Proszę o zamknęcie wątku [*]

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob maja 13, 2017 23:48 Proszę o zamknęcie wątku [*]

Cześć

Po kilkudniowych wahaniach postanowiłam założyć wątek o moich kotkach. Głównie dlatego, że uwielbiam się nimi chwalić :oops: i znajomi już chyba mają tego dosyć :roll: Zupełnie tego nie rozumiem, bo ja, tak jak chyba wszyscy na tym forum, jestem zwariowana na punkcie moich koteczków.
Ostrzegam, będzie dużo zdjęć. :mrgreen:

Pierwszy post będzie trochę smutny, wspomnieniowy, skrót dwóch lat z Achillesem, który umarł mając zaledwie dwa lata na białaczkę.

W dzieciństwie nie mieliśmy zwierząt w domu. Tata też wychowywał się bez nich i nie wyobrażał sobie, że tak w ogóle można.
Tak więc kiedy mój brat przyniósł Achillesa do domu, zrobił to zupełnie bez wcześniejszego uzgodnienia z resztą domowników. Zarówno ja, moja siostra jak i brat byliśmy już pełnoletni.
Ówczesna dziewczyna mojego brata była kociarą i wiedziała, że ktoś, gdzieś w willi na Ratajach w Poznaniu udostępnił dzikiej kotce schronienie na czas urodzenia i podchowania dzieci. Kiedy kotki miały trzy miesiące większość z nich była już wydana do nowych rodzin. Tylko Achilles (wówczas jeszcze się tak nie nazywał) nie znalazł domu. Mój brat zbyt długo się zastanawiał, więc właścicielka posesji oddała kotkę i koteczka do schroniska.
Dopiero stamtąd brat wziął Achilka.

2002-10-19
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek

Mieszkaliśmy na dziewiątym piętrze, więc opcja kota wychodzącego nie wchodziła w grę. Achilles szybko nauczył się korzystać z balkonu. Wiem, że zabrzmi to nieodpowiedzialnie, ale balkon nie był niczym zabezpieczony, tylko na początku trzymaliśmy Achila na szelkach. Niestety nie wychodziliśmy z nim na spacery, wtedy było to jeszcze mało popularne i chyba nie bardzo wiedzieliśmy jak się do tego zabrać, może powinniśmy robić to małymi kroczkami, a nie od razu na dwór, jak to raz zrobiliśmy.

2003-06-08
Obrazek
2003-11-21
Obrazek
2003-11-22
Obrazek
Obrazek
W zagłębieniu między moimi nogami zawsze spał w nocy. Budził mnie po czwartej wkładając łapy pod kołdrę i kłując mnie po podeszwach stóp. :?
Obrazek
To ja z Achillesem na ramionach, siedział tam i mruczał tak długo puki stałam lub chodziłam, podobno jak wiele kotów. Przyznam, że sama go tam wkładałam. Jak wracałam z pracy brałam go na ręce i przykładałam twarz do jego brzucha. Pachniał świeżym krochmalem, uwielbiałam to.
2003-12-09
Obrazek

Achil był kotem gadającym. To nie były miauknęcia czy pomruki, ale jakby używał jakiegoś języka. Potrafił monologować naprawdę długo. Niestety nie mamy żadnego nagrania, wtedy mieliśmy pierwszy aparat cyfrowy i jakoś niewiele z niego korzystaliśmy.
2004-04-04
Obrazek Obrazek
2004-04-24
Obrazek
Achilles nie lubił skakać z dużych wysokości, ale ja albo tata zwykle służyliśmy plecami :ryk:
2004-05-16
Obrazek Obrazek
Naprawdę nigdy nie skoczył, a przecież balkon sąsiadów był zaledwie piętro niżej, przesunięty względem naszego o połowę długości.
2004-08-01
Obrazek

