Szarutek jest bardzo dzielna.
Kiedys jak była burza to biedna Szara wciskała się w jakis kąt i miałam wrażenie, że zaraz zejdzie ze stresu. Dyszała, cieżko oddychała, serce jej biło tak, jakby miało zaraz z piersi wyskoczyć. Slinila sie tez strasznie i łapeczki się jej pociły. Jak piorun gruchnął bliżej to siusiała pod siebie ze strachu.
Wtedy od ryśki dostałam krople Bacha. Szara brała je przez miesiąc w okresie burzowym i... podziałały! Nadal bała sie burzy, ale juz nie ciekła jej ślina, nie dyszała tak strasznie, chowała się w transporterku w łazince i sikała w nim spokojnie.
Strach uległ wyraznemu zmniejszeniu kolejny raz po wycieciu tarczycy.
Wczoraj były u nas trzy rzuty burzy. Pierwszy Szara przespała na parapecie, na poczatku nawet okno było uchylone. Potem przeniosła się na posłanko jakieś pół metra od okna, w końcu doszła do wniosku, ze to juz przesada i schroniła się w transporterze. Ale w pokoju. Kiedys nie było mowy, żeby wychyliła nos poza łazienkę...
Przetrwała tez przeniesienie do weta na zastrzyk i powrot do domu w deszczu
W sobote bedziemy w canfelisie to sprawdzimy wage