Dopiero dotarłam do pracy. Od 4 rano trwało coś, czego nawet nie potrafię nazwać. Potworny, ogłuszający huk wichury, ze cztery burze i ulewa. Deszcz akurat był najmniej groźny. Bałam się wichury. U mnie we wsi skończyło się na strachu, a na mojej działce jedyne szkody to zwalone z kwietnika cztery kwiatki i zlane deszczem kanapa i fotele na tarasie. Ale w sąsiedniej wsi dwa słupy wysokiego napięcia złożyły się w literkę A, nigdzie w okolicy nie ma prądu, a nawet zasięgu PLAY. Więc nie mam telefonu i internetu. Najbardziej uciążliwe będzie organizowanie jedzenia dla psów, które muszą mieć przynajmniej ugotowany ryż. Ponieważ ja mam w domu wszystko na prąd, w komórce trzymam dużą butlę z gazem i kuchenkę dwupalnikową. Trzeba się będzie wspierać. Przywracanie prądu może potrwać nawet ze 2 dni.
Ale jak na to, co się działo, to właściwie trzeba uznać, że nic się nie stało. Damy radę.
Najlepsza była Femcia z Menelem. W ten największy huk, wichurę i ulewę, darły się pod tarasem, że one chcą na spacerek
Menel to może jakoś utrzymałby się na łapach, ale Femcię zmiotłoby od razu. Boszsz, dlaczego nie dałeś mi mądrzejszych kotków
Ok. 7 rano, jakby nożem uciął burze, wichury i deszcz. W jednym momencie wszystko zamarło, a po 15 minutach wyszło słońce. Jak wyjeżdżałam do pracy nie mogłam zagnać towarzystwa do domu. Na tarasie był przyjemny chłodek, nie chciały dać się zamknąć w dusznym domu. Z Menelem ganiałam się po całej działce, bo mi dziad jeden uciekał. Normalnie w taką pogodę dzwonię do taty z pytaniem, czy w ciągu dnia planuje przyjechać i jeśli tak, to zostawiam je na dworze. Ale dzisiaj nie zaryzykowałam. Bezchmurne niebo w ciągu kilku minut może się zrobić granatowe i tata może nie zdążyć dotrzeć na czas. Tak więc zasrańce kiszą się w domu z zapasem wody.
Znowu mieliśmy w sumie szczęście. Ale chociaż rzadko boję się zjawisk atmosferycznych, dzisiaj zaczęłam irracjonalnie myśleć o końcu świata, że tego nie przeżyjemy. To było coś, czego nie umiem opisać słowami. Po drodze do pracy w Łodzi widziałam koszmarne zniszczenia. Nie jeżdżą tramwaje Zgierską, a na wysokości Parku Julianowskiego drzewa leżą na chodnikach, torowisku.