Tata był już wtedy na emeryturze i całe dnie spędzał w domu, więc Achilles był przyzwyczajony, że nie jest sam.
I wtedy moi rodzice, siostra i ja postanowiliśmy wspólnym wysiłkiem zbudować sobie dom.
W roku 2003 kupiliśmy działkę pod Poznaniem i przez rok planowaliśmy.
Budowa była prowadzona systemem gospodarczym, ale w rzeczywistości dopiero dach był stawiany przez ekipę budowlaną, wcześniej każda cegła była stawiana rękoma mojego taty, a wszystkie weekendy od kwietnia 2004 spędzaliśmy na budowie pomagając mu w pracy.
Tak więc nagle Achilles zostawał sam w domu w na całe dnie.
Najprawdopodobniej już wtedy miał zaczątki cukrzycy (karmiliśmy go suchą karmą typu whiskas i czasami surowym mięsem, lubił też podjadać obierki ziemniaków).
Chyba dopiero we wrześniu 2004 po raz pierwszy zauważyliśmy, że jest chory, bo nie przyszedł na powitanie do drzwi gdy wróciłam z pracy.
Lekarz bardzo długo nie wiedział co mu dolega. Wykrył cukrzycę, ale stan Achillesa był zbyt poważny, by mogło chodzić tylko o to.
Na wizytę u weterynarza przyjechałam ja (zwolniłam się z pracy) i mój tata, który przywiózł Achilka samochodem. Pamiętam jak się bałam, że Achil będzie sprawiał trudności, jak to zwykle robił przy przewożeniu samochodem. Tym razem jednak po prostu się nie ruszał, był w agonii.
Dopiero w gabinecie dowiedzieliśmy się, że wyniki badania krwi wykazały, że nasz ukochany kot ma białaczkę.
Niestety lekarz mógł nam doradzić tylko jedno.
Tata płakał w poczekalni, a ja trzymałam Achillesa na rękach, kiedy dostał uśmiercający zastrzyk. Pisząc te słowa płaczę, choć zdarzyło się to przecież tak dawno temu.
Pochowaliśmy go w zbitej z grubych desek skrzyni na głębokości ponad 1,5 metra na naszej działce na dwa dni przed Świętem Zmarłych.
Nie muszę chyba mówić jak ciężki był to czas dla całej rodziny. Czasem mam wrażenie, że moja żałoba będzie trwać aż do mojej śmierci.

Nie mieliśmy kolejnego kota przez wiele, wiele lat. W walentynki 2005 koleżanka mamy przyprowadziła do nas psa, który błąkał się w okolicy, prawdopodobnie ktoś go porzucił. Kilkuletni, pocieszny kundelek, który był ulubieńcem mojej mamy. Zmarł w roku 2014. Niestety nie mam jego zdjęć na swoim komputerze. Może później edytuję ten post i je wkleję.

To tyle wspomnień. Następne posty będą już o Fredzie i Remi, którzy mieszkają z moimi rodzicami w w.w. domu. Ja i siostra tylko przyjeżdżamy na weekendy, i właśnie wtedy są spotkania na szczytach, bo od tej nazwy pochodzi nazwa miejscowości. :201461 :201461 :201461
Ostatnio edytowano Pt lip 14, 2017 7:25 przez Magadha, łącznie edytowano 5 razy

Magadha

Avatar użytkownika
 
Posty: 66
Od: Wto lut 28, 2017 19:10
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie maja 14, 2017 6:37 Re: Spotkania na szczytach

Jak obiecałam kilka zdjęć Miśka zwanego Miki.
ObrazekObrazekObrazek

Magadha

Avatar użytkownika
 
Posty: 66
Od: Wto lut 28, 2017 19:10
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie maja 14, 2017 7:09 Re: Spotkania na szczytach

Decyzję o tym czy do naszej rodziny dołączy pies czy kot rozstrzygnął los.

Siostra mojej mamy, która posiada dwa koty, dowiedziała się od koleżanki z pracy, że ta ma rocznego kota, którego musi oddać w dobre ręce. Jedno z dzieci tej pani jest uczulone na sierść i mimo silnych lekarstw dalsze trzymanie kota nie było możliwe.
Ponieważ ciocia nie miała już miejsca w mieszkaniu, a wiedziała, że my bylibyśmy chętni, poleciła swojej koleżance naszą rodzinę na nowy dom dla Freda.

