Marzenie wreszcie spełniłam. Buzuje we mnie kocierzyństwo, że normalnie ja chromolę.
Wynajmowana chałupa, wreszcie stała sie DOMEM - w domu rodzinnm zawsze jakieś futro chrapało w progu, kanarek(szedł na rekord- 13 lat ze mną) przelatywał nad głową ,a szczurzy bracia podpierniczali mi krówki z torby - toteż było mi niesamowicie pusto. O wczoraj rozbrzmiewa radosny tupot 8 stópek (czekam az sąsiadka z dołu przyjdzie się poskarżyć, że czuje się jak pod torem wyścigów konnych na Służewcu, bo tak tupią
)
Wstęp krótki bo dopiero się poznajemy: kocięta roczne - ona drobna a on piekny kocur z pędzelkami na uszach, rosły. Przebojowa hrabianka "przyjde jak sama będe chciała" i miziasty panikarz.
Hrabianka akurat ma ruję i momentami zachowuje się jak ladacznica - lada moment umówię ja na zabieg, niech sie tylko bardziej zadomowi. Rysiula patrzy sie na nią jak na idiotke, gdy ta się przed nim wije, bo on bombek pozbył się jakiś czas temu.
Rysiula zapałał uczuciem do moic kapci i obgryza mi paznokcie namiętnie:
Laska marmurkowa
Trzy koty moje. Czwarty tylko ze mną mieszka.