Białystok
Czy tam w ogóle bywa cieplo??
Wrocław jest OK pod względem ciepłoty. choć ostatnio , o porankach, zwątpiłam
A dziś, jutro..
Ale wczoraj był piękny, prawdziwie letnio-jesienny, dzień. Zmarnowałam
Lekarze mi zmarnowali !
Rano, tzn. już po różnych aktywnościach, w pewnym momencie zaczęło mi szumieć głośno w lewym uchu. Nie dzwonić, co większość zna i co przechodzi po jakiś tam poruszaniu/zatykaniu. Oczywiście wszystkei takie czynności, które sie wykonuje w samolocie - nic. SZumieć, głośno i - co od razu sprawdziłam - zaczęłam trochę gorzej słyszeć, choć na to ucho słyszę normalnie lepiej [w sumie na oba dobrze], ale tak testując na komórce to o jakiś ułamek procenta - lepiej.
W histerię i panikę wpadłam natychmiast, ale na tyle przytomną by sprawdzić czy coś się dzieje poza tym - ruszam członkami, pochylam się itp. I nic mnie nie boli. Jak się przestałam trochę trząść to poszłam do bliskiej, 'mojej' przychodni, która ofc w sobotę nie pracuje.
Myślę, skoro poszłam i wróciłam - znaczy nie jakiś udar czy inne miłe wydarzenie. Raczej.
Jako , że nie przeszło - internet, gdzie ostry laryngologiczny dyżur? Nie ma takich danych!! No, nie ma , niech to szlag. Ale ponieważ wiedziałam, że nikt mi nic w ucho nie wcisnął, że raczej myję, więc raczej się nie zatkało.. to może coś dalej.
Dzwonię na pogotowie traktując to jako informację. Miła pani mówi, że powinnam do przychodni, bo raczej mi sie przyda skierowanie, jeśli byłby potrzebny ostry dyżur. I że dla mojej dzielnicy to Horbaczewskiego. No, dobra, połowa drogi, w właściwie więcej, na piechotę, przez park, bo nie mam jak dojechać bez kombinowania większego. Dojdę, nie umrę - znaczy nie koniec świata.
Doszłam, rejestracja z dowodu [podkreślam] , ludzi na ponad godzinę. [chyba jednak zainstaluję internet w telefonie, bo książki za ciężkie
]. Włażę.
-Pani G...j....?
-Nie, G....l.....
- To nie mam.
- Rejestrowano mnie wg dowodu osobistego!
- To niech pani pójdzie i niech poprawią.
- Ale mogę od razu wrócić, bo to chyba szybko?
- Nie, przyjmę następnego pacjenta,.
3 minuty na poprawienie [uwaga rejestratorki, której była wina 'a mogła po prostu zadzwonić..'] .
Czekam następny kwadrans.
Opowiadam co i jak. Kobieta słucha, o cos pyta i oświadcza, że ona nawet nie ma jak zajrzeć [internista, jedyny na dużurze] i że daje mi skierowanie do szpitala na ostry dyżur laryngologiczny. Nie mierzy gorączki [nei ma pani gorączki?] , nie mierzy ciśnienia nawet! Potem widzę, że wpisała 'zapalenie ucha wewnętrznego' !
- Pojedzie pani na Stabłowice, do tego nowego , to blisko.
Piszę nazwy, bo jak ktoś z Wro, to zajarzy odległości - nie mam samochodu, ani - niestety - dwudziestu kilku lat.
Jadę, ide kawał. Szpital lśni nowością, hol jak boisko do nogi, korytarze jak ulice dla maratonu, ludzie tylko w 2 czynnych barach. Zero info o informacji, laryngologii, rejestracji.. Dorwałam kogoś w lekarskim fartuchu ..
- Ale u nas nie ma laryngologii!!
[potem się dowiedziałam , że nie ma również położnictwa - najnowszy szpital we Wro, dla całej jego zachodniej część! do której przez korki zwykła szosą trudno dojechać ] .
