A oto obiecana historia Sevenka:
W pewien czerwcowy piątkowy wieczór wybraliśmy się na przejażdżkę motocyklem. Po naszej przejażdżce TŻ pojechał odprowadzić motocykl do garażu. Było już późno, po 22. Po chwili zadzwonił do mnie, bym szybko się pojawiła w garażu.
Okazało się, że gdy podjeżdżał pod garaż (na szczęście bardzo wolno, bo droga jest beznadziejna), pod koła wszedł mu mały kotek. TŻ zatrzymał się i po chwili usłyszał drugiego kotka. Maluszki pchały się do cieplutkiego motocykla, a w końcu zaczęły się wspinać po TŻecie!!! Ten zaskoczony delikatnie odniósł kotki na trawę przy krzakach (na placyku między garażami), ale zanim doszedł do garażu kotki były przy nim. Biedne, ciągle piszczały. Jednemu nie było widać oczka. Po konsultacji z doświadczoną w sprawach kotków Iwonką zdecydowaliśmy się odnieść je z powrotem na miejsce, z którego wyszły, w nadziei, że wrócą do mamy. Kotki znowu przyszły do garażu, no to my znowu z nimi w tamto miejsce. Za chwilę kotki znowu były przy garażu i pchały się do środka. Powtórzyliśmy manewr z wyniesieniem. Z ulgą zobaczyliśmy dorosłego kota idącego w ich kierunku i piszczenie kotków ustało. W ciemności nic nie widzieliśmy.
Oczywiście nie dawało nam to spokoju, więc w sobotę o 9 poszliśmy do garażu. Kotków nie było przed garażem, nie było ich też na trawie w miejscu gdzie je zostawiliśmy. Z przerażeniem zauważyliśmy je po chwili. Leżały parę metrów dalej na chodniku, w pełnym słońcu, które mimo wczesnej pory mocno grzało. Wydawało się, że nie żyją, wyglądały jak martwe. Łaziły po nich wielkie muchy. Serca stanęły nam z przerażenia. Ale gdy podeszliśmy bliżej, okazało się, że kotki jeszcze żyją! Gdy nas zobaczyły znów zaczęły żałośnie piszczeć, zwłaszcza ten z jednym oczkiem. Było oczywiste, że musimy je stamtąd zabrać! (a za chwilę mieliśmy się szykować, bo szliśmy w tym dniu na wesele).
W ogóle nie wiedzieliśmy co robić, ale poratowała nas Iwonka z KCH, dostarczyła nam szybciutko transporterek. Z przerażeniem odkryliśmy, że to, co braliśmy za zabrudzenia z trawy na ich małych ciałkach, to larwy much!
Zaczęłam przemywać sklejone oczko kotka. Na szczęście miał oczko, ale wypłynęło z niego dużo ropy. TŻ pojechał z kotkami do weta (a ja do fryzjera przed weselem
). Kotałki dostały antybiotyk. Okazało się, że ten z chorym oczkiem to kotek (z kocim katarem), a druga to koteczka. Koteczka miała na sobie tyle larw, że została częściowo ogolona. Na szczęście na skórze nie było żadnych ran.
Tak wyglądały po zabraniu z chodnika: Dżigsia patrzy TŻetowi w oczy, a obok jest Sevenek
To też Sevenek:
Dużo później okazało się, że do garaży pchała się kotka z trzema maluchami, ale wszyscy je przepędzali. Czy zmarł ten trzeci maluszek, czy kotka nie przeżyła, czy oboje? Tego nie wiemy, ale prawdopodobnie te larwy na nasze maluszki przeszły z martwego zwierzęcia.
Ze względu na to, że w garażu przy którym zostały znalezione są 2 motocykle TŻeta - Suzuki GSX-R zwane "Dżigsą" i Honda 750 Seven Fifty, zwana Sevenką, to koty dostały motocyklowe imiona - Dżigsia i Sevenek.
Na początku kotki były w klatce pobytowej, którą miałam w związku z wcześniejszymi wydarzeniami związanymi z "dziczkami". Za zgodą mojego taty kotki umieściliśmy w pralni, ale po awanturze z sąsiadką umieściliśmy je w drugim garażu. Od mir.ki
dostaliśmy mleczko i butelki, bo na początku karmiliśmy maluchy butelką.
Tata bardzo nam pomagał, karmił maluchy gdy byliśmy w pracy, masował im brzuszki i był dla nich kocią mamą
Kotki zostały wymyte, pozbyliśmy się tych okropnych robali. W garażu było bardzo ciepło, do tego miały termoforek i grzejnik. Miały taki apartament:
I były takimi słodziakami:
Tu widać wygolony boczek Dżigsi.
Mieszkały w garażu przez 3 tygodnie. Po tym czasie Dżigsia zamieszkała u koleżanki w Katowicach.
My zaś postanowiliśmy przygarnąć Sevenka. Baliśmy się jak na niego zareaguje Fela, tym bardziej, że mieliśmy z nią problemy z załatwianiem się poza kuwetą. Ale dokocenie przeszło bezproblemowo.
Wszystko dobrze się skończyło.
Sevenek jest niesamowicie kochanym kotkiem. Wygląda teraz tak:
Z Felusią mają dobre układy:
A z Dżigsi-Małgorzatki wyrosła taka piękna dama:
I tak wygląda historia naszych Motokotków
A jeszcze opisałam ją niedawno do ulubionej motocyklowej gazety Maćka i mój list został opublikowany. Tak nasze słodkie Motokotki stały się bohaterami listu w gazecie dla twardzieli