Fred zjawił się u nas na początku lipca 2016. Był przyuczony do chodzenia na smyczy, więc przez pierwszy miesiąc wyprowadzaliśmy go w ten sposób na spacery.
Obrazek
Na tym zdjęciu widać w tle kamień grobowy Achillesa.

Fred szybko się zadomowił.
Obrazek
Tutaj obok pieńka, który jest najczęstszym miejscem do ostrzenia pazurów. Spadek po Achillesie.

Obrazek Obrazek

Fred ma jeden podkręcony włos na wąsie 8)
Obrazek Obrazek

Nasz maluszek przyniósł w posagu kuwetę wraz z workiem żwirku silikonowego i kartonik saszetek Whiskas.
Tak więc na początku tak właśnie było.

Magadha

Avatar użytkownika
 
Posty: 66
Od: Wto lut 28, 2017 19:10
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie maja 14, 2017 8:59 Re: Spotkania na szczytach

Jakie piekne te koty! I kundelek tez! :1luvu:
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=213932
***** ***

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 84530
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Nowodwory

Post » Nie maja 14, 2017 16:53 Re: Spotkania na szczytach

zuza pisze:Jakie piekne te koty! I kundelek tez! :1luvu:

:D prawda? można na nich patrzeć bez przerwy.
Przy okazji: zapomniałam napisać, że tata na swoim komputerze od roku 2003 ma zawsze ten sam wygaszacz:
Obrazek

Właśnie wróciłam do Poznania od Remi i Freda. (tzn. od rodziców :201451 )
Dziś o piątej rano wyszłam podlać nasiona trawy. Remi przyszła, bo oboje byli wypuszczeni na dwór około czwartej, i od razu chciała wejść mi na ramiona. Pozwoliłam. Wyobrażacie sobie jak mokre i opiaszczone miała łapki? Miłość wymaga poświęceń. :1luvu: :201461

Magadha

Avatar użytkownika
 
Posty: 66
Od: Wto lut 28, 2017 19:10
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie maja 14, 2017 18:42 Re: Spotkania na szczytach

Niepodzielne rządy Freda trwały do 9 listopada 2016. Wtedy to mama przyniosła małą koteczkę.
Obrazek
U mojego taty na rękach.

Mama, która stara się spacerować choć raz lub dwa razy dziennie po pół godziny, przechodząc swoją stałą trasą na jednej z posesji bez płotu zauważyła kilka malutkich kotków i ich matkę. Nie wiem czy już tego dnia zapytała się właściciela domu o te koty, czy następnym razem, w każdym razie dowiedziała się, że jest to bezdomna kotka, której pozwolono korzystać z garażu. (żałuję, że wtedy nie wiedziałam o akcji sterylizacja, bo należało się tym bardziej zainteresować)
W każdym razie mężczyźni, z którym rozmawiała moja mama, to byli tylko pracownicy firmy mieszczącej się w tym domu. Powiedzieli, że jak najbardziej, jak by chciała to może wziąć nawet dwa, oprócz czarnego, bo był już obiecany. I tak też zrobiła nie mówiąc nam nawet, że ma taki zamiar.
Kiedy owego dziewiątego listopada poszła po kotka, brama garażowa była otwarta. Weszła, przykucnęła i zawołała: kici, kici. Wszystkie maludy uciekły, poza jednym, który podszedł do mamy. Najmniejszy z całego stadka.
Obrazek Obrazek
Pierwszy posiłek w naszym domu.

Obrazek
Nie ma co ukrywać, mała była totalnie wystraszona. W dodatku Fred nie miał żadnego książkowego przygotowania do tej sytuacji.

Obrazek Obrazek
Fred na nią, Ona na Freda.

