Megana pisze:Myślę, że to Ty masz problem, bo Pyza nie ma żadnego.
Sorry, takie jest moja zdanie. Wasz dom/biuro/zakład to najlepszy dom dla każdego kota.
Pyza nie ma problemu, bo jak każdy kot żyje chwilą obecną, nie martwiąc się o jutro.
W moim przypadku takie postępowanie byłoby wysoce nierozsądne.
Meg, a ja od zawsze uważam, że żadna firma, moja czy nie moja, nie jest tym samym co dom dla zwierzęcia. Może być miejscem tymczasowym, ale nie stałym, bo każde zwierzę potrzebuje więzi i stałej, stabilnej opieki.
Odkąd w naszym życiu pojawiły się koty, ustaliłam sobie, że mam miejsce na najwyżej cztery koty w domu i jedno tymczasowe miejsce w drukarni, bo tak już jakoś jest, że od czasu do czasu los stawia na mojej drodze koty potrzebujące pomocy. Może przez to, że Pyza nie jest typem kota, który wisi na człowieku, zasiedziała mi się na tym tymczasowym miejscu. I pewnie jeszcze by to trwało, ale ogrom problemów, które w tej chwili zwalił nam się na głowę, sprawił, że postanowiłam zmienić jej status, póki firma istnieje (bo niestety może być różnie) i jest na to czas...
A o tym jak bardzo potrzebuję takiego awaryjnego miejsca w drukarni, przekonałam się dobitnie nie dalej niż w ubiegły piątek. Po pracy pojechałam prosto do domu, a Michał udał się jeszcze do rynku po jakieś drobne zakupy. Nie zdążyłam dobrze dojechać do celu, gdy zmroził mnie telefonem z informacją, że bezradny, głośno miauczący, ogłupiały kociak błąka się między samochodami na ulicy, przy której zaparkował. Na tyle znamy już takie sytuacje, że uznanie, iż to jakieś kocię z posesji obok byłoby zwykłym oszukiwaniem się. Oczywiście NIKT poza Michałem nie widział problemu, a jak wynikało z szybkiego wywiadu, który mój mąż zrobił w okolicznych sklepikach, maluch płakał tak między autami prawie cały dzień...
Michał zabrał kociaka do samochodu, bo tak należało postąpić i zadzwonił do mnie z pytaniem co robimy, bo awaryjna miejscówka zajęta. Gdyby nie to, że jeden z pracowników, do którego zadzwoniłam z prośbą o przetrzymanie kota chociaż przez weekend, zgodził się, a nawet od razu powiedział, że weźmie go na stale (bo skoro ma dwa, to i trzeci się zmieści), miałabym w tej chwili w firmie cyrk z dokoceniem Pyzy. A mam tam akurat wystarczająco dużo problemów.
Jak widzisz, Meg, muszę zachować w tym wszystkim rozum. I jestem przekonana, że Pyza na tym nie straci, bo na pewno nie oddam jej byle komu.
A oto piątkowy bohater:
Potrzymajcie kciuki, żeby jutro nie okazało się, że są jakieś powody, dla których nowy dom jednak nie może go zatrzymać, bo się chyba powieszę...