Dawno nie było kocich wieści.
Ogólnie jest w miarę ok. Kończy się ciąg krowiego rzygania. W końcu. Bo ostatnimi dniami jestem bez sił do nocnych zrywów. Już raz prawie scaliłam się w biegu ze ścianą
Krów zamieszkał w kuchni. Biedny ledwo daje radę, gdy temperatura się podnosi. Gdy tylko poczuje bryzę od balkonu, to się uwala blisko na podłodze w przeciągu. Przez to zauważyły Go mieszkające nad nami kawki i zdekoncentrowany kot obrywa bluzgami od rozjuszonego ptactwa
A ja się zastanawiam czy/kiedy mi się w siatkę balkonową zaplącze któryś furiat
Mało czasu, mało się z kotem widzę.
Byli u Nas goście na weekend. Krów był poirytowany i po raz pierwszy próbował dziabać rękę, tzn otworzył szeroko paszczę, ukazując swoje 2 zęby i jakby już
Krowa ceni sobie spokój.
Jego dzień wygląda mniej więcej tak samo każdego dnia. Budzę się i idziemy do łazienki na czesanie, kot się poociera o wszystko, pogada, po czym odsłaniamy razem rolety okienne, myjemy miskę, obrabiamy mięso, w między czasie kot dostaje przemycone leki, potem miskę z jedzeniem, po którym wraca na poduszkę w kuchni. Jak wracam Krowa wita mnie przy drzwiach (dosłownie przy drzwiach, nie można ich otworzyć
) z miaukiem. Mizia się, przeciąga, dostaje jeść, ja padam na kanapę, więc na chwilę Krowa też wskakuje poleżeć, wybija 20:30 i Krowa idzie spać na poduszkę, godzinę później nakładam Mu jeszcze saszetkę na nocną przekąskę i sama znikam w sypialni. Czerpiemy z życia garściami tyle ile się da