Jeszcze kilka zdjęć, bo była wtedy taka słodzizna.
Obrazek Obrazek Obrazek

Dziesiątego listopada przyjechałam razem z sis do rodziców, kilka godzin wcześniej dowiedziałam się, że w domu jest nowy kot.
Pamiętam jak jadąc samochodem wymyślałyśmy imiona, zarówno dla niej jak i dla niego, bo nikt nie był pewien czy to ona czy on.
Jasne że byłam zachwycona maluszkiem, ale też przerażona, że to takie maleństwo. Pamiętałam Achillesa kiedy miał trzy miesiące i miałam wrażenie, że jeszcze nie nazwana Remi jest o połowę mniejsza i w związku z tym nie powinna jeszcze być odebrana matce. Prawdę mówiąc zrobiłam małą awanturę, powiedziałam, że następnego dnia idziemy ją odnieść, a weźmiemy z powrotem za miesiąc. :20143
W dodatku nie wiedzieliśmy jak się takim maleństwem opiekować. Naprędce poczytałyśmy i oczywiście pierwszy wielki błąd wprowadzenie nowego mieszkańca bez przygotowania tego już zadomowionego. Z drugiej strony wszędzie czytałam opisy ludzi, że taki nowy kotek bez przerwy się chowa, wymyka tylko na posiłki i ew. do kuwety. W naszej sytuacji było niestety wszystko wymieszane. A Fred się obraził.
Skoro wszędzie czytaliśmy, że nowy kot sam musi zaufać nowym ludziom, to zostawiliśmy ją w spokoju. Tak też przekonywali moi rodzice, przyzwyczai się, to i przestanie się chować po kontach.

Następnego dnia nawet poszłyśmy do tamtego domu, ale już wtedy nie było mowy o oddawaniu. Po kolejnej lekturze :oops:

Ponieważ Fred często sypiał w piwnicy, w której nikt mu nie przeszkadzał ciągłym mizianiem :201461 tym razem też tam był wysyłany, czy tego chciał czy nie. Zarówno w nocy z 9 na 10 jak i z 10 na 11. Maluda chowała się mimo to pod szafami, pod które ledwo można wsunąć rękę. Cały czas z podkulonym ogonem i robiąca pod siebie, bo przecież do kuwety tak daleko.

Szczęśliwie dla maleństwa 11 listopada rodzice urządzali przyjęcie. Wśród gości była też kolejna kociara. Oczywiście gdyby mogła, to by maluszka natychmiast wzięła, ale nikt z nas nie wyraziłby zgody, więc to były tylko takie marzenia wyrażone głośno. Przede wszystkim zdecydowanie orzekła, że to dziewczynka. Powiedziała też, że taki mały kotek powinien być często głaskany i przytulany, bo tego w tym wieku najbardziej potrzebuje. Tak więc ponieważ było to nam na rękę, kto nie chciałby pieścić takiej cudownej kuleczki, wieczór spędziłyśmy na zabawie.


Kiedy zobaczyłam, że maleństwu kleją się oczka, przygotowałam jej posłanie w nogach mojego łóżka.
Położyłam ją tam i cały czas głaskając i mówiąc łagodny głosem przekonywałam ją, że tu jest bezpieczna i może spokojnie spać. I zasnęła. :love:

Nie pamiętam jak wcześnie rano się obudziła, ważniejsze, że tym razem nie posiusiała się. Jak ją postawiłam na ziemi, bo łóżko było trochę dla niej za wysoko, natychmiast pobiegła do kuwety ustawionej w pokoju i załatwiła potrzebę. Moja mała, mądra .... :201461

Magadha

Avatar użytkownika
 
Posty: 66
Od: Wto lut 28, 2017 19:10
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie maja 14, 2017 21:15 Re: Spotkania na szczytach

Dobrze, że zdecydowałaś się na wątek :ok:.
Przykro mi z powodu Achillesa :|. Lady też jest kotem gadającym, więc wiem o czym mówisz. Potrafimy rozmawiać godzinami :lol:. Jednak w jej przypadku, niezabezpieczony balkon by się nie sprawdził, jest zbyt ciekawa świata :roll:.
Remi i Fred to piękne koty :1luvu:.
ObrazekObrazek
Pozdrawiam i zapraszam do naszego wątku: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=46 ... #p11640562 :201461

