czasu był po prostu nieprzytomny. U mnie się nie poddusił, pilnowałam, nawet na 5 min nie odeszłam. Jak się wybudził- nierówne źrenice. Znów jazda, na sygnale, tylko już gdzie indziej. Inne podejście, inne traktowanie, nawet domowy telefon do tego innego weta dostałam, jakby się coś działo. A u poprzednika był tylko dlatego, że Froty się nie da przewozić daleko- kiedyś możne napiszę. W każdym razie im bliżej tym lepiej. Byłam tam wcześniej z psem, jak sobie zranił łapkę. Wszystko oki, myślałam, ze przy takim zabiegu jak tylko czyszczenie ząbków, usunięcia jednego, też będzie dobrze. No to się 'przejechałam' :roll: Myślę, ze gdyby wtedy miał dobrze usunięty kamień nazębny dziś jeszcze nie byłoby takiej potrzeby. Ale wtedy tuż po zabiegu widziałam, że jest niechlujnie zrobione, widać nadal kamień. A miałam porównanie już, bo Kacus tez miał taki zabieg, wcześniej. No nic kolejne koszta, tylko muszę to rozłożyć w czasie, zwyczajnie na raz mnie nie stać.

Sumując: małe, szczepienie i sterylka, i dwaj panowie, jeden tylko kamień, drugi kamień i ten kieł. Wet tak średnio mówił o tym kle. Że może nie trzeba będzie usuwać... Aha, postoję i podziękuje. Nawet jak dziś jest dobrze, czyli nic tam się z tym korzeniem nie dzieje, to Frota jest już wiekowy. Wolę usunąć niż mieć za kilka lat problem u starszego już kota :roll: Skoro i tak musi iść na te ząbki. Chyba dobrze myślę ? Wet chyba ma opory, bo korzeń już zarośnięty, trudna robota. Nie moje wina, trafił gdy powinien od razu, kazałam usuwać, tylko poprzednik tego nie zrobił. Spieprzy.. na całej linii :? :(

No i podziękowania nalezą się transportowi. Ojciec w końcu przestanie się do mnie przyznawać :roll: Miał w aucie stereo- dwa masakrycznie wyjące koty :mrgreen: Ja w takich warunkach, nawet gdybym miała prawko, wylądowałabym w rowie po jakiś 100m :evil: Spokojnie straż pożarną, pogotowie, policje wszytko co na sygnale byśmy zagłuszyli :ryk: A biedny nawet nie wiem, czy zdawał sobie sprawę, że wiezie trzy koty, nie dwa :wink: Zwyczajnie o małej nic mu nie powiedziałam, nie chcę teraz awantur o nią. O Myszy tez nic nie wie. No ale najgorszy okres na takie rozmowy to się nie chwalę :twisted:
Najważniejsze, że przebadane i wolne od tych na F :dance: :dance2: :dance:
Po co te badania, to jeszcze pewnie napiszę, cdn. Wina małej :wink:
Można się już cieszyć :mrgreen:
pwpw
 

Post » Wto sty 09, 2018 20:47 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

No nic, nikt tu nie zagląda.
Dokończę jednak. Oto Frota, we własnej, kociej osobie :
Obrazek
I jeszcze sylwetka :
Obrazek
Widać, że zawodnik wagi ciężkiej :ryk:

