Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
JoasiaS pisze:Miesiąc temu Lolek wyraźnie słabiej zaczął jeść, a gdy wychodził na zewnątrz zaczynał lizać kamienie i ziemię. Uznałam, że to niepokojące i zabrałam go do weta. Od pierwszej diagnozy, która brzmiała zakłaczenie (i którą przyjęłam z ulgą, że na szczęście tylko tyle), po kilkunastu dniach dotarliśmy do chłoniaka w brzuszku... Wdrożyliśmy leczenie, ale stan zdrowia Lolka pogarszał się błyskawicznie... W ubiegły piątek nastąpił poważny kryzys, a wczoraj podjęłam decyzję o pożegnaniu. Pani doktor, która prowadziła leczenie przyjechała do nas w niedzielne popołudnie, by podać Lolkowi ostatni zastrzyk... Zasnął więc w domu, jak wszystkie nasze dotychczasowe koty. Pochowaliśmy go w ogrodzie koło Frycka.
Żegnaj, mój mały, kochany fotogeniczny kotku...
Prawdę mówiąc, to wszystko stało się tak szybko, że jeszcze do mnie nie dociera to, że go już nie ma...
JoasiaS pisze:Miesiąc temu Lolek wyraźnie słabiej zaczął jeść, a gdy wychodził na zewnątrz zaczynał lizać kamienie i ziemię. Uznałam, że to niepokojące i zabrałam go do weta. Od pierwszej diagnozy, która brzmiała zakłaczenie (i którą przyjęłam z ulgą, że na szczęście tylko tyle), po kilkunastu dniach dotarliśmy do chłoniaka w brzuszku... Wdrożyliśmy leczenie, ale stan zdrowia Lolka pogarszał się błyskawicznie... W ubiegły piątek nastąpił poważny kryzys, a wczoraj podjęłam decyzję o pożegnaniu. Pani doktor, która prowadziła leczenie przyjechała do nas w niedzielne popołudnie, by podać Lolkowi ostatni zastrzyk... Zasnął więc w domu, jak wszystkie nasze dotychczasowe koty. Pochowaliśmy go w ogrodzie koło Frycka.
Żegnaj, mój mały, kochany fotogeniczny kotku...
Prawdę mówiąc, to wszystko stało się tak szybko, że jeszcze do mnie nie dociera to, że go już nie ma...
Użytkownicy przeglądający ten dział: haaszek, jolabuk5 i 65 gości