Zapomniałam dodać jeszcze jedno jak sobie Marysia poczyna. Tak, że nawet Tosia się dziwi i patrzy jak na zjawisko. Teraz role się odwróciły i to Tosia jest tym najgrzeczniejszym kotkiem. I milczącym, a MArysia się drze. Wczoraj po 22 siadła pod drzwiami na klatkę i się darła. Wpierw tak skromnie, potem bardziej natarczywie, w końcu głośno, aż doszło do takiego wściekłego ryku, że wyobraźcie sobie lwa, który chce kogoś opieprzyć i to z wielką mocą i gwałtowanie. Aż żeśmy podskoczyli. Darła się minimum pół godziny, aż szlak mnie trafił i poszłam otworzyć jej drzwi.
Wyskoczyła na klatkę niczym sarenka i rozpoczęła pochód od rozciągnięcia mięśni.
Potem poszła na dół - wywąchała co ludzie mieli w mieszkaniach i gdzie byli po zapachu na wycieraczkach.
Potem poszła na górę na czwarte piętro i tam robiła to samo. Potem usłyszałam kroki po drewnianych schodach na strych. Mamy jedne drewniane schody w murowanej kamienicy właśnie na strych.
Wyszłam do niej to mi opowiadała po kolei co tam znalazła i tak intensywnie i głośno, że bałam się, że jakiś sąsiad to usłyszy i wyjdzie na klatkę i powie - wariatka! Po nocach z kotem na klatce, a potem klatki obsikane. Oczywiście nigdy nie mamy obsikanej klatki i zawsze czysta, ale nigdy nic nie wiadomo. I tak spędziliśmy na tej klatce 15 całych minut, albo i więcej. W końcu przyszłyśmy do domu. Tosia tylko zaglądała co Marysia robi. Marysia na wycieraczce u sąsiada przekręcila się na plecy i tarzała po takim dywaniku - bezwstydna!
W domu, kiedy założyłam jej piżamkę, przyszła do mnie i mi się żali, że jest taka żałosna. Pomyślała, że czas iść na karton pod sufit. Zawsze chodzi stałą ścieżką nie dotykając podłogi. Na podłodze rekiny pływają, więc nie można nawet jednym paluszkiem jej dotknąć, bo będzie obgryziony, a kot porwany zostanie w dywanowe odmęty.
Więc poszła - łóżko, jedna szafka nocna, stoliczek, półka na książki, komoda i... stop - 20 cm, żeby wskoczyć na biurko będące nawet niżej od komody. Potem na regał, na szafę i na pudło, a właściwie do pudla, bo zamknięcie pudła jest już tak wytargane przez nią osobiście, że Marysia siedzi w tym pudle. No, ale te 20 cm w linii prostej, można było pokonać zwykłym krokiem. Jednak Marysia stała, myślała i po chwili wykonała skok. W połowie tego długiego na 20 cm lotu, wspomniała sobie iż odziana jest w piżamkę i wszystkie ręce i nogi nagle odmówiły jej posłuszeństwa i uderzając bokiem w kant biurka gruchnęła na ziemię. Lecz nim to się stało, w dramatycznym spadaniu na puchaty dywan z wysokości raptem metra, porwała ze sobą wszystko co było w zasięgu paznokci, czyli dużą grę planszową, dużą lecz lekką ramę z plakatem, drugą dużą i lekką ramę bez plakatu i dużą metalową latarenkę na świeczkę, w której prawie była duża świeczka i telebotała się w środku! Wszystko to o godzinie 1 w nocy gruchnęło z wielkim hukiem powodując, że m. z ostatniego pokoju w mieszkaniu zbudził się w sekundę do pionu i przybiegł na miejsce katastrofy.
Ale najlepsze - widziałam to! Czas zwolnił! Kot leciał na podłogę, zderzył się lekko z biurkiem, za kotem poleciały rzeczy i nim spadły na podłogę to kota już nie było, bo spierdo...ł z prędkością nadświetlną i w tym mu piżama nie przeszkadzała
Nocną ciszę w Bytomiu z racji otwartego na oścież okna zagłuszył mój krzyk, a właściwie wściekłe wycie -
Maryśka Ty cholero jedna!