Kot, którego nigdy i z nikim nie połączę. Tam myślałam. Na widok innego kota, psa po prostu brał rozpęd wskakiwał mu na grzbiet i gryzł aż nie tylko sierść leciała ale i sporo krwi. kot, który mnie i rodzinę gryzł przez pierwsze 1,5 roku u mnie. Stad nawet ogłoszeń nie miał. Jak doszedł pies, przez ponad miesiąc próbował go przepędzić/zabić. Wtedy jeszcze inny dom. Frota był na dole u ojca, w byłym jego lokum. Wprowadzałam tam psa, frot na jego widok brał rozpęd przez cały korytarz i lał tak, ze bałam się o 40 kilogramowego psa. Nie na żarty i bez zastanawiania, nawet sekundowego. Rozpęd, skok i musiałam psie ratować :roll: Na wsi jeszcze wychodzący, to wszystkie okoliczne w strachu. Na szczęście tylko naszego podwórka 'pilnował'. I tak się utarło, że w dzień, kiedy go wypuszczałam, żaden okoliczny kot nie wszedł. Na noc siła Frot w domu, to sąsiednie koty zaglądały. Raz jakiemuś się pomyliło. Frot popędził go ponad 100m do jego posesji, wpadł za jego płot, przez otwarte drzwi balkonowe do jego domu i tam chciał go zamordować. Szczęściem w domu tym sąsiadki mojej ówczesnej, były też psy. Te go pogoniły. Wiem dobrze, bo widząc co się dzieje pobiegłam ratować kota sąsiadki :roll: To cały Frota. Kot morderca, który nawet z obcym człowiekiem u mnie w mieszkaniu próbował :roll: Złapałam, zabrałam, po co mi problemy. Jak nic chciał użreć, tylko do człowieka miał mniej odwagi.
I tak frota dostał łatkę "bestii-mordercy". Za dużo w jego wykonaniu widziałam, by choć na chwilkę mu zaufać. Nawet jakby po dłuższym przeganianiu/biciu, jak było z psem, zaakceptował, to w zabawie z nim/psem, mord, no nie wyglądało to dobrze. Lał psa na poważnie, choć już atmosfera/okoliczności inne. Tyle, ze nawet w zabawie, krew się lała, pies piszczał. 40 kg psa :roll:
I tak Frota był izolowany, a ja miałam dom w strefach. Dopóki żył Kacuś (felv +), dom był dzielony po równo. Raz jeden zamknięty, raz drugi. Miski odizolowane, nawet inne gąbki do ich mycia i takie tam moje... Ktoś podrzucił mi Pumę, albo sam się przybłąkał. Kacuś, moje serduszko odeszło. Puma mimo ogłoszeń, no zero chętnych. Telefon milczy, bo to mało czarnych dużych? Puma awansował na pokoje, bo co było robić. I znów próbowałam wahadłowo dzielić dom na koty. Tym razem nie wyszło. Frota puszczony na pokoje, gdy Puma był zamknięty, zaczął znaczyć. Nie sikać, ale znaczyć. Dwie/trzy kropelki a rzecz opryskana do wyrzucenia. I tak Frota został już w swoim pokoju, a ja co dzień miałam ból głowy i łażenie by z każdym pobyć odpowiednio długo. I szczerze nie spróbowałabym nigdy połączyć stada. Frota to Frota, latami zapracował na swoją opinie.
I tu nastała mała. A jako kotek sprytny i wiecznie głodny.. jej się udało wyprowadzić mnie w pole... Wieczorem poszłam do Froty, wy-miziać, pobyć z nim, nakarmić, jak zwykle (nikomu nie życzę domu w takich strefach). Jeść dałam, po coś jeszcze poszłam i widzę, nie ma małej :roll: Na szybko poszukałam, ale nie ma. W panice gnam więc do Froty pokoju. Oczami wyobraźni widząc to małe zamordowane przez Frotę lub mocno poturbowane :roll: a tam sielanka. Frota pysk ma w misce, mała zwiedza jego pokój 8O Za mną wpadł Puma i tez nic 8O I tak ostrożnie zaczęły się testy, na ile Frota jest nadal morderca kotów. O tym może kiedyś. Efekt, koty przebadałam (Felv/Fiv), te które się dało, bo bez Myszy. I testowałam na razie tylko przy mnie. Pod ścisłym nadzorem. Nie wiem, co myśleć, ale Frota już nie morduje 8O Stado może uda mi się połączyć. Wielka ulga, dom w końcu normalny.
Tu już po wizycie u Weta:
Obrazek

Puma i Frot i się nie próbują zabić? 8O

Obrazek
A tu dołączyła mała, winna tego całego zamieszania.
Nie wiem co dalej, nie wiem co o tym myśleć -z Frotą nie przesadzam, był o ile nadal nie jest mordercą kotów. Na razie ciągnie brzuchem po ziemi na reszcie domu. Coś na Pumę pchykał z wzajemnością, ale że się w pierwszej sekundzie nie pozabijały, to już cud. Teraz pospały się po męczarniach u wet'a i słusznej dawce jedzenia. Co jutro nie wiem. Póki co szanse na życie razem są. Mała, winna wszystkiemu, właśnie wpakowała obie tylne łapki Frocie na głowę, bez reakcji 8O No ale koty mam wykończone testowaniem na F/F. Co jutro nie wiem, trzymajcie kciuki. W każdym razie mogą się kąsać po zadkach, nikt nikogo niczym nie zarazi :twisted:
Ja zgłupiałam.
pwpw
 

Post » Wto sty 09, 2018 21:26 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Czytam Twój wątas od początku ale się pogubiłam. To ile masz kotków i czy wszyscy to rezydenci czy tymczasujesz? Ładne te grubaski, kocham takie kotki. Pozdrawiam.

aga66

 
Posty: 6095
Od: Nie mar 05, 2017 18:46

Post » Wto sty 09, 2018 22:01 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Koty są teraz cztery. Frota od 2009, koniec roku. Wtedy był jeszcze Kacuś [*], felv plus. Tu doszedł pies, jeszcze jak mieszkałam na wsi. Później doszedł Puma, już w mieście, tu. Myszka była jeszcze przed przeprowadzką tu, do miasta, ale totalnie dzika, przydomowa- dokarmiana jak wykańczałam dom. Wprowadziła się 08.11.2017 do mojego domu i od tego czasu zaczął się wątek. Stąd bałagan na nim. Na koniec, niestety chyba dobrze przypuszczam, że z powodu dokarmiania kotów pod domem, ktoś mi podrzucił mała kotkę, roboczo zwaną mała. Dołączyła 02.01.2018 wieczorem. Czyli jeden pies i cztery koty. Z kotów żaden nie planowany, pies w sumie też. Ale co zrobić, do schronu odwozić? Karmik najwyżej wiosną zlikwiduje.
pwpw
 

