Moli, piesio jest bezdyskusyjnie przepiękny.
MAU, dziękuję.
Byliśmy dziś z Furką u prof. Galantego.
Najpierw osłuchał szylkreta: bez zmian, choć słyszalny był nieco wzmożony szmer oskrzelowy.
Furas przespacerował się, demonstrując, jak pięknie chodzi na czterech łapkach.
Obecna lekka kulawizna kości miedniczych jest tym, co pozostało po złamaniu wieloodłamowym kości miednicy oraz zwichnięciu stawu biodrowo-krzyżowego.
Ale jest zrost.
Załamanie kątowe kości podudzia, choć widoczne przy chodzeniu, jest jednak bez znaczenia dla poruszania się Furki.
Staw biodrowo-krzyżowy nie pracuje, jest nadal zwichnięty, kość trzyma się za pośrednictwem mięśni.
Blizna kostna połączona jest z ostatnim kręgiem lędźwiowym.
Teraz ogon. Na zdjęciu jest wyraźnie zmieniony, uszkodzony - znacznie wyżej niż w miejscu odcięcia.
Dlatego Furas nie pozwala go odchylić. Nie ma jednak powodu odcinać tego, co pozostało.
Ze zdjęcia RTG wynika, że talerz kości biodrowej prawej jest - w stosunku do lewego - cofnięty w dół i do wewnątrz, dlatego naciska na jelito.
W okolicy talerza widoczne są procesy wapnienia.
Podczas wizyty konieczne było wykonanie badania rektalnego.
Chyba rzadko kto to lubi, Furka wściekała się i wyła.
Jelito grube, dzięki poślizgowi uzyskanemu za pośrednictwem wazeliny, było drożne dla małego palca profesora (mojego wskazującego).
Oznacza to, że z pomocą parafiny Furas jest w stanie bez większych przeszkód i napinań pozbyć się balastu o średnicy do 1 cm.
Po prawej stronie jelita, na głębokości 3 cm (na 3. centymetrze od odbytu) profesor wyczuł deformację - zwężenie kanału miednicy.
W miejscu przewężenia kość miednicy uraża ścianę jelita, mogąc powodować co najmniej podrażnienie ale też - niestety - megacolon.
(Nasze nieocenione wetki w marcu wyjęły z Furkowego jelita 0,5 kg zbitego kału.)
Co ważne, podczas badania profesor nie wyczuł ruchomego odłamu kości ani powiększonych węzłów chłonnych.
Co prawda, widoczny na obrazie RTG guz kulszowy jest odłamany, ale nie uciska odbytnicy.
Profesor, wczytując się w Furkową dokumentację, w pewnym momencie powiedział: - Ja tam byłem (na SSGW), kiedy kotka była składana.
- Zastanawialiśmy się poważnie, czy kotkę leczyć, czy też dokonać eutanazji. Była w tak bardzo złym stanie. Decyzja o leczeniu została podjęta wspólnie, razem z ówczesnym właścicielem kotki, czyli schronem na Paluchu.
Jestem ogromnie wdzięczna Zespołowi decyzyjnemu na Paluchu za dokonanie wyboru w ciemno, wobec tak nikłej nadziei na przeżycie Furki.
Profesor przypomniał sobie, że Furas miał pourazowe niedowłady, spowodowane wstrząsem neurogennym (o ile dobrze zapamiętałam).
W takim stanie, w jakim Furka znalazła się po wypadku nie przeprowadza się drutowania miednicy.
Profesor nie widzi wskazań do leczenia chirurgicznego. Byłoby ono zbyt ryzykowne.
Oznaczałoby rozrywanie połączenia lędźwiowego, rozcinanie spojenia, z cewką i ze splotem miednicowym, liczne śruby.
Mogłoby zresztą doprowadzić do porażenia nerwowego. Samo gojenie trwałoby długo. Kot leżałby dosłownie na szpilkach, nie wiadomo jak długo.
Dlatego Furka nie będzie miała robionej korekcji miednicy.
Do końca życia ma pozostać na diecie półpłynnej, bogatej w błonnik, podlewanej parafiną, a jeśli będzie trzeba, wspomaganej Lactulosum.
Nie będzie jadła surowego mięsa, jedynie mokrą karmę. Z chrupek tylko Fibre.
Wszelkie inne - bogate w mięso chrupki są dla niej potencjalnie niebezpieczne (sprawdzone).
Ma spożywać poza tym dużo płynów.
Cieszę się, że w zasadniczej większości to, co Profesor powiedział, pokrywa się z informacjami, jakie uzyskałam od naszych wetek.
Wiem, że Furka, Tereska i pozostałe koty są naprawdę w dobrych rękach.
A ci, którzy twierdzą, że jest inaczej, niech trzymają się z dala!