Z góry przepraszam za OT, ale nie mogę się powstrzymać.
Z przykrością muszę Was rozczarować, ale kotom w takich miejscach wcale nie jest tak różowo, jak by się wydawało.
W byłym miejscu pracy córki też był kot, nawet cieszył się sławą wśród bywalców warszawskich księgarń.
Nie wszyscy pracownicy lubili koty. Bywało, że zapomnieli dać mu wody, nakarmić. Kiedy córka miała wolne dni lub dłuższy urlop, nie było pewności, że kot nie głoduje.
Każdej nocy był sam. W święta jeździłyśmy kota nakarmić i dotrzymać mu towarzystwa.
To wszystko odbijało się na usposobieniu Docenta (imię nadane przez klientów). Bywał agresywny, wycofany.
Teraz jest kotem domowym. Zmienił się w megamiziaka, przyjaciela wszystkich. Ma do towarzystwa dwie kocice i ulubionego kociego kolegę.
Kot w miejscu publicznym faktycznie ociepla atmosferę, przyciąga klentów, ale druga strona medalu może być zupełnie inna.
Kto ma ochotę poczytać o sławnym kocurze, wystarczy wrzucić w wyszukiwarkę : kot Docent księgarnia Warszawa.