» Śro paź 04, 2017 12:15
Re: Umarł mi......
Już minęły dwie doby odkąd Skarbusia nie ma, a ja nadal odchodzę od zmysłów. Mam wrażenie, że naprawdę mogę postradać zmysły z bólu i tej bezkresnej rozpaczy. Nie ma leku, nie ma ani chwili ulgi. Nie pomagają koty, które zostały. Nie ma przy mnie nikogo, kto by zrozumiał. A już NIGDY nie będzie tak samo. Będę cierpieć każdego dnia - tylko moje Lisio ukochane umiało tak ładnie oblizać wieczko po otwarciu puszki, tylko on umiał tak oblizać widelec po przygotowaniu każdego posiłku... Tylko on tak się co chwila wdrapywał na ramię, tylko ten jeden, jedyny Skarbuś umiał się tak niesamowicie łasić do szyi, tak niesamowicie tulić całym drobnym ciałkiem... Tylko on był tak drobny, śliczny jak najpiękniejsza figureczka, nie jak kot. Tylko on nawoływał z drapaka, czasem prześmiesznym buczeniem, żebym przyszła się z nim bawić. Tylko on, turlając się z zabawką na najwyższej półce co chwila zerkał, czy patrzę i się zachwycam. Musiałam się głośno zachwycać i dopingować, inaczej się zniechęcał... Tylko on był takim wyjątkowym maleńkim szczęściem, radosnym skowroneczkiem, iskierką szczęścia pośród zaspanych, zamulonych kotów-sów. Oczywiście pozostałe koty kocham, nawet bardzo, ale tylko Lisio było tą radosną iskierką, bez której każdy dzień będzie pusty, każdy dzień będzie rozpaczą. Kot przybłęda, po paskudnych przejściach, a po długich staraniach rozwinął się z niego taki cudowny Skarbuś. Zakwitł jak kwiat, a zaraz potem skończył w męczarniach. Miałam go tylko trzy lata! To miał być początek a nie koniec! Problemy z pęcherzem trwały może od lipca, woziłam go po dwóch lecznicach, ciągle dostawał zastrzyki, kupiłam wielki wór karmy nerkowej... ledwie jej zdążył spróbować... We czwartek radośnie się bawił, dając mi jak zawsze kupę szczęścia. W piątek zaczął wymiotować. W sobotę miał operowany pęcherz, przeżył, podobno najgorsze miał już za sobą. W niedzielę nie dałam rady go odwiedzić w szpitalu... W poniedziałek miałam go zabrać do domu, zamiast tego otrzymałam telefon, że nie ma mojego ukochanego Lisia. To jest tak niewiarygodnie okrutne, niesprawiedliwe, bezlitosne, że nigdy chyba się z tego nie otrząsnę... Nie wiem co robić, nie umiem żyć. Jak żyć po tak okrutnym ciosie w samo serce??