Sihaja pisze:Koteczki miewają się bardzo dobrze (odpukać). Kupiłam im olej z łososia, bo Gajeczka miała twarde koopki i wyczytałam, że to pomoże, a i na ogólną kondycję nie zaszkodzi, więc po rozmowie z wet zrobiłam zakup i podaję I widzę, że na Gaję z tymi koopkami dobrze zadziałał
Kurs mi się jednak przyda - w nowej pracy
Już niedługo się przeprowadzamy i jedyne moje zmartwienie, to znaleźć dobrego weta... Pytałam na forum, ale niestety nikt chyba nie mieszka tam gdzie my będziemy, bo żadnej odpowiedzi nie uzyskałam... będę musiała sama pochodzić i porozmawiać, może znajdę kogoś dobrego... Tylko jak poznać, czy to dobry specjalista?
Nowy wet powinien być pełen pokory. Nie powinien cwaniakować. To nie przypadek, że to pisze na wstępie. Powinien przepisywać wpierw leki odpornościowe, a nie walić antybiotyki. Najpierw idź porozmawiaj - w sensie, żeby się przywitać, przedstawić i powiedzieć, że jesteście nowi. To już się wstępnie poznacie. Na wszelki wypadek znajdź też weta trochę bardziej oddalonego, bo czasami pod nosem jest konował a dalej ktoś fajny.
Pierwszy kontakt jest ważny. Ale najgorsze, że dopiero w praktyce wszystko wychodzi, trzeba być czujnym.
Jak się wprowadziłam do Bytomia to od razu poszłam do mojej wetki. Weszłam i się przedstawiłam. Powiedziałam, że wprowadziłam się blisko i że mam dwa koty i chciałam się przedstawić. Spytałam jak urzęduje. I moja wetka wzbudziła moje zaufanie, bo była właśnie taka jak powinna być
Także ja to trafiłam naprawdę - strzał idealny z nią
Ale też nie obyło się bez wpadek i wątpliwości, bo moja obecna wetka zaczęła mi mówić, że moje koty, Maciuś był źle leczony. Więc się wkurzałam, jak każdy komu się mówi, że ma słabego weta.
Ze wszystkich wątpliwości wetka wyszła obronnie. Np wkurzyłam się na nią, kiedy powiedziała, że mój Maciuś ma na pysiu nowotwór. Przybiegłam do domu i zadzwoniłam do poprzedniej wetki a ta mi zaczęła wyśmiewać moją wetkę - mówiła, że gdyby miał nowotwór to już by dawno nie żył.
Jednak potem moja wetka obecna wyciągnęła książkę weterynaryjną z chorobami skóry i pokazała mi na zdjęciu co ma Maciuś - była to zmiana łagodna. Powiedziała, że maściami to sobie można leczyć dzieci a nie koty, które się z maści wyliżą. A tamta wetka przepisywała mi coraz to nowe maści, które smarowałam na brodę, a Maciuś zaraz zlizał.
Kolejna rzecz to koci katar. Maciuś odkąd do mnie przyjechał ze schroniska miał taki katar, że psikał już ropą i krwią. I moja poprzednia wetka ładowała w niego antybiotyk za antybiotykiem. Katar się nie cofał przez 2 lata, a moja obecna wetka powiedziała - żadnego antybiotyku! tu trzeba odbudować odporność! - przepisała jakieś standardowe odpornościowe i koci katar odszedł z niebyt.
Także za każdym razem moja wetka ze wszystkiego wychodzi obronną ręką. Przez te może prawie 6 lat jak tu mieszkam udowodniła mi wiele razy jakim jest wspaniałym specjalistą.
Życzę Ci też, żebyś trafiła na takiego weta