MalgWroclaw pisze:Dziwne to wszystko. Wigilijne potrawy są przecież wegetariańskie z natury sprawy (ryb można nie jeść). Chyba, że jesteś weganką, to wtedy nie pasuje.
Co w tym jest dziwnego?
Jestem wegetarianką na diecie wegańskiej. Czyli że od wielkiego dzwonu zjem coś z nabiałem.
Jestem wegetarianką niemal 20 lat. Przez ten czas widziałam niejedno i nigdy jak mi ktoś powie, że na pewno danie jest wegetariańskie, to w to z miejsca nie uwierzę. Chcę znać skład potrawy. Ludzie na diecie mięsnej nie mają pojęcia nawet o wegetarianizmie a co dopiero weganizmie. Przykładów mogę mnożyć. Jak mówią, że mięsa nie jedzą, ale rosołek już tak, albo jak jest danie ziemniaki, sos, kapusta, mięso to twierdzą to mięso zostaw a resztę zjedz i to jest dla nich wegetarianizm. Albo pytam w restauracji młodego człowieka co jest wegetariańskiego, a on mówi - tylko ryba. Miałam ostatnio zamówione danie to przynieśli mi smażone sery na jednym półmisku ze smażonymi kurczakami - i jeszcze kelner się kłócił, że to było smażone osobno. A mi wisi czy osobno czy nie skoro jedno leży na drugim i tapla się w jednym sosie. Takie rzeczy spotyka się w 21 wieku :/
Ale są też te zakamuflowane - typu kapusta na smalcu o czym nikt nie wspomni, zupa jarzynowa na kostce rosołowej z wołem, ciasto z żelatyną. Najgorsze że nawet nie mogę nawet jeść kapust, bo są na boczku. Ostatnio na weselu tak było - suche kluski i surówka. A para młoda zamówiła dla nas dania wegetariańskie. Jeszcze pytali czy wegetariańskie czy wegańskie - po czym na cały wieczór mieliśmy jedno danie.
Mnie już nic nie zdziwi. Dziwi, jak restauracja stanie na wysokości zadania!
A co do wigilii - wigilia nie jest wegetariańska często. Tak jak pisałam, muszę znać skład potraw. Np ludzie podczas wigilii używają smalcu np do kapust. Dania robią z wszechobecną rybą.
Jeżeli chodzi o wigilię typu opłatek pracowniczy, zakładowy jakikolwiek, który robią sobie ludzie czy przygotowuje restauracja - to nie jest to sama wigilia i dosłownie nic nie jest nawet wegetariańskie. Barszcz jest na mięsie, kapusty z boczkiem na smalcu, ciasta z żelatyną, ryba wszędzie. Raz nawet w pracy moja koleżanka z wielką łaską powiedziała, że niech straci, zmieni swój przepis i specjalnie dla mnie jednej zrobi barszcz bez mięsa mimo, że wszyscy wolą na mięsie. Zmusiła mnie tym do ciągłego jej dziękowania, a na tej wigilii pracowniczej musiałam ten barszcz wypić, choć miałam podejrzenia, że mogła być złośliwa i mnie oszukać, bo to był taki typ.
A jeżeli chodzi o wigilię w domu, u rodziny, gdzie niby nie można się naciąć to jednak też można. Np ktoś kupuje uszka cz pierogi a w nich jest smalec. W przeciętnym domu wigilia nie jest nawet wegetariańska. Jak chodzę po sklepach to sprawdzam czasem składy gotowych produktów typu uszka i pierogi. Można się nieźle zdziwić.
I jeszcze jedno - jeżeli idę na proszoną wigilię typu opłatek i mam zapłacić za moje dania w restauracji to restauracja jest od tego jak.... żeby mi coś przygotować zamiast ryby, a nie że ja ryby mogę nie jeść. Byłam w takich pseudorestauracjach, gdzie ludzie jedli rosół a dla mnie rosołu nie było, bo nie... bo ja mam dopiero drugie danie i siedziałam jak ta niemota przy stole, gdzie wszyscy jedli. Jest to dla mnie obraźliwe i takie restauracje są dla mnie dnem. Ale tak jak mówię - 20 lat robi swoje.
Ale bywałam też w takich, gdzie jak mi podawano dania to reszta żałowała, że też nie ma menu wegetariańskiego
Natomiast w domu mam już wypracowane dania wigilijne i mogę powiedzieć z całą pewnością, że prawie wszystkie dania są wegańskie te które robi mama i teściowa. Moje też, wiadomo. Jedynie właśnie czego nie jem to ryba. Zawsze miałam jakiś zastępnik, ale od 2 lat mam prawdziwy hit - selerryby. Rodzina męża mi cały rok przypomina o tych selerowych rybach. Dosłownie oszaleć można. I o moich gołąbkach staropolskich.Oszaleć można. Teraz robię gołąbki z 5 kapust, bo co roku jest za mało.
sabianka pisze:klaudiafj pisze:Wróciłam z Cechu. Było super
Pamiętacie jak pisałam, że nie przyznałam się do wegetarianizmu? Dziś już nie miałam wyboru. Koleżanka spytała czy będę na spotkaniu opłatkowym. Powiedziałam, że raczej nie. A ona, że szkoda. I powiedziałam jej, że jestem wegetarianką i byłoby dla wszystkich niezręcznie, gdybym tam siedziała i nie jadła nic podczas,kiedy wszyscy jedzą. I tak sobie pogadałyśmy.
Wiem jakie będzie menu na wigilię cechową. Chyba jedynie kompot z suszu by mi został.
Potem, kiedy żegnałam się z szefem to on spytał - będziesz na opłatku? - Ja, że nie. - a on a czemu? A będziesz w Bytomiu? to masz blisko! - i tak zagadywał. A przy tym była ta koleżanka i kolega. Ja mówię do koleżanki - powiedzieć? a ona - wal śmiało. - No to mówię, że byłaby niezręczna sytuacja, bo w menu nie ma nic co mogłabym zjeść, bo jestem wegetarianką. - a szef na to - a co za problem?? to się powie to coś przygotują. Szkoda jakbyś nie była. Barszcz jesz? to najwyżej będzie bez uszek. Powie się że to i tamto... - i tak snuł, że nie ma absolutnie żadnego problemu. Ja mówię, że nie chcę zmieniać menu, ani robić kłopotu! - A on, że żaden kłopot. Zrobią jakieś wegetariańskie dania. - A ten kolega - dla mnie też w takim razie! Ja też zjem wegetariańskie, więc już jest nas dwóch. - a ta koleżanka - to ja też chcę wegetariańskie!!!
Czyż oni nie są kochani? Normalnie rozpłynęłam się ze wzruszenia
A ten kolega jeszcze dodał - a może nas jest więcej, ale też boją się powiedzieć
Czyż to nie przemiłe
no w końcu się odważyłaś na jedzeniowy "coming out"
Zawsze mam odwagę, ale nie w tym przypadku :/ Widziałam preferencje żywieniowe. Wiem też jak ludzie reagują, szczególnie starsze pokolenie. Jeżeli zamawiają dla wszystkich hurtem golonkę to ja nie miałam odwagi powiedzieć, że chcę coś innego, bo czemu mam robić kłopot na starcie. Ale widać myliłam się i to bardzo w tym przypadku
Takiej reakcji to w całym moim życiu nie widziałam