Funghi pisze:Muszę sama coś takiego w końcu zrobić ale boję się o wizualny efekt końcowy.
Heh, napiszę tak: na początku też staraliśmy się, by wszystko wyglądało idealnie i "jak kupne". Szybko zaczęło to rodzić naszą frustrację i zniechęcenie, ponieważ w głowach mieliśmy piękny projekt np. półki a nasze ręce nie umiały jej zrobić. Po prostu, ani ja ani mąż nie posiadamy fachowej wiedzy w takich pracach, a bardzo chcieliśmy przystosować nasze mieszkanie do potrzeb kotów, więc szybko musieliśmy zdecydować, czy robimy te rzeczy dla ludzi, czy dla kotów? Postawiliśmy na koty
One nie oceniają, cieszą się z każdej zabawki nawet jeśli ta jest zrobiona z przysłowiowego śmiecia i oczywiście staramy się robić wszystko najlepiej jak umiemy, ale przestaliśmy stawiać estetykę na pierwszym miejscu
Także gorąco Cię zachęcam do spróbowania
Owijanie sznurem jest bardzo proste, a jakbyś miała jakieś pytania, to pisz śmiało
Tylko ostrzegam, że budowanie rzeczy dla kotów potrafi uzależnić
My ciągle coś robimy, a dodam że dla "spraw ludzkich" jesteśmy tak leniwi, że zmywarkę wstawiamy dopiero wtedy, kiedy zaczynamy jeść z pokrywek
Np. przedwczoraj wykonaliśmy takie kocie tuby, wrzucam fotki:
Koszt znikomy, użyliśmy tuby szalunkowej i ścinek wykładziny z Komfortu. Tuba miała 3 metry i kosztowała bodajże 70 zł, a my zużyliśmy 2x45 cm a ścinki kosztowały 52 zł za 0,5 m x 5 m.
(Reszta tuby jest przeznaczona na inne twory)
kussad pisze:Napisz proszę coś więcej o dniu codziennym i może zmien tytuł na bardziej aktualny z Wami!
Pisanie o dniu codziennym to dość trudne zadanie, bo wciąż jeszcze wszyscy przyzwyczajamy się do życia we czwórkę
Pisałam o trudnym dokoceniu - chronologicznie wyglądało to tak, że w lipcu wzięliśmy ślub, w październiku kocurka, w styczniu dziewczynkę, a wszyscy razem jesteśmy ze sobą od... połowy kwietnia
To dlatego, że po pierwszym nieudanym dokoceniu, które trwało chyba ze 2-3 tygodnie, musieliśmy odizolować koty od siebie - od siebie a nie od ludzi - więc w naszym domu pojawił się system "3 godzinny". Wyglądał on tak, że jeden z kotów spędzał ze mną 3 godziny w dużej sypialni, a następnie szedł na 3 godziny do małej sypialni, by drugi kot mógł spędzić ze mną czas, który do tej pory był w małej sypialni. Zgodnie z mężem stwierdziliśmy, że kot który miałby spędzić noc sam miałby złamane serce, więc spaliśmy osobno, raz ja z kocurkiem, a on z kotką, a w następną noc była zamiana na koty.
I tak przez ponad 2 miesiące.
Cały ten proces by koty się polubiły był trudny, długi i nie będę się o nim rozpisywać, ale musiałam o nim wspomnieć, bo dopiero od 2 tygodni mam możliwość obcowania z dwoma kotami na raz
Nasz dzień wygląda tak, że kociaki koło 6 rano urządzają sobie gonitwę po mieszkaniu. Potem grzecznie czekają aż "mama" się zbudzi i mimo iż pierwsze karmienie wypada o 10.00 to potrafią przespać ze mną w łóżku nawet do 11.30.
Po karmieniu przychodzi czas na mnie i wreszcie mogę sobie zrobić kawę. Wypicie jej przy biurku (bez wylewania na klawiaturę) to nie lada wyczyn, bo Dymek zawsze mi towarzyszy podczas picia i nie zliczę ile razy łasząc się do mojej twarzy przydzwonił mi kubkiem o zęby
Mała w tym czasie drapie dla zabawy w oparcie fotela, w końcu się na nie wspina, a chwilę później koty opuszczają mnie i rzucają się w wir zabawy - ganiają się, straszą, siłują ze sobą a ja tylko nasłuchuję czy nie ma żadnych strat.
Gdy krzątam się po mieszkaniu, koty towarzyszą mi na każdym kroku. Wszystko co robię musi je uwzględniać tak więc jeśli np. wyciągam coś z szafki, to ta musi zostać otwarta dopóki koty jej nie zbadają i same nie wyjdą. W ciągu dnia maluchy dużo śpią, ale gdy zbliża się pora posiłku, to Mała zawsze budzi się pierwsza i wszczyna alarm, wybudzając tym kocurka. W kuchni tańcuje mi pod nogami, a Dymek sięga łapkami do blatu stołu, próbując wyniuchać, co tam dla nich szykuję. Dzielę BARFa na dwie równe części i podaję kotom. Dymek zawsze je bardzo poważnie, wolno, bez emocji, za to Mała rzuca się euforycznie na miseczkę i w ciągu sekundy pochłania 98 % porcji, poczym wyciąga się zadowolona i odchodzi, a Dymek kończąc swoją porcję, potem dokańcza jej.
Znowu przychodzi czas na zabawę, potem na sen, znów na jedzenie i tak nastaje późny wieczór, który zawsze oznacza eskalację kocich wygłupów. Jeśli po nich idziemy spać np. koło pierwszej w nocy, to koty również idą spać, ale jeśli nie daj Boże ja się zasiedzę przy komputerze, to koty urządzają powtórkę ze swoich szaleństw, a o trzeciej w nocy te ich harce brzmią jakby po mieszkaniu biegały dwa konie.
Albo bawoły, dwa kochane bawoły
A co do tytułu posta, to muszę się zastanowić jak go przemianować, bo na razie nic ciekawego mi nie przychodzi do głowy!