Witam, czytałam tu na forum bardzo dużo wątków dotyczacych dokocenia, jednak żaden nie był podobny do mojego.
Może zacznę od początku. 2 i pół roku temu przygarnęłam kotkę dachową siedmio letnią. Kotka wychowywała się ze starszą rasy maine coon oraz psem kundelkiem (także suczką). Wszystko odbywało się bezkonfliktowo. Po przygarnięciu, Pichi (starsza) bardzo szybko zaaklimatyzowała się u mnie w domu. Po roku dokoptowałam królika, jednak gdy kotka przybyła do domku miała za towarzyszkę świnkę morską. Z akceptacją gryzoni nie ma problemu. Pichi jedyne co, wąchała maluchy, przy aktywniejszym króliku podczas jego charcy leżała na łóżku i tylko ciekawie obserwowała. Kiedy obserwacja ją nudziła po prostu wychodziła do innego pokoju, albo szła spać.
3 tygodnie temu znalazłyśmy z koleżanką na polu pod miastem 3 małe, brudne kicie bez matki. Małe czarnuazki szukały domu, a ja z partnerem od dłuższego czasu zastanawialiśmy się nad dokoceniem malucha. Sporo pracujemy, a nasza kochana Pichi jest bardzo przyjaznym kotkiem. Nie chcieliśmy, żeby była samotna.

postanowiliśmy wziąć maluszka. Dużo czytałam i zachęcona dobrym zachowaniem kotów forumowch pojechałam po malucha. Kiedy doszło do pierwszego kontaktu Pichi sprychała malucha i obrażona wyszła do deugiego pokoju. Przez cały dzień po podróży mały Luntek spał, a Pichi obrażona (taka trochę damessa z niej

) nie wchodziła do pokoju, w którym mały przebywał. Nie zrażona pierwszymi potyczkami stosowałam sie do rad z forów. Odizolowałam kotki, pozwalając im na sporadyczne kontakty przy naszym udziale. Pichi jedyne co robiła to prychanie, warczenie i odchodzenie od małego jak najdalej z uniesionym ogonem. Zero stroszenia sierści, ataków, pacania łapkami. Po prostu wychodziła. Zostawialiśmy szparę w drzwiach - Pichi nawet nie chciała podchodzić. Przybliżaliśmy miski, Pichi widząc małego po prostu odchodziła. Postanowiłam powoli dopuszczać do ich kontaktu, pod naszym nadzorem. Przez pierwsze ok półtorej tyg kotki biegały po domu, starsza dawała się gonić (to jej ulubiona zabawa - złap mnie), wyglądała na zachwyconą. Mały szybko rośnie, będzie sporym kotkiem, a starsza mimo 8 lat wygląda jak 8 miesięczne kocie. Jest drobniutka i chudziutka. Każdemu kto przychodzi do nas do domu muszę pokazywać książeczkę, bo nikt mi nie wierzy.

ale do rzeczy... Luntek jest już większy, a co za tym idzie mniej pierdołowaty. Przez co niestety zaczął naprzykrzać się staruszce. Ciągle na nią poluje, skacząc na nią (dokładnie na szyjkę) i starając sie ją gryźć. Pichi steoni od zabawy, jest raczej spokojnym kanapowcem, natomiast Luntek to diabeł wcielony. Małemu zapewniamy zabawę, a starszej przytulaki, ale przez ataki Luntka doszło do tego, że Pichi patrzy na jiego niechętnie, dochodzi so dantejskich scen - bez krwi, ale za to dużo jest warczenia, niezadowolonego mruczenia, syczenia i pazurów. Ingeruje dopiero wtedy, kiedy widzę, że któremuś może stać się krzywda. Atmosfera teraz jest niewesoła. Koty mieszkają w osobnych pokojach, Luntek jest wypuszczany na kilka godzin dziennie z odstępami, kiedy widzimy,że Pichi ma dość. Niestety, coraz szybciej ma dość
Nie wiem już co mam robić, próbowaliśmy wszystkich rad oraz wypróbowanych przez forumowiczów sposobów, ale Pichi jest tak samo na nie. Nawet powoedziała bym, że z dnia na dzień jest gorzej. Zaczęliśmy zastanawiać się nad behawiorystąub feromonami, brak mi już pomysłów. :'( błagam, pomóżcie! Nie chce rezygnować z ani jednego kota, chciałabym żeby Pichi zaakceptowała nasz mały szatański pomiot

mogę postarać się nagrać film, który pokaże jak koty się "docierają" jeśli to pomoże w jakikolwiek sposób w dalszym postępowaniu. Błagam, jeśli ktoś może coś poradzić - poradzcie! Ogarnia mnie już rozpacz, miałam nadzieję, że będzie lepiej :'( jeśli zaśmieciłam temat, bardzo proszę o jakieś wskazówki gdzie mam pisać, albo gdzie znaleźć podobny temat. Nie mam doświadczenia z forum jakimkolwiek, więc bardzo proszę o wyrozumiałość
