Od wtorkowego popołudnia do wczorajszego wieczora nie miałam prądu ze względu na poważną awarię na ulicy. Smutne jest, że w XXI w w centrum europejskiego miasta można przez ponad dobę być odciętym od prądu i to nie ze względu na katastrofę naturalną, a żadne służby nie pomyślą o podpięciu kilku kamienic do awaryjnego zasilania. Dopiero wczoraj przed południem przeciągnięto kabel od sąsiada, a wieczorem udało się wymienić uszkodzoną linię. W rezultacie zawartość kilkunastu zamrażarek poszła się paść
Chodnik - remontowany przez miasto wielkim nakładem finansowym w roku ubiegłym - wygląda jak po bombardowaniu. Czemu podczas remontu nikt nie pomyślał, że trzeba wymienić stare kable? Gazownia jakoś pomyślała i wymieniła wszystkie przyłącza wraz z rura główną. A Tauron nie. Ale ja nie o tym.
Mamy w mieszkaniu automatyczne poidła, które oczywiście przy braku zasilania nie działały. I koty musiały korzystać z misek w tych poidłach. Kikur tego nie lubi. On woli, jak woda płynie. I co robił? Biedaczek lizał kranik, z którego normalnie wypływa woda, po czym odwracał się do mnie patrząc w wyrzutem w oczach, że nic nie wypływa. Jego wzrok mówił: "No zrób z tym coś, proszę. Chcę pić!" Dopiero po kilku próbach zorientował się, że jednak nic to nie da i zaczął pić z miseczki. A jak prąd wrócił, z przyjemnością "przypiął się" do kraniku. Obaj starsi Muszkieterowie zgodnie pili z poidła w sypialni