Witam, od ok. tygodnia mam niesamowity kłopot z prawie 4-letnia sterylizowaną koteczką. Do tego momentu była pełną energii tupeciarą w stosunku do pozostałych dwóch kocurów kastratów. Mieszkają razem od ok. 3 lat. Od samego początku to ona rządziła kotami tak przy misce jak i w zabawie. Nigdy nie była typowym miziakiem. To ona ustalała zasady, kiedy i gdzie będzie miziańsko. Mieliśmy ustalony rytuał: rano wpadała do łazienki na poranne pieszczoty, w nocy pakowała się na łóżko, wieczorami lubiła wpychać się pod ramię nastawiając się do głaskania. To ona zaczynała te rytuały i to ona je kończyła. Nie lubiła brania na ręce ale nie okazywała agresji, unikała po prostu takich sytuacji. Od kilku dni jest zupełnie odmienionym kotem. Odnoszę wrażenie, że boi się nas panicznie. Przy próbie nawiązania kontaktu truchleje i sztywnieje ze strachu - takie odnoszę wrażenie. Po mieszkaniu przemyka, nie chodzi a przemyka właśnie. Zaszywa się w kąty, tak by móc obserwować otoczenie lub odwraca się do nas tyłem, ale cały czas jest czujna - takie bycie na "stand by'u". Porusza się bez żadnych trudności - wbiegała na schody do kuwety. Je i pije nieco mniej ale to zrozumiałe, że chce być jak najmniej widoczna. Jej zachowanie przypomina kota, który znalazł się w kompletnie nowym otoczeniu i nie wie co się dzieje. Staraliśmy się dociec, co może być przyczyną ale nie mamy zielonego pojęcia. Zmieniłam spodnie domowe bo miałam wrażenie, że jej nie pasują (wiem, wiem, że brzmi to idiotycznie...), wyjęłam wtyczki zapachowe z kontaktów chociaż mam je od lat i zapachy są takie same. Staramy się ją ignorować, tak by nadmiernym zainteresowaniem jej nie denerwować: skoro nie życzy sobie kontaktów... Jedzenie podaję jej tam, gdzie akurat się zaszyje, takoż smaczki. Nie zauważyłam, by ją coś bolało przy naszym dotyku. Zresztą teraz jej już nie dotykamy. Dodam, że wszystkie moje koty (3) nie są kotami wychodzącymi. Rada córki, by zastosować felliway nie przyniosła żadnych rezultatów. Kotka stara się być niewidoczna. B. proszę o radę ponieważ sytuacja zaczyna mnie przerastać i boje się o stan koteczki. Wizyta u weta oczywiście wchodzi w rachubę aczkolwiek boję się, że będzie ona dla niej traumą...
Wizyta u weta była wczoraj. Koteczka była spokojna choć b. spięta co zauważył lekarz. Obmacał, osłuchał, zajrzał do oczu i uszu, do pyszczka. Wypytał mnie o jej zachowanie. Potwierdziły się moje wcześniejsze obserwacje, że na pierwszy rzut oka nie widać fizycznych dolegliwości. Co więcej po przyjściu do domu (jazda do weta trwała ok. 40 min.) koteczka wyszła b. spokojnie z transporterka, przywitała się z resztą kocurków, one z nią też. Było mizianie się, nosek-nosek, lizanie futerka... Widać było, że jest zadowolona z powrotu do domu. Obeszła pokój, kuchnię, zajrzała na schody na górę. Dostała jeść razem z zaleconym Kalm Vetem. Zjadła prawie wszytko. Potem jakby sobie przypomniała, że ma się wycofać ale bez paniki. Część nocy spędziła w fotelu na swoim kocyku. Ale rano zastałam ją znowu wciśniętą pod biurkiem... Wcześniej, nad ranem, używała kuwety. Zalecenie lekarskie (nie tylko tego weta ale także P. A. Kępki - forumowicze z Gdańska wiedzą o kogo chodzi: podawać Kalm Vet i na razie nie zmuszać do kontaktów jeśli kotka tego sobie nie życzy. I oczywiście obserwować. Jakby co to do weta na kompleksowe badania. Wiem, że post przydługi ale tylko taki wyjaśnia o co chodzi. Będę wdzięczna za sugestie i opinie. Pzdr.