cześć (: nie wiem jak się zakłada takie wątki, ale witamy wszystkich użytkowników forum!
przez 15 lat miałam jednego kocura, rudego Güntera (który początkowo był Kapslem, ale tata go przemianował i tak zostało, wszyscy mówiliśmy na niego Gintek albo Gintuś, czasem wariacje w stylu Gintorro albo Gunta). niestety we wrześniu okazało się, że kot ma nowotworową narośl na gardle, nieoperacyjną, USG było jednoznaczne - z kotem trzeba się pożegnać płakałam nad nim jak bóbr, mieszkał ze mną od czasów licealnych i trudno było sobie wyobrazić dom bez niego. mój syn też zakochał się w naszym rudzielcu (mówił na niego Tynta ), chłopaki razem spali i ganiali po domu (na ile kocio miał siłę). jeszcze teraz syn pyta "gdzie jest kocio? kocio do lekarza poszedł?"
od 12 października w naszym domu mieszkają dwa koty z JoKotu - Triss (wcześniej Pawia) i Ulryk. Triss jest niesamowitym miziakiem, po 2 dniach zaczęła kłaść się przy nogach, robić beczki i wskakiwać na kolana, domagając się głaskania. poza tym zje wszystko, co dostanie, dlatego musimy jej pilnować, żeby nam nie zgrubła (; Ulryk jest nieco nieśmiały, wycofany, ale pomału przekonuje się do domowników. wybredzioch jedzeniowy i straszna gaduła zawsze ma coś do powiedzenia. kocury o dziwo doskonale się dogadują, chociaż teoretycznie Triss miała nie lubić innych kotów. na razie jesteśmy na etapie poznawania się, ale mruczki szybko się przyzwyczajają do domu, korzystają z kuwet od początku i drapią tylko drapak.
nie wiem, co dalej, więc możecie mnie nakierować