Cześć
Po kilkudniowych wahaniach postanowiłam założyć wątek o moich kotkach. Głównie dlatego, że uwielbiam się nimi chwalić
i znajomi już chyba mają tego dosyć
Zupełnie tego nie rozumiem, bo ja, tak jak chyba wszyscy na tym forum, jestem zwariowana na punkcie moich koteczków.
Ostrzegam, będzie dużo zdjęć.
Pierwszy post będzie trochę smutny, wspomnieniowy, skrót dwóch lat z Achillesem, który umarł mając zaledwie dwa lata na białaczkę.
W dzieciństwie nie mieliśmy zwierząt w domu. Tata też wychowywał się bez nich i nie wyobrażał sobie, że tak w ogóle można.
Tak więc kiedy mój brat przyniósł Achillesa do domu, zrobił to zupełnie bez wcześniejszego uzgodnienia z resztą domowników. Zarówno ja, moja siostra jak i brat byliśmy już pełnoletni.
Ówczesna dziewczyna mojego brata była kociarą i wiedziała, że ktoś, gdzieś w willi na Ratajach w Poznaniu udostępnił dzikiej kotce schronienie na czas urodzenia i podchowania dzieci. Kiedy kotki miały trzy miesiące większość z nich była już wydana do nowych rodzin. Tylko Achilles (wówczas jeszcze się tak nie nazywał) nie znalazł domu. Mój brat zbyt długo się zastanawiał, więc właścicielka posesji oddała kotkę i koteczka do schroniska.
Dopiero stamtąd brat wziął Achilka.
2002-10-19
Mieszkaliśmy na dziewiątym piętrze, więc opcja kota wychodzącego nie wchodziła w grę. Achilles szybko nauczył się korzystać z balkonu. Wiem, że zabrzmi to nieodpowiedzialnie, ale balkon nie był niczym zabezpieczony, tylko na początku trzymaliśmy Achila na szelkach. Niestety nie wychodziliśmy z nim na spacery, wtedy było to jeszcze mało popularne i chyba nie bardzo wiedzieliśmy jak się do tego zabrać, może powinniśmy robić to małymi kroczkami, a nie od razu na dwór, jak to raz zrobiliśmy.
2003-06-08
2003-11-21
2003-11-22
W zagłębieniu między moimi nogami zawsze spał w nocy. Budził mnie po czwartej wkładając łapy pod kołdrę i kłując mnie po podeszwach stóp.
To ja z Achillesem na ramionach, siedział tam i mruczał tak długo puki stałam lub chodziłam, podobno jak wiele kotów. Przyznam, że sama go tam wkładałam. Jak wracałam z pracy brałam go na ręce i przykładałam twarz do jego brzucha. Pachniał świeżym krochmalem, uwielbiałam to.
2003-12-09
Achil był kotem gadającym. To nie były miauknęcia czy pomruki, ale jakby używał jakiegoś języka. Potrafił monologować naprawdę długo. Niestety nie mamy żadnego nagrania, wtedy mieliśmy pierwszy aparat cyfrowy i jakoś niewiele z niego korzystaliśmy.
2004-04-04
2004-04-24
Achilles nie lubił skakać z dużych wysokości, ale ja albo tata zwykle służyliśmy plecami
2004-05-16
Naprawdę nigdy nie skoczył, a przecież balkon sąsiadów był zaledwie piętro niżej, przesunięty względem naszego o połowę długości.
2004-08-01
Tata był już wtedy na emeryturze i całe dnie spędzał w domu, więc Achilles był przyzwyczajony, że nie jest sam.
I wtedy moi rodzice, siostra i ja postanowiliśmy wspólnym wysiłkiem zbudować sobie dom.
W roku 2003 kupiliśmy działkę pod Poznaniem i przez rok planowaliśmy.
Budowa była prowadzona systemem gospodarczym, ale w rzeczywistości dopiero dach był stawiany przez ekipę budowlaną, wcześniej każda cegła była stawiana rękoma mojego taty, a wszystkie weekendy od kwietnia 2004 spędzaliśmy na budowie pomagając mu w pracy.
Tak więc nagle Achilles zostawał sam w domu w na całe dnie.
Najprawdopodobniej już wtedy miał zaczątki cukrzycy (karmiliśmy go suchą karmą typu whiskas i czasami surowym mięsem, lubił też podjadać obierki ziemniaków).
Chyba dopiero we wrześniu 2004 po raz pierwszy zauważyliśmy, że jest chory, bo nie przyszedł na powitanie do drzwi gdy wróciłam z pracy.
Lekarz bardzo długo nie wiedział co mu dolega. Wykrył cukrzycę, ale stan Achillesa był zbyt poważny, by mogło chodzić tylko o to.
Na wizytę u weterynarza przyjechałam ja (zwolniłam się z pracy) i mój tata, który przywiózł Achilka samochodem. Pamiętam jak się bałam, że Achil będzie sprawiał trudności, jak to zwykle robił przy przewożeniu samochodem. Tym razem jednak po prostu się nie ruszał, był w agonii.
Dopiero w gabinecie dowiedzieliśmy się, że wyniki badania krwi wykazały, że nasz ukochany kot ma białaczkę.
Niestety lekarz mógł nam doradzić tylko jedno.
Tata płakał w poczekalni, a ja trzymałam Achillesa na rękach, kiedy dostał uśmiercający zastrzyk. Pisząc te słowa płaczę, choć zdarzyło się to przecież tak dawno temu.
Pochowaliśmy go w zbitej z grubych desek skrzyni na głębokości ponad 1,5 metra na naszej działce na dwa dni przed Świętem Zmarłych.
Nie muszę chyba mówić jak ciężki był to czas dla całej rodziny. Czasem mam wrażenie, że moja żałoba będzie trwać aż do mojej śmierci.
Nie mieliśmy kolejnego kota przez wiele, wiele lat. W walentynki 2005 koleżanka mamy przyprowadziła do nas psa, który błąkał się w okolicy, prawdopodobnie ktoś go porzucił. Kilkuletni, pocieszny kundelek, który był ulubieńcem mojej mamy. Zmarł w roku 2014. Niestety nie mam jego zdjęć na swoim komputerze. Może później edytuję ten post i je wkleję.
To tyle wspomnień. Następne posty będą już o Fredzie i Remi, którzy mieszkają z moimi rodzicami w w.w. domu. Ja i siostra tylko przyjeżdżamy na weekendy, i właśnie wtedy są spotkania na szczytach, bo od tej nazwy pochodzi nazwa miejscowości.