Walczymy nieustannie na trzech, a nawet czterech frontach
Knotek mamy. Oczywiście problem z noska przeniósł się na oczko. Zainfekował sobie. Mowy nie ma o zakraplaniu nosa czy oka. Szczęśliwie dostał tobrex w maści więc mamie udaje się podstępnie włożyć kapkę do kącika oka. Oczko lepiej. Przyjeżdżać i pomagać mamie w zakraplaniu nie ma sensu, to się może udać raz, a i to niekoniecznie. Co cztery dni jeździmy na theranecron. W sobotę urządził krwawą łaźnię, no masakra. Cudem udało się zrobić zastrzyk oraz obejrzeć oko - w efekcie kilka osób było potrzebnych. Nakręcony i agresywny był jeszcze kilka godzin po powrocie od weta.
Nemi i Nodi. Co za zjadliwą zarazę przywlokła że sobą ta mała poczwarka
Nemi. Zakraplamy dwa razy dziennie, zaplanowane na dwa miesiące. Zmieniliśmy krople na diferion. Najtrudniejsze jest łowienie małej. I jak ten szary kłębuszek kurzu ma się poczuć bezpiecznie skoro od początku coś się dzieje? Ale i tak jest nieźle bo przychodzi do mnie spać, na poduszkę
Martwię się, bo już powinnam ją wysterylizować, a nie wiem czy to możliwe przy tej trwającej infekcji.
Nodi opornie się leczy. Biedak, taki kochany kotek, taki ufny i słodki, rezolut nasz. Wieje przed nami, ale cóż zrobić, łowimy. I u niego zmiana kropli, teraz maxitrol, przynajmniej tyle zysku, że zakraplamy go 3 razy dziennie, a nie 6. Może jest ciut lepiej, oby.
Dżygit jutro kończy amylactiv, jak skończy hepatiale będziemy się kontrolować i mam ogromną nadzieję, że wszystko już będzie ok.
Zawieszka dostaje relaxer, sama bardzo chętnie go zjada. Nie wiem czy ją to uspokaja, czasem wydaje mi się, że tak, innym razem, że wcale nie. Czeka nas uporządkowanie paszczy w najbliższej przyszłości, będę chciała usunąć jej trzonowce, tak w ramach profilaktyki przeciwko pnn.