Zefir

Avatar użytkownika
 
Posty: 910
Od: Nie paź 30, 2016 22:17
Lokalizacja: Jawor

Post » Pon maja 15, 2017 16:12 Re: Spotkania na szczytach

bardzo fajne koteczki :1luvu: :1luvu: :1luvu:
https://zrzutka.pl/bpfeke dla wojowniczki Fisi walczącej z FIP

kwiryna

Avatar użytkownika
 
Posty: 4234
Od: Sob lip 23, 2016 9:36
Lokalizacja: Warszawa mokotów

Post » Wto maja 16, 2017 11:42 Re: Spotkania na szczytach

:love: :love: :love: Jakie tu cuda :D Przesłodkie, przeprzepiękne OOOO Wybitnej urody! Maleństwo z kulką na pięknej narzucie cudownie urocze :) Współczuję straty Achillesa. Oczy mnie zapiekły :(
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23538
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Wto maja 16, 2017 21:20 Re: Spotkania na szczytach

Witajcie :201413

Achilles zawsze w moich myślach, a zwłaszcza od kiedy mamy Remi. Tak jakby brak bliskiego, bardzo uczuciowego kontaktu z innym kotem tłumił tamto cierpienie, a ponowna obecność kotów w moim życiu przywołała wspomnienia.

Ale jeszcze nie doszłam do dnia dzisiejszego. :wink:
Remi następnego dnia zachwyciła nas swoim dryblingiem.


I swoją słodziastością


Fred był nadal obrażony, ale nie napadał na Remi, raczej patrzył jak na dziwne zjawisko.

Obrazek

Mała przez następne dwa miesiące spała nocą na moim łóżku, nawet kiedy ja wracałam do Poznania. Mój tata był jeszcze wówczas przekonany, że każdy kot będzie wkładał łapy pod kołdrę by go gwałtownie obudzić pazurkami wybitnymi w stopy, więc Remi spała od niedzieli wieczorem do piątku rano sama. Niestety nie nagrałam jej rozpaczliwie wyczynowego wspinania się na łóżko. Najpierw rzucała się na zwisającą aż do ziemi, specjalnie dla niej, narzutę, a potem wspinała się jak po skale.
Oczywiście Freda odseparowywaliśmy od niej na noc, nie miał wtedy jeszcze ustalonego miejsca snu, ale często sypiał na moim łóżku albo na siostry. Niestety skoro oba stoją w tym samym pokoju (chata wielka, ale w 2/3 nie wykończona), musiał się przenieść gdzie indziej.

Za to w dzień, już prawie po dwóch tygodniach, zaczęły się wspólne "zabawy"
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek
To wygląda groźnie, ale Fred jeszcze wtedy nie przygryzał jej tak by piszczała. Gdy urosła już przestał być taki delikatny.
Freda do bliższego kontaktu z Remi zmusiło to, że ona jeszcze nie umiała dbać o higienę i chyba przeszkadzał mu jej smrodek. Zaczął ją myć najpierw tam gdzie najbrudniej, potem przeszedł w rejony bliżej pyszczka.

W tym czasie zaczęliśmy się bardziej starać jeśli chodzi o dietę kotów.
Dla Remi w początkowym okresie, kiedy nie umiała jeszcze pić wody kupowaliśmy mleko kozie. Kiedy była możliwość to "prosto od kozy", a kiedy nie, to niestety UHT, ale baliśmy się, że jak nie będzie miała białego, to w ogóle nie będzie pić.
Zaczęłam kupować Animondę. Jak Fred raz zjadł taki produkt, to nie chciał jeść nic innego. Tak więc od tamtego czasu naprzemiennie kupujemy Carny Animondy i Premiere. A z suchej Premiere, Brit i Select Gold.

Obrazek

Również żwirek zmieniliśmy. Raz przez przypadek (bo była promocja) rodzice kupili Premiere.
Jak dostaliśmy Freda, to powiedziano nam, że on lubi żwirek silikonowy. Taki też kupowaliśmy.
A jak wsypaliśmy Premiere do jednej z kuwet, bo w sumie kuwet mamy na trzech poziomach 5, to oboje chcieli korzystać tylko z niej. W końcu po dwóch miesiącach mama stwierdziła, że lepiej wyrzucić ten nieużywany żwirek i teraz mamy wszędzie ich ulubiony. Przy czym i tak korzystają z ogrodu w miejscach gdzie nie rośnie trawa. :roll:

Obrazek
Fred dostawał jedzenie dla sterylizowanych, oczywiście chodziło o to, by Remi jadła jedzenie dla małych kotków. I tak wolała jego suchą karmę. :roll:

Fred choć nie lubi by go za długo trzymać na rękach, jest bardzo towarzyski, ociera się o nogi również gości.
Za to Remi jest bardzo strachliwa. Ucieka gdy usłyszy małe dzieci, również te w wieku lat 13. Nie lubi większych zgromadzeń, zawsze wtedy przebiega chyłkiem pod ścianami. Ale jeśli gości jest tylko dwóch i w dodatku dorosłych, to jakby ich wcale nie było. W ogóle nie zwraca na nich uwagi.