Post » Czw sty 11, 2018 13:11 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - próba udomowienia

Kocurra póki co się nie pozabijały. Miłości nie ma, ale żyjemy :wink:
Za to mała bezstresowa. Chyba 'robi' między nimi za jakiegoś 'francuskiego łącznika' :wink: Jakieś imię z francuskiego, bylebym wymówić i napisać umiała :ryk: Pomysły? Drobna, mała, szara ... coś eleganckiego dla damy :wink:

Mysza niestety nie je pokarmu z tabletką :( Na początek poszedł w pewniku, puszka kolosalnie droga, ale zawsze ją uwielbiała- odrzucona nawet na głodzie. Cały dzień stała, a kot już nocą przegłodzony. Tabletka do kibla :( Dziś rano myślałam, że hamerykę odkryłam. Dumna z siebie byłam. Sproszkowałam tabletkę, suche jej ukochane chrupy RC :oops: lekko namoczyłam i posypałam proszkiem z tablety- nadal nic nie ruszyła :(
Pytałam na innym wątku, ale i tu zapytam:

"Jak 'zapakować' dzikiego kota (w domu mam- póki co tylko kota) do klatki iniekcyjnej ?
I jaka lepsza, zakładając, ze kot będzie w niej przewożony (trasa krótka, ale nie wiem ile w poczekalni) ? Sa dwie, dedykowana kotom - 59,5 dług/21szer/26 wys i większa - 77 dł/28,5 szer/36wys ? Wolałabym tańszą, mniejszą, no ale muszę sobie z tym poradzić, wiec która?"

Bo coś mi sie coraz mniej Mysz podoba. Zupełnie odmawia mokrego, nawet ukochanego. Chrupy połyka, wiec myślę, że coś z paszczą. Po objawach, albo ząbki, albo zatoki. Ale jako, ze wiekowa, myślę o ząbkach. Kasy nie mam ale na razie chcę oswoić temat i powolutku chyba nawet w pierwszej kolejności by poszła. Martwi mnie. Wygląda to jakby za dużo śliny/czegoś miała w paszczy, kicha przy myciu, przy próbie jedzenia mokrego, czy częściej coś jej tam w paszczy 'bulgocze' nie wiem jak to nazwać. Głownie tylko przy tych czynnościach. Tylko mokrego odmawia, wiec coś na pewno na rzeczy...
pwpw
 

Post » Czw sty 11, 2018 15:00 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - Pytanie O Obsługę !

Nawet na imię zero pomysłów? Bo ją Chanel nr 5 nazwę :evil: Choć póki co kompletnie takie imię do niej nie pasuje :twisted:
Tylko żadnych ludzkich, jakoś nie uznaje... No i albo obojętne, albo optymistyczne, imię to taka wróżba na przyszłość, wg mnie :wink:
pwpw
 

Post » Czw sty 11, 2018 15:36 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - Pytanie O Obsługę !

Nie pisze bo z telefonu trudno.
Może ona ma po prostu koci katar i bypomógł unidox? Bezsmakowy, stosowany w posiłku u wolbozyjacych..
ObrazekObrazekObrazek
"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35323
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Czw sty 11, 2018 15:39 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - Pytanie O Obsługę !

Raczej nie. Z rozmowy z wetem i jej wieku to coś z ząbkami w paszczy. Na kk nijak to nie wygląda.
Co do łapania, dyskusja jest na wątku na KŁ na pytaniach nieretorycznych.
pwpw
 

Post » Nie sty 14, 2018 16:38 Re: Staruszka Myszka-dzika Zołza - Pytanie O Obsługę !

No i się spsuło... Wiedziałam/czułam, ze mi kocurra się powoli rozkręcają...
Wcześniej już było kilka scysji, co dokładnie nie wiem, bo inne pomieszczenie, ale coś krótkiego, bez rewelacji. Wczoraj w nocy za to dały do wiwatu, sierść w powietrzu, paszcze po-kłute :roll: :? Olera :|
Znów inne pomieszczenie, ale któryś któregoś pognał. Stawiam na Pumę, o dziwo, bo to on zaczepia, pchyczy. Już wcześniej jak tylko Frota sie do mnie przytulił, potrafił podejść i go zdzielić po głowie, biedny rozespany Frot nawet nie wiedział, co go napadło. Rozgoniłam wczoraj towarzystwo i nie wiem co dalej. Izoluje jak mnie nie ma w domu, ale źle to na razie wygląda. Głupie te kotki są... :?
EDIT: Aha, a raczej ajj... Po scysji pazurki obu skróciłam, na ile się dało, bo koty z tych słabo obsługiwanych, ranni w ludziu są też :roll: :evil:
pwpw
 

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: ewar i 101 gości