Byłam tak wściekła, że musiałam odczekać, żeby się nie poryczeć ze złości do telefonu, ale pierwszą myśla było 'zabiję'.
Dzwonię do przychodni, łączą mnie z babą. Pytam gdzie mnie wysłała...
- Nie ma?? To pojedzie pani na Weigla, Borowską , Kamieńskiego..[każdy na innym końcu Wrocławia]
-Ale gdzie jest dyżur?
Ona nie wie , ale oczywiście jest jej przykro, jednak nic nie może pomóc.
- A w ogóle mogła pani się upewnić w rejestracji..
Nosz, q...
Dzwonię do syna [miałam u nich być po poł]. , opowiadam, jadę do domu bo i tak mam po drodze do tych innych szpitali. Syn, że po mnie przyjedzie, ale najpierw poszuka w internecie gdzie ten cholerny dyżur. Nie znalazł. Wykonuje 15 telefonów. W końcu wychodzi na to , że albo Borowska , albo Weigla.
Jedziemy na Weigla, bo jakoś tak intuicyjnie [a powinno być na bank pewne] wychodzi nam. I dobrze, bo ludzie potem opowiadają, że na Kamieńskiego to w ogóle nie, a na Borowskiej tłumy. Szpital jest... straszny, zaniedbany, starożytny..
I znowu kilometry szpitala. SOR. Ludzi do wytrzymania do rejestracji wstępnej, ale się wlecze i to akurat rozumiem. W międzyczasie syn jedzie ogarnąć swoje dzieci, na inny koniec Wro.
Co jakiś czas sprawdzam to ucho - bez zmian.
25 min. papierów, wypisaywania, mierzenia ciśnienia,saturacja - oczywiście wszystko u mnie jak z podręcznika dla zdrowych. Atmosfera miła, bo pani miła.
Kilometry - chyba dosłownie - na laryngologię. Nie ma ludzi! ale też lekarza , nikogo w dyżurce... Ble, ble, ble..Znaleźli się.
Wszystkie podstawowe badania - zaglądanie we wszystkie otwory w głowie , wszędzie czysto;, jakieś dźwięki na czubku czaszki...Coś źle słyszę podobno.. No, sama przecież wiem..
- Kręgosłup.. miażdżyca...
- Jaka [w domyśle - q...] miażdżyca? [ przy moim odżywianiu, aktywnościach itp. - w domyśle]
- Wszyscy mamy miażdżycę. Ja pewnie też. [pani jest o polowę młodsza]
Skierowanie na poniedziałek do polikliniki [a, szpital jest wojskowy i niektóre procedury mają,, jakby to.. bardziej skomplikowane i dłuższe], na badania słuchu i od razu zarezerowany numer do laryngologa na miejscu.
Oraz - zastrzyk sterydowy, recepta na Betaserc.
Powrót na SOR [kilometry, powinni mieć hulajnogi ] na zastrzyk , który pozwalam sobie zrobić, myśląc, że jeden pierwszy steryd w zyciu, mnie nie zabije. Receptę wykupuję - tabletki nie biorę, nie mam przekonania..
Może się ktoś tu zlituje [jak doczytał
] i napisze, czy ma doświadczenia jakieś..
Syn wraca. W domu jestem ok. 20'00. Głodna jak pies. Zaczęłam ok. 10'30.
W nocy mi przeszedł szum.Rano się czuję super - pewnie po sterydzie.
Jak patrzę na ten Betaserc, to może on ma jakiś głębszy sens, bo jednak stawiam na kręgosłup szyjny. Rano przy jodze, zrobilam kilka asan, które rzadko i ostrożnie, bo obciążają właśnie kręgosłup szyjny, na który na ogól bardzo uważam. Na głowie nie staję nigdy i nie robię asan odrwóconych.
Do dyrekcji przychodni jutro pisze mailową skargę.
To tyle ...
Violet, ja też mam zawsze dobry apetyt..