» Wto paź 10, 2017 17:55
Re: Burasy w akcji! Cz. 6
Ja pracowałam w schronisku przez 2 miesiące. Dziewczyny chciały mieć we wakacje urlopy, więc zarząd TOZu robił za nie w schronisku.
Pierwszy miesiąc płakałam, potem przywykłam i jak już dziewczyny wróciły z urlopów to bardzo brakowało mi tej pracy.
Ale fakt. Codziennie rozbierałam się na klatce. Koty zamknięte w 1 pokoju, a ja z ubraniami i butami w ręku do łazienki.
Za nim koty zostały wypuszczone to podłoga musiała zostać zdezynfekowana. Łazienka dla kotów nie była dostępna.
Wspominam ten czas z uśmiechem na twarzy ale i ze smutkiem.
W ciągu 2 miesięcy wspomogłam suczkę imieniem Serduszko, która była chora na ... nie pamiętam nazwy ale to odpowiednik kociej panleukopeni. Nie miała woli walki, każdy się jej bał bo konsała. Mnie nie konsała, do mnie się tuliła. Wchodziłam do niej w kombinezonie i kaloszach, przechodząc dokładną dezynfekcję. Musiałam, wiedziałam, że walczy. Pierwszego dnia siedziałam i płakałam, bo się nie ruszała. Błagałam, że ma się nie poddawać, że znajdę jej najlepszy dom na świecie. Kolejnego już uniosła głowę. A trzeciego dnia stała już na łapach. Dom dostała cudny. Odwiedzałam ją później jeszcze w tym domu.
Wykarmiłam kilka kociąt butelką, uratowałam kilka kocich oczu, znalazłam dom dla czarnych bliźniaków, różniących się tylko kolorem włosków w uszach (siedziałam godzinę wpatrując się w nich i szukając różnicy). Ich służąca z wdzięczności za nich wspomogła schronisko 4 klatkami kenelowymi dla kociąt. To własnie wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
Jednak nie wszystko było tak kolorowo, bo odszedł mój ukochany bernardyn. Był młody i kochany. Gdybym miała warunki na bank bym go zabrała. Zresztą, jak połowę pozostałych mieszkańców schroniska.
Ciężka to praca ale bardzo, bardzo wdzięczna.