Zuzanna i Leo, dwa pieszczochy zapraszają

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro cze 07, 2017 12:39 Re: Zuzanna i Leo, dwa pieszczochy zapraszają

Oby :)
na razie umieram z nerwów tak na zaś, bo za parę dni robimy porządek z leonowymi ząbkami.
boję sie nieznanego, jak bardzo się na mnie obrazi, ak się będzie później czuł.
no i ta niepewność czy tym razem zrobimy wszystko, czy za jakiś czas pojawi się cos nowego, a przecież dla zasady nie wyrwiemy wszystkiego
a teraz spi tak słodko machając stópkami, zeby na żywo chciał tyle biegać co w snach :)

AleksandraZebrowata

Avatar użytkownika
 
Posty: 322
Od: Czw cze 30, 2016 23:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob cze 10, 2017 13:18 Re: Zuzanna i Leo, dwa pieszczochy zapraszają

:) Za Leonka, żeby był dzielny i wszystko poszło jak po płatku :ok: :ok: :ok: :ok:
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23538
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Sob cze 10, 2017 14:30 Re: Zuzanna i Leo, dwa pieszczochy zapraszają

Na razie wyniki nie robią najlepszego wrażenia. Ale może to te zęby.. Oby...
Wyjdę z siebie do poniedzialku

AleksandraZebrowata

Avatar użytkownika
 
Posty: 322
Od: Czw cze 30, 2016 23:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon maja 04, 2020 0:00 Re: Zuzanna i Leo, dwa pieszczochy zapraszają

Obrazek
Tak było 03.10.19 na kilka tygodni przed tym jak zmieniliśmy lekarza.
Niedługo potem usunęliśmy doszczętnie wszystkie zęby, tym razem skutecznie. Bardzo bałam się, że chłopak nie dojdzie do siebie. Było ciężko. Dochodził do siebie po narkozie 10 dni. Dlatego wiemy, że to była ostatnia narkoza. Resztę musimy przetrwać, zaleczyć i obserwować czy on nadal jest szczęśliwy. To tak w kwestii motywów działań opisanych w naszej dalszej historii.
Był 3 października, późny wieczór zaczynający zimną i paskudną noc. Nie tylko na zewnątrz. Bez żadnego ostrzeżenia Leoś zaczął wymiotować pianą, najpierw w odstępie 5 minut, potem gdy rozważałam opcje zatrucia i namacalnie sprawdziłam że jest gorący jak piec on wymiotował robiąc przerwy jedynie na psie ziapanie. Więc poszliśmy pod prysznic trochę się schłodzić, żeby dotrwał te pół godziny- czterdzieści pięć minut zanim lekarz weźmie go w ramiona. Z nocy niewiadomo kiedy zrobił się poranek i okazało się że przedobrzyłam. Więc leczyliśmy go na odwodnienie i wychłodzenie. Nikt mi nie chciał wierzyć że jeszcze chwilę temu kot z gorączki nie mógł oddychać i stać ani minutki na łapach.
Potem usunęliśmy mu zęby, nie mogło się to wygoić z kota robił się worek i moja wiara w tamtych lekarzy pękła. Pękła tym bardziej, że jedna wizyta w naszym nowym centrum ratowania Leona przywróciła go do jakotakiego stanu, zaczęły mu się rany goić, zaczął po chwili tyć. Przed 3.10 ważył 6.5 kg. Na tym etapie klaskalismy że szczęścia, że waży 4.5.
Przeżyliśmy.
Było parę miesięcy spokoju. Tylko po to by rozkręcić się jeszcze bardziej.
Zaczął wymiotować niestrawioną karmą, podjadać żwir i drastycznie chudnąć. I to była wizyta na miarę odkrycia przez Newtona ciążenia.
Nie ma co leczyć zipania/kiepskiego oddechu bo ma po prostu krzywą przegrodę i to generuje świsty. Płuca piękne. Nosek czysty.
Na siączenie z oczka też się poradzić nie da, bo ma uszkodzoną powiekę i tak to odchorowuje, bo nie wszystko szczyści.
Ach czy ja zaznaczyłam, że karma mnie nie wzrusza od czasu do czasu,ale skrzepy krwi bardzo?
USG nie wykaże tego co chcemy, gastroskopii nie zrobimy (narkoza) ale w sumie jeśli coś wykryjemy a by się obudził to leki tylko pogorszą jego stan. (Kot mi się słania na rękach i waży zawrotne 2.7). Ale krew można zbadać.
No i zbadaliśmy. Ft4 wywalone w kosmos kosmos.
Byliśmy wtedy na etapie zapisywania w telefonach numerów do punktów, w których można pochować kota.
Dostaliśmy sterydy, trzy inne zastrzyki, tabletki na tarczycę i tak co tydzień.
I mija kolejny tydzień, gram za gramem, saszetka za saszetką ważymy prawie 3.7. już nie uczymy się anatomii na Leonie, chociaż pewna kwota leży na osobnym koncie jakby co.
Cieszę się każdym dniem, gdy wstaję i wita mnie zdegustowana mordka, że w ciągu pięciu sekund od wstania nie podałam mu jeszcze śniadania.
3.10 Leon miał przełom tarczycowy. Lekarze wpędzili mnie w poczucie winy, wmówili mi że jest mu coś zupełnie innego. Ja im wierzyłam i mój kot prawie umarł. Dlaczego nie zrobiłam wtedy badań? Byłam zadeptana przez to co mi powiedzieli, ale również przez inne rzeczy na świecie. Mój kot miał przełom tarczycowy ja przełom depresyjny.

Co to były za miesiące... Tak Wam piszę. Bo nie chciałabym kiedyś wrzucić tu pustego prostu z pożegnaniem. Już nie jest to wizja na jutro. Może czeka nas wspólna Gwiazdka... Dużo pracy przed nami. Mam nadzieję że dostaniemy jeszcze parę lat... Może...

AleksandraZebrowata

Avatar użytkownika
 
Posty: 322
Od: Czw cze 30, 2016 23:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon maja 04, 2020 8:19 Re: Zuzanna i Leo, dwa pieszczochy zapraszają

Nie martw się na zapas, mam dwa koty tarczycowe. Migotka z nadczynności po lekach wpadła w niedoczynność, nie chcę jeść jest markotna ale leczymy. Mocno trzymam kciuki za zdrowie w tym Twoje żebyś była silna. :ok: :ok:

Gosiagosia

Avatar użytkownika
 
Posty: 25552
Od: Wto kwi 23, 2013 11:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon maja 04, 2020 8:26 Re: Zuzanna i Leo, dwa pieszczochy zapraszają

Ja nie wiem co to znaczy chude koty, ale poszłam ot tak na badania z kotami. I u jednej podwyższone TSH 8O a nic na to nie wskazywało, codziennie tabletki dostaje :wink: a uparta jak osioł.

Fajnie ze tyje, spokojnie. Długie super lata przed Wami.

Trzymajcie się!
"Dom należy do kotów. My tylko spłacamy kredyt"
Obrazek

Moli25

Avatar użytkownika
 
Posty: 19612
Od: Pon gru 22, 2014 21:40
Lokalizacja: K. Wrocław

Post » Wto maja 05, 2020 14:05 Re: Zuzanna i Leo, dwa pieszczochy zapraszają

Moja Lusia (16-latka, od 2,5 roku u mnie na tymczasie) też ma nadczynność tarczycy. Dajemy radę

MaryLux

 
Posty: 159718
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 289 gości