Krowu jest śmieszny. Dostał na obiad tackę mokrego. Nie podszedł Mu smak (mamy 2 do wyboru), podchodził, poskubał, odchodził, karma została do wieczora. Jest pora kolacji, Krowa schodzi z kanapy i idzie na polowanie. Idzie do stołówki, staje 30 cm od niej i wyciąga głowę "czy ta padlina nadal jest w mojej misce?", widać jak pociąga nosem, uszy się rozjeżdżają na boki, końcówka ogona drga. Kucam koło Niego i tłumaczę ludzkimi słowami, że jak coś się nakłada, to trzeba zjeść, samo nie zniknie, a jak nie widzę dna miski, to dokładki nie będzie. Kotu stoi nadal, uszy postawione na sztorc (widać biegające pomiędzy nimi myśli, które szukają jakiegoś skojarzenia), w skupieniu się wpatruje w miskę, końcówka ogona drga. Tłumaczę "to wszystko jest do jedzenia, zostały 3 kawałki na 3 kęsy, jak Mu się znudziło, to dostanie co innego, pod warunkiem, że dokończy", pukam palcem w naczynie, szturcham kawałeczki karmy. Trwa walka myśli. W końcu kotu rusza, podchodzi do miski i zostaje tam aż nie wyliże ostatniego okruszka karmy, A ja w tym czasie idę kroić mięso na dokładkę
Dobranoc