Mniej więcej miesiąc po przybyciu Remi, do mamy przyjechała moja kuzynka z dwójką chłopców, roczek i trzy latka. Remi tak się zaszyła, że przez 5 godzin nikt nie wiedział gdzie jest. Wszyscy już myśleli, że wymknęła się przez otwarte drzwi i gdzieś się błąka po okolicy, a ona weszła pod koc leżący na łóżku moich rodziców i ponieważ była taka mała nie spowodowała wzgórka. Dobrze, że nikt na niej nie usiadł. :strach:

Potem nastała niemalże sielanka. Fred co prawda nie dążył do kontaktu, ale jeśli Remi się do niego przysiadła, to się nie odsuwał.
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek
Tu na podgrzewanej podłodze w łazience.

Na początku stycznia br. Remi i Fred byli jak na ich wiek przystało: on prawie dorosły "dwudziestolatek", ona "pięciolatka" papugująca jego zachowanie i naprzykrzająca mu się swoim zaczepialstwem.

Na koniec tego wpisu jeszcze świetne zdjęcie Remi i woda. W przeciwieństwie do Freda ona uwielbia spadające krople i małe strumyki wody. Próbuje je złapać :201461
Obrazek

P.S. Mało zdjęć Freda, postaram się to nadrobić.

Magadha

Avatar użytkownika
 
Posty: 66
Od: Wto lut 28, 2017 19:10
Lokalizacja: Poznań

Post » Śro maja 17, 2017 17:22 Re: Spotkania na szczytach

Jeszcze wszystko w porządku, choć te miny Freda są naprawdę :ryk:
A Remi patrzy jak niepewna wierności męża żona :lol:
Obrazek Obrazek

Tu widać jak bardzo ruchliwa jest Remi, a jednocześnie się lubi popisywać, bo takie ruchy to dopiero jak duzi patrzą. :mrgreen:
Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

To były zdjęcia z drugiego lutego br. a następnego dnia...
Był piątek. Fred wyszedł rano i o 20:00 jeszcze go nie było. Wyglądaliśmy przez okna czy może już jest.
Pojawił się około 21. Szedł jakby miał 100 lat. Kiedy zobaczył Remi, to się cofnął, jakby nie był pewien, czy mu nie zagraża.
Od razu było widać, że miał jakiś wypadek.
Ślina na jego bokach wskazywała wg mnie niezbicie, że dostał się w łapy jakiegoś psa. Być może wszedł na czyjąś działkę nieświadom, że tam zostanie napadnięty.
Natychmiast poszedł do łazienki i tam się położył. Obejrzałam go na ile mogłam i nigdzie nie było widać krwi, natomiast pazury miał tak zdarte, jakby się wspinał po murze. Przez następne dwa dni prawie cały czas spał i nie chciał w ogóle wychodzić na zewnątrz.

Kilka dni później wyglądało jakby już wszystko było ok.


Być może nawet tego samego dnia, w którym nagrany był powyższy filmik, kiedy Fred półspał na łóżku, zaczęłam go głaskać. Wtedy jest najlepszy moment, bo staje się łasy na pieszczoty.
Na jego brzuchu wyczułam dziwne zgrubienie. Prawie natychmiast pojechaliśmy do weterynarza. Przepuklina. Na operację poszedł 9 lutego.
Kiedy go odbierałyśmy wieczorem, wet powiedział, że po zgoleniu włosów było wyraźnie widać dwie szramy po zębach, tak więc Fred miał ogromne szczęście, że skóra nie została rozszarpana. Natomiast mięśnie brzucha już tak. Miał trzy dziurki, przez które wyszły jelita. Na stole operacyjnym zostały one rozcięte w jedną długą szczelinę i przez nią wet włożył jelita.
Miał chyba 9 szwów.
Tego samego wieczora, gdy Fredi chciał się położyć na boku, z bólu tak wył, jakby nie był kotem, tylko człowiekiem. Chyba dostał zbyt mało środków przeciwbólowych. Tak więc na początku spał tylko leżąc na brzuchu z podkurczonymi łapkami. Na szczęście z dnia na dzień było coraz lepiej.
Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

