A idźcie, dom wariatów.
Napiszę to mi czas zleci bo wet 3 minuty od domu. A potem napiszę resztę.
Więc wracam sobie z pracy a tu pod domem strażnicy miejscy, cygańskie dzieci i sąsiadka z psem.
A na ścianie siedzi kotek.
Już drugi raz. Bo raz juz ratowałam:
viewtopic.php?f=8&t=175736&p=11555313&hilit=cegie%C5%82#p11555313Strażnik próbuje go ściągać ale nie umie kociątka schwycić, zresztą za dużą ma łapę. Kociątko do góry, jak to kociątko. Stróż prawa się wspinać próbuje, ale mu się stopy w otwory między cegłami nie mieszczą. No to mówię, czekajcie, ja umiem.
No i ściągnęłam gówniaka (chociaż to chyba dziewczynka), posikał się biedak ze strachu, i dumamy co z nim zrobić.
Dzieci mówią, że zaniosą do przytułku w naszej wsi.
Sąsiadka mówi, ze przytułek zamknięty i dzwoni do prowadzącej bo ją zna.
Prowadząca chora leży w łóżku.
Strażnicy odjeżdżają z poczuciem spełnionej misji.
Sąsiadka mówi, że dzieciom kota nie zostawimy.
Ja bierę kota.
Ja wpadam w panikę.
Kot żre jak opętany żarcie dla kociąt (a co, ma się w domu żarcie dla kociąt, czemuż by nie
).
Opiekunka kotów dzwoni i daje mi wskazówki, sama zaczyna szukać domu.
Ja myję kotu dupkę.
Kot dalej żre i mruczy.
Żadna z moich kotek nie ma świadomości, że w domu jest dziecko.
No i gonię do weta, bo jak testy wyjdą dobrze to jakaś dziewczyna go weźmie od razu.
Gówniak śliczny, burasek, potem Wam pokażę.
Trzymajcie te kciuki dalej.