MonikaMroz pisze:Asiu też podziwiam. Jesteś dzielna
My z Michałem całkiem inaczej przechodzimy te pożegnania z naszymi kotami.
Kiedy nadchodzi ten najcięższy, krytyczny moment, ja działam zdecydowanie, jestem wtedy jak w transie.
Mówię, że to już, bo wiem to z całą pewnością, wzywam weta i jestem przy odchodzącym kocie do samego końca.
Michał nie ukrywa płaczu, ale się lekko izoluje. Potem ma kryzys, a ja jestem spokojna i pocieszam go, że tak trzeba było i tak jest lepiej dla cierpiącego kota.
Za to totalnie rozkładam się następnego dnia... Na szczęście on już wtedy jest opanowany, mogę się w niego wtulić i wyryczeć, ile potrzebuję...
Michał zamyka w sobie sprawę, a ja mam nawroty żalu jeszcze jakiś czas.
Dziś rano miałam straszny kryzys, kiedy karmiłam koty... Bardzo płakałam.
Na szczęście teraz w pracy mam taki młyn, że muszę być dyspozycyjna i bardzo, bardzo dobrze.
To mnie mobilizuje do radzenia sobie z emocjami.
MonikaMroz pisze:Ja wchodzę do Ciebie na watek i jak czytam to co sie stało i widzę te cudne Lolkowe oczy to gula w gardle i łzy płyną same. I ryczę nad tym kochany kotem. Ale wiem że byliście dla niego czymś najlepsiejszym co go w życiu spotkało
Dziękuję Moniu