A już za chwilę to Remi miała zacząć nosić kubraczek. :|

Magadha

Avatar użytkownika
 
Posty: 66
Od: Wto lut 28, 2017 19:10
Lokalizacja: Poznań

Post » Sob maja 20, 2017 9:00 Re: Spotkania na szczytach

Bylo tak slodko a tu takie straszne wydarzenie ;( czemu nie zabezpieczycie ogrodu, zeby koty nie mogly wychodzić na zewnatrz? Jak bylo malo srodkow przeciwbolowych to ja bym gnala do weta po nastepne. Ale w ogole juz bym gnala jakbym widziala ze moj kot przyszedl w takim stanie :(

A jak sie teraz czuje chlopczyk?
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23538
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Sob maja 20, 2017 22:48 Re: Spotkania na szczytach - Remi sterylka

Chłopaczek czuje się znakomicie.
Obrazek
Poleciałam następnego dnia po przeciwbólowe, ale już ich nie potrzebował. Bo poza chorobą kubraczkową nie narzekał.
Zbierało się osocze, ale wet wycisnął i potem było ok.

Niestety ogrodu nie ma jak zabezpieczyć, on przechodzi przez płot nawet jak jest obłożony wikliną. A trzymać go cały czas w domu jakoś nie potrafimy, latem sami tam siedzimy całymi dniami.

Wiem, że wypuszczanie kotów wiąże się z niebezpieczeństwem, ale po tym jak Achilles bez przerwy kazał wypuszczać się na klatkę schodową i schodził po schodach nawet do trzeciego piętra, a potem już przestraszony czekał aż ktoś po niego przyjdzie, to nie wyobrażam sobie inaczej.

Fred miał zdjęte szwy 10 dni po operacji. Od tamtego czasu wraca do domu zawsze przed 22 i całą noc śpi w domu. :201461

A teraz kubraczkowa Remi.

Rano tamtego dnia wstałam za wcześnie i miałam okazję nagrać filmiki z bawiącą się Remi

Umówiliśmy ją na sobotę czwartego marca, tak bym miała w tym dniu wolne. Kiedy zawiozłam ją na ósmą rano, byłam w gabinecie gdy dostała zastrzyk z narkozą. Trzymałam ją na rękach aż zasnęła. Wet się ze mnie śmiał, jak jeszcze na jego rękach całowałam ją w brzuszek i mówiłam, że wszystko będzie w porządku.
Dopiero czytając forum dowiedziałam się, że istnieje inny sposób na cięcie, niż ten najbardziej logiczny, no ale cóż.

Odebrałyśmy moje małeństwo około czternastej. Była zwinięta w pozycji embrionalnej. Ledwo wet wraz z asystentką założyli jej kubraczek.
W domu myślałam, że ją położymy, przykryjemy i będzie spała, ale ona od razu zaczęła się czołgać. Natomiast jak wzięło się ją na ręce była spokojna i wydawała się spać. W dodatku była strasznie zimna.
Tak więc nie namyślając się dłużej zawinęłam ją w dwa koce i trzymałam przez cały czas na podołku albo na rękach. Jak się położyłam na popołudniową drzemkę, to położyłam ją sobie na brzuchu, ale jak tylko zaczęłam zasypiać ona zaczęła się wiercić, jakby wyczuwała, że teraz już nikt nad nią nie czuwa, więc musi szukać schronienia, więc z drzemki nic nie wyszło. Rodzina się ze mnie śmiała, a jak w pracy powiedziałam, że tak ją trzymałam na rękach, to przewracano oczami. :roll:
Dopiero około osiemnastej zainteresowała się jedzeniem, jak zobaczyła, że Fred je mokrą karmę. Oczywiście chodziła tyłem, ale żeby tego nie robiła popychałam ją do przodu i wtedy już szła w odpowiednim kierunku.
Następnego dnia zaczęła szaleć, jakby w ogóle nie miała szwów ani kubraczka. Czy takiego kota w ogóle da się upilnować?
A po południu oboje z Fredem spali przez kilka godzin.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Remi w kubraczku.
Obrazek Obrazek
Tutaj jeszcze zgodnie śpią w swoim towarzystwie.
Obrazek Obrazek

