W poniedzialek minęło pół roku, rowne 6 miesiecy odkąd przestalo bic serduszko mojego najkochanszego, najwierniejszego i najcudowniejszego Skarba na swiecie Gucio odszedł na wiecznie zielone łąki, zasnął snem wiecznym 13 wrzesnia 2016r we wtorek ok. godziny 8:00 rano
Pozostawil po sobie tak ogromną i okropną pustkę. Był całym moim życiem. Nie wiem, jak dalej bede bez niego zyla. Nie wyobrażam sobie tego.
Łączyla nas wyjatkowa więź, nigdy z nikim nie laczyla mnie tak gleboka, silna wiez jak z Nim. Nigdy nikogo tak nie kochalam i nie pokocham. Nikt nigdy nie kochal mnie tak jak On, tą milosc czuc bylo w kazdym jego spojrzeniu, w kazdym jego geście.Tak wiernej i oddanej Istotki już nigdy nie poznam. Gucio nie odstepowal mnie na krok. Byl takim moim dobrym Duszkiem, ktory zawsze byl przy mnie - przez 17 lat. Moja mała kochana przylepka, moj gaduła. W tym malym ciałku było tak wiele bezinteresownej milosci, ciepla i czulosci. Byl wyjatkowy. Serce mi peka, chcialabym zasnac i już sie nie obudzić. To uczucie chyba nigdy nie minie. Tak bardzo za nim tesknie, tak bardzo mi go brakuje. Kocham go bezgranicznie i zawsze będę
Byl dla mnie jak dziecko, a nawet Kims wiecej. Nie da sie tego opisac slowami. Gucio - moje Serduszko, moj najwiekszy Skarb [*]
Po tych kilku miesiacach jakos zaczelam funkcjonowac, nawet sie usmiechac czy cieszyc z niektorych rzeczy (ale zaraz potem czuje sie temu winna). Nie potrafie wyzbyc sie tego okropnego bólu, byc szczesliwą. Nawet jak na pozór jest ok, to w srodku chce mi sie wyc. Jestem kompletnie zagubiona, nie wiem jak mam dalej bez Niego życ... To uczucie pustki i tesknoty jest straszne.
Tak bardzo pragnelabym cofnąć czas, zrobic cos inaczej, wiecej czasu z Nim spedzac czy sprawic, zeby jego odejscie inaczej wygladalo.
Nie chce na razie wracac do tych ostatnich 2 tyg jego zycia, ostatniej nocy i tego poranka. To wszystko potoczylo sie tak szybko i niespodziewanie, tak gwaltownie. W zyciu nie bylam przygotowana na cos takiego, na taki przebieg wydarzeń. W najgorszych koszmarach nie sadzilam, ze na koniec moje kocie dziecko bedzie tak cierpialo Gdybym tylko mogla, to wzielabym to wszystko na siebie. Jeszcze 2 dni wczesniej zanim sie to zaczelo mowilismy, ze ostatnio Gucio sie chyba dobrze czuje, wyniki badan tez nie byly jakos szczegolnie niepokojace. No i wykrakalismy Wydawalo sie, ze jest w miare ustabilizowany. Nic nie zapowiadalo tego co mialo nastapic. Po niespelna 2-tygodniowej walce (w sumie nie wiadomo bylo z czym walczymy), jedyne co moglam zrobic to pomoc mu odejsc, inaczej by sie udusil Nie bylo juz zadnej nadziei, w ciagu tych kilku dni zbyt wiele rzeczy naraz sie nalozylo
Caly czas nie mogę uwierzyć, że już Go nie ma, ze juz nigdy nie zobaczę tego slicznego pysiolka, tych wąsików, slodkiego różowiutkiego noska i lapeczek, bialej kropeczki na koniuszku ogonka... juz nigdy nie zamruczy, nie przyjdzie sie przytulic, juz nigdy razem nie zasniemy w siebie wtuleni, nie bedzie czekal na mnie pod drzwiami, nie zagada, nie zaczepi, nie przybiegnie pomiaukujac wesolo na widok strzykawki (uwielbial, gdy dawalam mu wode ze strzykawki). Tak bardzo pragnęłabym znowu go przytulić, wycalowac ten słodki noseczek, posmyrać po brzuszku (bardzo to lubił, sam nastawial brzuszek do glaskania i calowania).
Z moich wczesniejszych doswiadczen wiem, ze nie prawdą jest, ze czas leczy rany, on jedynie przyzwyczaja do bólu Tym razem nie wiem, czy kiedykolwiek sie do niego przyzwyczaje