Powiem tak, miałam zawsze w głowie, że coś może być na rzeczy, ale jeden, drugi, trzeci miot zdrowy i chyba odpuściłam. Kotka jest u nas od 11.05 i dopiero jak wet jej głowe odchylił to zauważyłam, że jest coś w nosie. Zgubiła mnie rutyna, sama jestem sobie winna a najgorsze, że wniosłam dziadostwo do domu. Leczone jest 4 maleństwa, matka i dwójka przedszkolaków, reszta profilaktyka. Może mam paranoje, ale Mały dzisiaj ma przymknięte oko, zakropiłam od razu.
Najgorszy jest przedszkolak buro biały chłopaczek, charczy, nie chce jeść. Wyciągamy gluty, do nosa mają sulfarinol, nie wiem czy to dobry lek.
Najbardziej martwi mnie, że nie chce jeść, nie wiem jak go przymusić/nakarmić? Wczoraj jeszcze w miare jadł, dostają dodatkowo beta glukan i conve w sporej dawce. Nawet jak mu nosek oczyszcze i po zakropieniu lepiej oddycha, to jest niechętny do jedzenia. Dziewczynka z chorych przedszkolaków nie tyle smarczy co ma jedno oko czerwone i zaropiałe, je normalnie. Kocia matka zachowuje się jak wcześniej, bez widocznych objawów, maluchy cyca wpierdzielają, oczy już mają otwarte, nie sączy się żadnemu, tylko że coś jest w noskach dało się wyłapać po wizycie matki u weta, nie zdążyła ich wylizać, oddychają spokojnie, musi katar być w miare delikatny, bo nic nie słychać, żeby je męczył.
Czekam jeszcze na wynik czy to herpes czy kalici, po przeczytaniu lektur, modle się żeby jednak herpes i żeby nic więcej nie było. Teraz dezynfekujemy się i przebieramy po każdej wizycie w piwnicy, rychło w czas ale może gorzej nie będzie. Mam nauczkę na przyszłość, tylko przez moją głupotę cierpią niepotrzebnie kociaki. Strasznie martwi mnie ten chłopaczek, jak go karmić, nawet butli nie chce, pluje.
Dzwonie do tego Kroka, to mi mówi "na siłę", jak kur** na siłę? Mam go zalać, lub zadławić?
Jeszcze rano obudziłam się z opryszczką, nie taką normalną kropką, a całe usta górne i dolne zaatakowane, gdzieś mi się przewinęło, że herpes to ta sama grupa wirusowa, zapewne to zupełny przypadek, ale w życiu tak mnie nie zaatakowało, bolą i pieką całe usta, sama jeść przez to nie mogę, jeszcze nie było w aptece erazabanu i dała mi hascovir, nawet nie uśmierza chwilowo, pewnie leczy, ale erazaban działa natychmiastowo a z tym się męczę. Pytanie czy mnie mogło zaatakować przez koty? lub gorzej, czy ja teraz stanowie jakieś zagrożenie dla kotów? Sorry, jeśli głupio pytam, ale naprawdę nie wiem.
Czikita, zrzutke odnowiłam, ale nie mogę już prosić o wsparcie, szczególnie w tak trudnym okresie, gdzie wysyp kociąt, każdy ma zakocenie po uszy i zapewne sam myśli jak dociągnąć do końca miesiąca.
Karol znalazl w necie taki preparat
http://allegro.pl/ShowItem2.php?item=7608412405Warto zamówić jak ten betaglukan od weta będzie się kończył?