Potem było kilka przypadków, kiedy Fred przyniósł dla Remi żywą "zabawkę", jaszczurkę albo mysz. I patrzył co ona pocznie.
Obrazek
Niestety miesiąc po sterylizacji Fred przestał lubić Remi.
Zaczął ją obchodzić szerokim łukiem, syczeć i trzepać łapą kiedy podchodziła. W końcu przestała się zbliżać. Teraz ich jedyny kontakt jest na dworze, kiedy się gonią i udają, że się atakują, albo gdy jedzą z jednej, raczej szerokiej miski. Nie ma już lizania sobie pyszczków i wspólnego spania.
Weterynarz powiedział, żeby kupić feromony. Tylko boimy się, że jeśli już raz zaczniemy używać sztucznych środków, to przy ewentualnym zaprzestaniu stosowania, będzie jeszcze gorzej. A w dodatku na dworze musiałyby nosić obroże, co nie dość że jest niebezpieczne, to jeszcze działałoby gdy kontaktują się z obcymi kotami, a wtedy właśnie powinny być ostrożne. Nie wszystkie koty w okolicy są spokojne, zaledwie za płotem kątem w komórce mieszka nie wykastrowany agresywny kocur.
Fred nie napada na Remi, prędzej to ona na niego.
Wcześniej Fred był nadmiernie układny, jeśli Remi dopchnęła się do miski tak, że zablokowała mu dojście, to się odsuwał, teraz to on na nią warczy, jeśli maluda próbuje jeść to na co on ma ochotę.

Czy im to przejdzie?
Obrazek

Magadha

Avatar użytkownika
 
Posty: 66
Od: Wto lut 28, 2017 19:10
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie maja 21, 2017 21:06 Re: Spotkania na szczytach

Coraz bardziej martwi mnie niechęć Freda do Remi. Boję się, czy nie wpędzi jej to w chorobę.
Fred unika jakiegokolwiek kontaktu z nią, jakby była zadżumiona. Naprawdę przykro patrzeć.
Wręcz rozważam, czy nie powinniśmy zaadaptować jeszcze jednej kotki, tylko co jeśli i ona nie polubi Remi :placz:

Fred ma, można by powiedzieć, swoje życie. Znika rano i pojawia się po południu, najwcześniej po sześciu godzinach. Może oprócz polowań ma jakichś nowych przyjaciół :lol:
A Remi jest zawsze w zasięgu głosu. Tylko raz nie przyszła na wołanie, ale okazało się, że spała pod samochodem. Koty, które są na naszej ulicy to albo rozrabiaki, przed którymi musi uciekać, albo tak strachliwe, że uciekają nawet przed tak maleńką koteczką.

Pewnie przesadzam i przypisuję ludzkie uczucia zwierzęciu, ale to takie przygnebiające, kiedy on dosłownie ucieka, byle nie być bliżej niż na metr. :?

Magadha

Avatar użytkownika
 
Posty: 66
Od: Wto lut 28, 2017 19:10
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie maja 21, 2017 21:16 Re: Spotkania na szczytach

Witaj :)
Podczytuje sobie :)

Moim kotom pomógł Feliway, co prawda nie śpią razem ale żyją w zgodzie :ok:
Tu jesteśmy http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=152188
Człowiek szczęśliwy to nie ten, który wszystko ma, ale ten, który cieszy się wszystkim, co ma.
Gabi 14.07.2016 (*), Duffy 06.04.2009 - 02.11.2020 (*)

bozena640

 
Posty: 28669
Od: Nie sty 11, 2009 17:23

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 109 gości