We wtorek prawdopodobnie Burek będzie miał kontrolne badania krwi. Dzisiaj konsultowałam się z pewną zaprzyjaźnioną wetką, która potwierdziła, że zapalenie trzustki boli i gdyby Burek cały czas na to cierpiał, nie byłoby mowy o wywalaniu się kołami do góry do głaskania. A chudość (
niedożywienie
) z powodu nadczynności tarczycy może trwać długo i raczej ciężko będzie mi Burka trochę podtuczyć.
Łapa Neruta się naprawiła już po pierwszym
zaszczyku u weta, ale zrobiłam mu jeszcze dwa pozostałe. Kundel znowu szaleje. Dostaje już preparat wzmacniający stawy. Teraz, wiosną, jedno opakowanie, jesienią następne.
Kropa okazała się jazgotem nie-praw-do-podob-nym. Naprawdę nie wiem, jak ja na dłuższą metę to zniosę. Jak decydowałam się na adopcję małej, hałaśliwej suczki, jakoś nie przyszło mi do głowy, że w domu też będzie drzeć japę. Nie pomyślałam też, że przyłączać się będzie (żeby nie powiedzieć przyłanczać
) do powitań, gdy wracam z pracy. Wcześniej musiałam odbyć rytualny tanieć z Nerutkiem wiszącym na moich ramionach, teraz dodatkowo mam atrakcje w dolnych partiach nóg, gdzie wiesza się Kropa.
Ale okazało się, że w pakiecie z adopcją kundlicy dostanę dodatkowy bonus. Otóż wcześniej miska z obiadem Nerutka stała i dwie godziny, bo piesio najpierw lazł obczaić miski kocie, w sensie cierpliwie czekał, czy nie da się czegoś z nich uszczknąć. Teraz? 2 minutki wystarczają. Miska Nerutka jest czyściutka, o-mało-co nie nadgryziona
I Nerutek nagle polubił chrupy. Zupełnie zatem niespodziewanie udało mi się wprowadzić korekty żywieniowe, na które nie miałam szans wcześniej, kiedy Nero dostawał duży obiad, a na śniadanie symboliczny kawałek parówki i na kolację mały wołowy przysmak. I to tylko dlatego, żeby nie popadł w depresję albo żeby nie obniżyła mu się samoocena, że Szczypiory dostają oprócz obiadu także śniadania i kolacje, a on nie. Teraz Nero dostaje trochę chrupek na śniadanie, połowę dotychczasowej porcji obiadowej i chrupy znowu na kolację. A to wszystko dlatego, że Nero musi schudnąć. Minimum 5 kg. I od adopcji Kropy troszkę się podfilcował, bo szelki spacerowe znowu luźno mu się zapinają. A piesek wszystko ładnie zjada w obawie przed apetytem Kropy, która mimo swojej mizernej postury, jest prawdziwym odkurzaczem.
Z psami mam kłopot taki, że za siatką wprowadzili się nowi sąsiedzi (poprzednia sąsiadka sprzedała dom i wyniosła się "do bloków"). Mają dwa psy, z których jeden jest cholernie zaczepny. W efekcie psy (cała czwórka) uprawia wściekłe galopady wzdłuż siatki jazgocząc przy tym niemożliwie. I to jest prawdziwa agresja, z podniesionymi wargami i zmarszczonym nosem Neruta (to u niego przejaw prawdziwego wnerwa).
Początkowo wydawało mi się, że cała czwórka to diabły wcielone, ale z czasem okazało się, że Kropa i Nero po wyjściu z domu są grzeczne i spokojne, wytrzymują w tym spokoju nawet początkowe szczekanie jednego z psów sąsiadów. Niestety, po chwili nerwy puszczają, przede wszystkim Kropie, a za nią Nerutowi. Co z tego, że je uspokoję, skoro chwilę potem pies sąsiadów znowu drze się przy siatce. A sąsiedzi reagują albo z dużym opóźnieniem albo w ogóle. Na początku planowałam nawet zasięgać języka u jakiegoś specjalisty od psich zachowań, ale w tej sytuacji zapał do tego rozwiązania straciłam. Zresztą tamten pies poszczekuje również na mnie, gdy wychodzę przed dom, a to już mi się ewidentnie nie podoba, bo mało sobie wyobrażam, że będę się kręcić po działce z towarzyszeniem szczekającego za siatką psa. Zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie, gdy zrobi się ciepło i na zewnątrz będę znacznie więcej.
Edzia się chyba wybudziła, bo intensywnie zjada w stołówce i nawet zaczęła chyba korzystać z drugiej miski, którą w ubiegłym roku stawiałam jej na ganku. Z tym, że co do drugiej miski nie mam pewności, bo jak jadła tam Edzia, to chrupy rozwalone były dokoła, a teraz ani jedna chrupka nie ląduje poza miską. Podejrzewam kota innych sąsiadów, Gienka. Przed remontem stołował się u mnie regularnie, pomieszkiwał nawet w styropianowej budce stojącej przy domu. Może po przerwie na zamieszanie budowlane wrócił? Próbowałam nawet prewencyjnie naciągnąć opiekunów Gienka na współfinansowanie chrupów, ale stanowczo zaprotestowali i odcięli się od złodziejskich zapędów swojego kota
W długi weekend planuję poświęcić jedną noc na obserwacje, czy to faktycznie jakiś koci gość, czy Edzia.
Obawiam się, że Menela czeka czyszczenie zębów. Zajrzałam mu w paszczę i ma czerwone dziąsła. Je normalnie, ale w jego przypadku akurat podejrzewam, że byle zapalenie dziąseł nie jest w stanie odciągnąć go od jedzenia. A bardzo by się przydało, żeby zaczął nieco poskramiać swój apetyt i to nie tylko dlatego, że obżera się jak krokodyl nie dokładając się do kasy, ale mógłby schudnąć.
Tymczasem mamy koniec kwietnia, a ja ciągle nie wyłączyłam ogrzewania
Kto wie, czy w maju jeszcze nie nadarzy się okazja, żeby na nartach biegowych poszaleć. Chwilowo jestem w amoku rowerowym. Od kilku tygodni w każdy weekend robię jakieś 20 km i w ten sposób poznałam już znaczną część mojej okolicy. Najbardziej lubię jeździć po leśnych drogach w nadziei, że zobaczę sarny, łosie czy jakieś inne zwierząsia. Na razie przez jakieś 5 sekund widziałam młodą sarenkę.