Podwórkowy, dorosły kot - szanse na adaptację w mieszkaniu

Witam,
dzisiaj mija dokładnie tydzień odkąd w naszym mieszkaniu pojawiła się dwuletnia kicia. Jej dotychczasowe życie polegało na spędzaniu nocy w domu w odizolowanym pomieszczeniu (brak akceptacji przez koty opiekunki) i szlajanie się za dnia po dworze.
Kotka do tej pory cały czas jest schowana za łóżkiem, lub w kuchni pod kaloryferem. Sama nie zje - muszę ją zanosić do miseczki. Do kuwetki jeszcze nie robiła. Zostawiłą nam niespodziankę w szafie oraz na ręczniku, który podłożyłam jej w kuchni, aby nie lezała na zimnych kafelkach. Nie karciliśmy jej za to.
W pomieszceniu w którym przebywa ma dostęp do wody, jedzenia, kuwetki oraz drapaka z którego nie korzysta.
U kotki nie występuje agresja. Z podkulonym ogonkiem daje wziąć się na ręce. Jest strasznym pieszczochem po kilku minutach głośno mruczy, lubi także pieszczoty po brzuszku. Czasem się zapomina i do połowy unosi ogonek podczas miziania. Potem nagle "coś" ją napada i się chowa.
Nie mamy pojęcia jak podejść kota. Staram się ją brać jak najczęściej na ręce - skoro mruczy, to jest zrelaksowana? Z drugiej strony, może nie powinna być zabierana ze swojej kryjówki?
Co do zabawy na razie nie jest zainteresowana. Próbowaliśmy nawet po spryskaniu kocimiętką - nie reaguje.
Z góry dziękuje za podpowiedzi
dzisiaj mija dokładnie tydzień odkąd w naszym mieszkaniu pojawiła się dwuletnia kicia. Jej dotychczasowe życie polegało na spędzaniu nocy w domu w odizolowanym pomieszczeniu (brak akceptacji przez koty opiekunki) i szlajanie się za dnia po dworze.
Kotka do tej pory cały czas jest schowana za łóżkiem, lub w kuchni pod kaloryferem. Sama nie zje - muszę ją zanosić do miseczki. Do kuwetki jeszcze nie robiła. Zostawiłą nam niespodziankę w szafie oraz na ręczniku, który podłożyłam jej w kuchni, aby nie lezała na zimnych kafelkach. Nie karciliśmy jej za to.
W pomieszceniu w którym przebywa ma dostęp do wody, jedzenia, kuwetki oraz drapaka z którego nie korzysta.
U kotki nie występuje agresja. Z podkulonym ogonkiem daje wziąć się na ręce. Jest strasznym pieszczochem po kilku minutach głośno mruczy, lubi także pieszczoty po brzuszku. Czasem się zapomina i do połowy unosi ogonek podczas miziania. Potem nagle "coś" ją napada i się chowa.
Nie mamy pojęcia jak podejść kota. Staram się ją brać jak najczęściej na ręce - skoro mruczy, to jest zrelaksowana? Z drugiej strony, może nie powinna być zabierana ze swojej kryjówki?
Co do zabawy na razie nie jest zainteresowana. Próbowaliśmy nawet po spryskaniu kocimiętką - nie reaguje.
Z góry dziękuje za podpowiedzi