Nie, Tysia, Czaruś i Lalusia to są moje ostatnie koty.
Czas leci i ja robię się naprawdę stara. Kiedyś rzeczywiście odgrażałam się, że już nie wezmę żadnego kota więcej, a potem pojechałam do schroniska i wróciłam z Tysią. Ale to było 6 lat temu.
Jestem sama - co prawda mam dalszą rodzinę, która zajmie się moimi kotami w przypadku, gdyby coś mi się stało, ale dopóki mam siły i środki nie chcę ich angażować w moje sprawy.
W przyszłym roku ostatecznie przestanę pracować, więc i moje możliwości finansowe będą skromniejsze. A uważam, że nie mogę brać na siebie odpowiedzialności za kolejne zwierzę, jeśli nie mam pewności, a raczej - wiem, że temu nie podołam.
Poza tym Tysia ma PNN, w lutym mało brakowało, a pożegnałaby się z tym światem. Jest kotem nadpobudliwym i nie przepada za innymi kotami.
Czaruś ma zapalenie pyszczka i jelit z autoagresji. Na razie wystarczają mu bardzo niewielkie dawki sterydu, ale że panicznie boi się ludzi i zwierząt i ma już z 10 lat, nie mogę narażać go na żaden stres.
Lalusia na razie jest całkiem zdrowa, ale ona też ma za sobą straszne przejścia, więc prędzej czy później jakaś choroba może się objawić. No i Lalusia jest kotem bardzo terytorialnym. Akceptuje koty, które już zastała w domu, ale zwierzęta, które dostrzega z balkonu, bardzo ją denerwują.
Tak więc bez przesady można powiedzieć, że moje koty to koty specjalnej troski.
Poniżej zdjęcia z wiosny, lata i jesieni, których jeszcze nigdzie nie umieszczałam.
Widać, że zamieniłam wersalkę na łóżko, które stało się ulubionym meblem kotów.