No tak. Po zapachu wydostającym się z kuwety, bezczelnym zaznaczeniu kanapy i koncertach przedpokojowo-balkonowych zaczeło do mnie docierać, ze moja Szyszeczka dorasta. Jajka ucięto, smród minął, reszta także i siłą rzeczy Szyszeczka znów stał się moim maleństwem. Nie na długo .... Czas płynie nieubłaganie i mimo braku balastu jajecznego Szyszeczka powoli staje się jednak dorosłym kocieńciem. Urósł, dojrzał i czhyba już wie co che robić jak będzie całkowicie dorosły ... Otóż, Panie i Panowie, Szyszeczka postanowił zostać ............... kosmetyczką
Codziennie rano z chwilą mego wejścia do łazienki wyrasta między lustrem a mną dziko umaszczony stażysta-pomagier. Zaczyna od ciągnięcia zębami za płatek kosmetyczny, którym smeram po ryju mym tu i ówdzie. Potem następuje walka o krem: ja próbuję się wysmarować, Szyszka - zjeść. Jak juz to mam za sobą to bierzemy się za nakladanie pudru: ja na facjate, Szyszka na łapki
I tu przydatny okazuje się użyty wczesniej płtek kosmetyczny, którym po złapaniu stażysty-pomagiera można umyć kocie łapki. Kulminacyjany moment następuje w chwili gdy wyciągam gąbkę na kiju do maziania się po oczach kolorami różnymi. Szyszka dostaje wtedy korby: skacze jak opętany, próbując wyrwać mi ten cud wspólczesnej kosmetologii z łap moich własnych, a ja próbuję trafić w powiekę nie wybijając sobie jednocześnie oka. Gdy ten proceder mamy za sobą należy zaprzeć się nogami o podłogę, łokciami o umywalkę i spróbowac pomalowac sobie rzęsy. Nie jest to zadanie łatwe, gdyż Szyszka ma nieco inną koncepcje na użycie tuszu, którą oczywiście próbuje wprowadzić w życie. Otóż nie używa się szczoteczki z tuszem. I nie do umalowania rzęs. Do użycia z calego tuszu nadaje się tylko pojemniczek z tuszem i tylko do robienia czarnych kółek na nosku podczas próby wciągnięcia tuszu nosem ....
Czasem po takim malowaniu wyglądam jak klaun, czasem śmierć a czasem jak 5-letnia dziewczynka, która dorwała sie do kosmetyczki swojej mamy ......
Ale pocieszam sie tym, ze Szyszka wygląda nie lepiej